sobota, 16 listopada 2013

Rozdział 6

*******************************************************************
NATHANIEL

Już od momentu w którym te dziewczyny wparowały do naszego przedziału, miałem złe przeczucia. Obserwowałem jak jedna z nich siada niebezpiecznie blisko Xaviera i nie wiedzieć czemu, poczułem ochotę aby zamienić się z nią miejscami. Niby po co ona miała koło niego siedzieć? Nawet go nie znała niepotrzebnie zajmowała miejsce, pomyślałem lecz nie wypowiedziałem tego na głos. Skupiłem się na trajkoczących koło mnie dziewczynach.

Widziałem, że są mną zainteresowane, ale jakoś mnie to nie obchodziło. Nie miałem nastroju do zdobywania dziewczyny. Tym bardziej, że nigdy nie miałem na to nawet okazji. Bo w końcu gdybym z jakąś się spotykał, co miałbym ją do domu przyprowadzić ? Żeby była naocznym świadkiem jak traktują mnie właśni rodzice? Nie potrzebne mi to było do szczęścia... Tym bardziej, że kiedyś nawet przeszło mi przez myśl iż mogę być gejem. Lecz szybko to odrzuciłem wiedząc, że żaden chłopak mi się nie podoba... I w sumie nic mnie w nich nie kręci.

Miałem jakąś tam koleżankę w szkole, ale nic poza tym. Tak więc, nie zawracałem sobie dziewczynami głowy.

Uprzejmie odpowiadałem jednak na zadawane przez nią pytania, ponieważ nie chciałem wyjść na jakiegoś tam chama. Gdy zaczęły wieszać się na przemian na moim ramieniu, zirytowany i lekko znudzony, choć nie dający po sobie nic poznać, spojrzałem wreszcie na Xaviera, niemal od razu napotykając jego wzrok. 

Już chciałem coś powiedzieć, gdy siedząca koło niego dziewczyna niemalże rzuciła się na niego składając mu pocałunek na policzku i szczęśliwie mamrocząc coś pod nosem. 

Byłem kompletnie zaskoczony tym, że nawet się nie ruszył. Wyglądało na to, że akceptował takie zachowanie, w końcu inaczej by zwrócił jej uwagę. Poczułem jakby wielki głaz przygniótł moje wnętrzności, nie wiedząc nawet dlaczego tak dziwnie reaguje na coś tak normalnego. Nie wiem.. może to po prostu szok. Przecież dotychczas nie widziałem go w towarzystwie żadnej dziewczyny. Szczerze mówiąc całkowicie zapomniałem, że taki chłopak jak on przecież musi się z nimi spotykać. 

Dopiero teraz zdając sobie sprawę jak bardzo byłem samolubny mając go tylko dla siebie, podczas gdy on pewnie chciał gdzieś wyjść w między czasie, zamiast opiekować się mną, zdecydowałem, że przynajmniej teraz dam mu chwilę odetchnienia.

Z bólem serca odwróciłem wzrok i wkręciłem się w nic nie znaczącą rozmowę z uradowanymi bóg wie czym dziewczynami. Nie spojrzałem w jego kierunku aż do końca podróży, dając mu tym samym wolną rękę aby mógł poderwać tamtą laskę. Siłą woli tylko zmusiłem się, żeby ani razu na niego nie zerknąć i nie zapeszyć. W końcu kiedy następnym razem będzie miał czas na jakiekolwiek zarywanie. Od razu po przyjeździe czekają go formalności z właścicielem domu, a później musimy się jako tako tam ogarnąć. Wypakować walizki, kupić jedzenie, ogólnie zapoznać się z całym domem. 

-Do zobaczenia chłopcy- zaćwiergotały nagle dziewczyny zrywając się z miejsc i ciągnąc za sobą małe walizeczki na kółkach, wyszły z przedziału. Nawet nie zauważyłem momentu w którym wjechaliśmy na naszą stacje. Wielki napis Bainbridge na stojącej na peronie za oknem tabliczce, jasno głosił gdzie się znajdowaliśmy.

-Trzeba się zbierać- stwierdziłem , spoglądając na niego po raz pierwszy od dwóch godzin naszej podróży. 

- Co..?- zapytał jakby nieprzytomny, odrywając puste spojrzenie od bagażnika wiszącego mi nad głową. 

-Nasza stacja- powtórzyłem wstając i z wielkim trudem próbując ściągnąć swoją walizkę, która najwyraźniej o coś zahaczyła, bo nie chciała się ruszyć. 

Xavier za to chyba oprzytomniał bo zerwał się nagle na równe nogi i szybkim ruchem ściągnął własną walizkę kładąc ją na podłodze, podczas gdy ja nadal siłowałem się z moją. 

-Czekaj, pomogę- usłyszałem, lecz zanim zdążyłem się odsunąć aby ustąpić mu miejsca, poczułem ciepło jego ciała. Opartej na moich plecach klatki piersiowej i ramion wyciągniętych nade mną, zamykających się na moich dłoniach i jednym szybkim ruchem pociągających za ucho walizki. 

Niemal od razu się odblokowała i prawie runęła nam na głowy, szarpnięta zbyt gwałtownie. 

-Dzięki- wymamrotałem ignorując dziwne uczucie w żołądku, gdy puścił moje dłonie i ciągnąc za sobą bagaże, gęsiego wymaszerowaliśmy z przedziału, następnie wychodząc na zapełniony ludźmi peron. 

-Lepiej jeśli wezwę taksówkę, nie orientuje się w ulicach, a nie będziemy się tłuc bóg wie ile z bagażami- stwierdził Xavier wyciągając komórkę i zamawiając taxi. 

Przyjechała po jakiś pięciu minutach. Najpierw upchnęliśmy nasze walizki w bagażniku, następnie Xavier podał adres domku, a ja rozsiadłem się w wygodnych fotelach. Byłem lekko zmęczony, a nudna atmosfera w taksówce tylko sprawiła iż stałem się senny.  Nie zdążyłem jednak stracić kontaktu ze światem, gdyż już po chwili byliśmy na miejscu. 

Regulując opłatę zabraliśmy bagaże i zainteresowani stanęliśmy przed małym, dosyć ślicznym domkiem.


§

XAVIER

Już myślałem, że w pociągu Nathaniel wkurzył się na mnie za coś, lecz teraz zachowywał się zupełnie normalnie. Z zaciekawieniem oboje wpatrywaliśmy się w nasz nowy wspólny domek, oceniając go wzrokiem. 

Domek był mniejszy od mojego poprzedniego, ale nie rzucało się to za bardzo w oczy. Był naprawdę ładny. Calutki skąpany w bieli, gdzieniegdzie z małymi ornamentami wyrzeźbionymi na fundamencie lub w okiennicach. 

Widać było delikatne kremowe firanki zasłaniające okna od wewnątrz, a i miło było zawiesić oko na malutkim zadbanym ogródku po prawej stronie przed domem. Kilka doniczkowych roślin dekorujących werandę dodawało przytulności, tak samo jak dobrze komponowała się z nimi biała ławeczka z zaokrąglonymi nóżkami przy lewej ścianie budynku. 

Innymi słowy dom był wprost idealny. Przytulny, ładny i jasny.. Teraz pozostawało go tylko zwiedzić od wewnątrz, pomyślałem odwracając się w stronę Nathaniela.

-I jak się podoba?-zapytałem czekając na jego komentarz. 

W końcu to wszystko załatwiłem tylko dla niego, dla jego bezpieczeństwa.

-Jest piękny- usłyszałem szept pełen zachwytu. -Idealny- stwierdził i uśmiechnął się do mnie promiennie. 

Czułem jak moje serce podskoczyło na ten widok, więc odwzajemniłem uśmiech i wolno skierowałem się na werandę. Jeszcze chwilkę się wahając, zapukałem do drzwi i słysząc zza nich odgłos kroków, z cierpliwością czekałem na wyjście właściciela.

Po chwili drzwi otworzyły się, ukazując mniej więcej trzydziestoletniego mężczyznę, patrzącego na nas z szerokim uśmiechem.

-A o to i są nasi nowi nabywcy- powiedział zadowolony i ręką wskazał wnętrze domu.- Proszę wejdźcie. 

Uśmiechając się pokrzepiająco do Nathaniela, wkroczyłem na środka wiedząc, że podąża tuż za mną.

Już widząc przedpokój, stwierdziłem, że dom od wewnątrz pięknem dorównuje widokowi na zewnątrz. Pomalowane na kremowo ściany, ciemno- brązowe lśniące panele, tego samego koloru półka na buty i szerokie lustro znajdujące się tuż nad nią, utkwione w starodawnej ramie.

Mężczyzna poprowadził nas do ładnie urządzonego salonu i wskazał dwa wygodne fotele, po czym sam przysiadł na dużej obitej w skórę, białej kanapie. 

Z ciekawością rozejrzałem się dokoła. Wielka plazma na ścianie, biała szeroka półka zapełniona filmami dvd, zestaw kina domowego. Sami znajdowaliśmy się wokół szklanego stołu siedząc w objęciach białych fotelo-poduszek. Nie wiem jak to nazwać poprawnie. 

- No więc, zacznijmy od tego- odezwał się nagle mężczyzna podsuwając mi pod nos pęk kluczy.- Klucze od domu, piwnicy, spiżarni i garażu. Na każdym jest literka odpowiadająca znaczeniu, tak więc nie muszę pokazywać, który do czego. Druga sprawa... co do płatności nie omówimy tego dzisiaj ponieważ śpieszę się odebrać córkę z przedszkola, a później mam ważne spotkanie w kancelarii. 

To by wyjaśniało jego ubranie, pomyślałem zerkając na elegancki garnitur. 

-Przez najbliższy tydzień niestety będzie jeszcze gorzej, tak więc pozostaje spotkać się w piątek za dwa tygodnie. Myślę, że do tego czasu oswoicie się z domem. Teraz niestety, muszę już iść- powiedział zerkając na zegarek i uśmiechając się przepraszająco.- Gdyby termin spotkania miał się zmienić, poinformuje pana telefonicznie.- zawołał już na odchodnym i zniknął. 

-To co, idziemy znaleźć nasze pokoje i rozpakować bagaże?- zapytałem po chwili zwracając się w stronę Nathaniela.

-Prowadź- odpowiedział z uśmiechem. 

Tak więc zrobiłem. Podnosząc swoją walizkę aby nie uderzała o stopnie, począłem wspinać się po schodach na górę. Zazwyczaj w każdym domu, pokoje znajdowały się na pierwszym piętrze, więc postanowiłem od tego zacząć. 

Na górze przystanąłem patrząc na cztery pary drzwi, jedna z nich to pewnie łazienka, pomyślałem i otwierając pierwsze z brzegu utwierdziłem się w tym co właśnie powiedziałem. Ogromny praktycznie dwuosobowy prysznic, jaccuzi w wybudowanej specjalnie wnęce oraz oczywiście toaleta. Patrząc tylko pobieżnie, zamknąłem drzwi i z Nathanielem za plecami skierowałem się do następnych. 

Gdy tylko je otworzyłem, nie wiedzieć czemu ogarnęła mnie fala gorąca. Wielkie małżeńskie łoże udekorowane naprzeciwko ogromnym lustrem w którym całe się odbijało. Ściany w kolorze bordowym, dodające intymności i namiętności. Polerowana podłoga, orzechowe łoże okryta białą pościelą  i reszta mebli w takim samym kolorze. Czułem jak serce mi przyśpiesza na myśl, że kiedyś może skorzystam z tego pomieszczenia. Nie wiem z kim, ale kiedyś na pewno. Chcąc się wycofać wpadłem na Nathaniela sprawiając, że zachybotaliśmy się i z głośnym hukiem wyrżnęliśmy się w progu pokoju. 

-Ał.. - jęknął znajdujący się pode mną chłopak, gdy chcąc wstać niechcący zahaczyłem ręką jego włosy. 

-Przepraszam- powiedziałem od razu i zerknąłem w jego twarz oddaloną od mojej na niecałe kilka centymetrów. 

Był bardzo przystojny, nie dziwiłem się, że dziewczyny z pociągu się za nim uganiały. Kilka niesfornych kosmyków zakryło mu prawe oko, a ja niemalże odruchowo je odgarnąłem, napotykając jego spojrzenie. Czułem się jak zahipnotyzowany. Nie mogłem odwrócić spojrzenia, ani choćby ruszyć małym palcem. 

Wpatrywałem się tylko w niego, czując jak moje serce przyśpiesza nieznacznie, zdając sobie sprawę jak blisko siebie jesteśmy. 

-Xavier?- słyszałem niepewny szept wydobywający się z jego aksamitnych warg.- Coś się stało?- zapytał po chwili, już bardziej zdecydowanie. 

Wszystko minęło równie szybko jak się pojawiło, lekko zawstydzony swoim zachowaniem zerwałem się na równe nogi pomagając mu wstać. 

-Nic się nie stało, tak jakoś się zawiesiłem- wytłumaczyłem, uśmiechając się lekko i nie patrząc na niego skierowałem się do następnych dwóch par drzwi. Otworzyłem je jednocześnie wiedząc już, że to pomieszczenia których szukaliśmy.

-A o to i nasze pokoje- powiedziałem podziwiając wnętrze. 

Każdy był zrobiony podobnie, no może z minimalną różnicą, taką jak kolor ściany bądź firanek. 

-Który wybierasz?- dałem mu wolną rękę wskazując na pomieszczenia. 

Nathaniel rozejrzał się badawczo, lecz spostrzegając w jednym z nich okno wychodzące na widok przed domem, zdecydował się na pokój po prawej stronie. 

-Dobrze, idź się teraz rozpakuj, a później pójdziemy coś zjeść na miasto i zrobić potrzebne zakupy na najbliższe dni- powiedziałem sam znikając za drzwiami własnego pokoju. 

Miałem mały mętlik w głowie, nie potrafiłem jasno wyjaśnić sytuacji z przed chwili. Gdyby się nie odezwał, gdyby nie wyrwał mnie z otumanienia... czułem, że gdyby tego nie zrobił, to ja pocałowałbym go. Pocałował ! W tamtym momencie naprawdę miałem taką ochotę. Teraz tylko zastanawiało mnie, co do cholery się ze mną dzieje. Przecież Nathaniel jest chłopakiem.. Czemu miałbym całować chłopaka? 

A może wcale tak nie pomyślałem, może teraz mi się tak wydaje, bo w końcu patrzyłem tylko na jego usta. Sam sobie wmawiam coś czego nie chciałem, tylko dlatego, że porównałem jego usta do ust dziewczyny. No to się wyjaśniło. Po prostu zastanawiałem się czy dziewczyna z jego ustami dobrze się całuje, wcale nie miałem ochotę pocałować Nathaniela, podparłem się na duchu i otwierając szafę, począłem wypakowywać moje rzeczy. 

Nie warto teraz o tym myśleć, stwierdziłem. Skupiając się na tworzeniu w myślach listy produktów do kupienia. Miejmy nadzieję, że supermarket jest gdzieś w pobliżu, bo wątpię czy byłbym w stanie ogarnąć ulice, nie gubiąc się przy tym.

****************************************************************************************************

Rozdział 5

**************************************************************************************

XAVIER


Wraz z pierwszymi promieniami światła przebijającymi przez cienkie zasłony, moje powieki uchyliły się lekko ukazując przed oczami dosyć rozczulający widok wtulonego we mnie Nathaniela. Sam nie wiedziałem czemu, ale widok jego osoby tak ufnie przytulonej do mojego ciała, strasznie poruszał moje serce. Czułem przyjemne ciepło rozprzestrzeniające się po moim ciele, gdy patrzyłem na jego spokojną twarz, włosy w nieładzie rozrzucone na poduszce... Mógłbym tak leżeć i przyglądać mu się w nieskończoność, a jednak jedna rzecz nie dawała mi spokoju. 

Nathaniel wierzył, że jest przy mnie całkowicie bezpieczny, w końcu obiecałem mu to, a tymczasem nawet nie ma pojęcia, że jego ojciec dowiedział się, gdzie się ukrywamy. Nie miałem jednak zamiaru mu o tym mówić. Nie chciałem go niepokoić. 

Z czułością pogłaskałem rękę oplatającą mnie w pasie rozmyślając, jak to wszystko rozegrać tak aby Nathaniel o niczym się nie dowiedział. Postanowiłem, że pierwsze co muszę zrobić to skontaktować się z tym skurwielem. 

Delikatnie odsuwając od siebie nadal śpiącego Nathaniela, wstałem po cichutku udając się do drzwi. Bez pośpiechu skierowałem się do telefonu i wstrzymałem oddech wybierając numer tego drania. 

-Czego?!- ostre warknięcie z drugiej strony słuchawki tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że dodzwoniłem się do prawidłowej osoby.

-Humorek nie dopisuje?- zakpiłem. 

-Spierdalaj- usłyszałem tylko przeciągły syk w odpowiedzi.- Chyba już ci wiadomo, że wiem gdzie jesteście. Nie dane wam będzie długo cieszyć się wolnością. 

Skrzywiłem się, ledwo powstrzymując przed roztrzaskaniem słuchawki na pobliskiej ścianie.

-Tak się składa, że ja właśnie w tej sprawie- warknąłem.- Nie myśl sobie, że od tak będziesz nas zastraszał. Zdajesz sobie chyba sprawę, że Nathaniel jest pełnoletni, nie masz prawa zmuszać go do powrotu. A jeśli spróbujesz....

-To co? Co mi zrobisz gówniarzu? Nic mi kurwa nie zrobisz, rozumiesz. Nic kurwa!

-... załatwię żebyś do końca życia gnił w pierdlu- syknąłem.- Co ty myślisz kurwa, że nie możemy cię zgłosić na policję? Że nie możemy zrobić obdukcji i wpierdolić cię do kicia na ładnych kilka latek? 

Głośny śmiech rozległ się po drugiej stronie słuchawki przyprawiając mnie o dreszcze obrzydzenia. 

-Zobaczymy mały, zobaczymy- powiedział, po czym rozłączył się zostawiając mnie z jeszcze większymi obawami niż przed rozpoczęciem tej rozmowy.

Liczyłem się z tym, że uda mi się go nastraszyć, że może da sobie spokój i zostawi nas w spokoju. Jednak się przeliczyłem. Jedynym racjonalnym wyjściem z tej sytuacji, wydawała mi się w tym momencie wyprowadzka. Nie mogłem dopuścić do tego, aby ten sadysta tu przyszedł, co pewnością niedługo zrobi. Kto wie co mu wtedy odbije. A jeśli przyjdzie z kimś? Przecież nie będę w stanie obronić nas oboje.

Zdenerwowany oparłem się o ścianę, rozmyślając co począć. 

Wyprowadzka.. Tak to jest chyba najlepsze wyjście. O tym adresie dowiedział się tylko dlatego, że zdradzili mnie moi rodzice, ale tym razem się to nie powtórzy.. Nikt nie będzie znał adresu, już ja tego dopilnuje, pomyślałem pędząc do swojego pokoju. Siadając przed laptopem wklepałem w wyszukiwarce domki do wynajęcia.

-O tak, o to mi właśnie chodziło- wymruczałem po jakiś kilkunastu minutach, wpatrując się w jedną ze znalezionych ofert.

Mały biały domek na obrzeżach miasta Bainbridge* jakieś sto kilometrów stąd. Tylko, że zamiast numeru telefonu podany był jakiś komunikator internetowy. Szybko go aktywowałem i napisałem krótką wiadomość do właściciela domku mając nadzieję, że szybko dostanę odpowiedź 

Ku mojemu zaskoczeniu już po kilku sekundach usłyszałem dźwięk przychodzącej wiadomości.

"Miło mi, że jest pan zainteresowany moją ofertą. Czy zechciałby pan omówić szczegóły?" 

"Chciałem zapytać jak szybko można się wprowadzić do domku i kiedy wpłacić pierwszą ratę" odpisałem ze zdenerwowania przygryzając lekko wargę.

"Wprowadzić można się w każdej chwili. Podam panu numer kontaktowy i gdy przyjedzie pan na miejsce, podaruję panu klucze do domu i przy okazji umówimy się na obgadanie płatności. Czy taka oferta panu pasuje?" 

"Tak, oczywiście." Uśmiechnąłem się zadowolony i jeszcze chwilę pisaliśmy wymieniając się paroma szczegółami dotyczącymi domu, po czym wylogowałem się z komunikatora i szczęśliwy rozparłem się na fotelu. Jedna rzecz z głowy, dom załatwiony.

Teraz pozostaje tylko jak najszybciej spakować się i wyjechać, westchnąłem. A no i powiadomić o tym Nathaniela. Choć usilnie staram się przed nim ukryć, że cokolwiek jest nie w porządku, wiem, że jeśli powiem mu o przeprowadzce, domyśli się z jakiego powodu. Tymczasem ja naprawdę nie chce go niczym martwić. 

Najlepiej będzie jak już zaczniemy się przygotowywać do przeprowadzki, pomyślałem. Tak więc czy chce, czy nie chce powinienem obudzić Nathaniela i o wszystkim go poinformować.


 §

NATHANIEL 

-Hej mały wstawaj..

Usłyszałem czyjś ciepły głos wybudzający mnie ze snu.

-Ja ci dam mały..-wymamrotałem na wpół przytomnie. 

Przecież byliśmy w tym samym wieku, pomyślałem. A traktuje mnie jak jakieś dziecko... Gdy udało m się w pełni uchylić powieki, podniosłem się i z jękiem się przeciągnąłem.

-Która godzina?- zapytałem po chwili, wpatrując się wprost w te zatroskane oczęta.

-Sam nie wiem- przyznał.- Coś koło dziesiątej pewnie..

Mówił jakimś takim dziwnie smutnym głosem. Spojrzałem na niego badawczo zastanawiając się, co się mogło stać. A co jeśli... jego rodzice znowu zadzwonili? Co jeśli poczuł wyrzuty sumienia i chce jednak mnie zostawić? Nagłe przerażenie zawładnęło moim sercem.

-Co się stało?- zapytał widząc moje przestraszone spojrzenie i przybliżając się do mnie nieznacznie.

-Dzwonili dzisiaj do ciebie twoi rodzice?- zapytałem pełen obawy, iż moje rozmyślenia mogą jednak okazać się prawdziwe.

-Nie, nikt dzisiaj nie dzwonił- odpowiedział, a mnie w tym momencie zalała ogromna ulga.- A czemu mieliby zadzwonić?- spytał wpatrując się we mnie badawczo.

-Nie wiem.. Po prostu pomyślałem, że coś się stało. Wydawałeś mi się być trochę smutny- wydukałem wpatrując się w własne paznokcie.

Poczułem jak jego delikatna dłoń nieśmiało głaszczę mnie po policzku.

-Nic się nie stało. Muszę ci jednak coś powiedzieć... Wolałbym żebyśmy się stąd wyprowadzili, moi rodzice wiedzą gdzie jesteśmy. Nie możemy ryzykować, że przekażą to twojemu ojcowi.

-O ile już nie przekazali- mruknąłem, starając się zagłuszyć strach ponownie rodzący się w moim ciele.

-Właśnie dlatego wynająłem mały domek, dość daleko stąd- powiedział patrząc na mnie z lekką obawą.- Tam będziemy mieli całkowity spokój, nie będziemy musieli się niczym martwić. Zarezerwowałem dla nas dwa miejsca w pociągu dzisiaj na dwudziestą. Powinniśmy już zacząć się pakować- stwierdził delikatnie zaciskając palce na mojej dłoni.

Dłuższą chwilę nie odzywałem się, trawiąc to co przed chwilą powiedział. A jednak moja wolność nie trwała zbyt długo, znowu trzeba ratować się ucieczką. Smutny przymknąłem na chwilę powieki, uginając się pod ciężarem poczucia winy. Przeze mnie nawet Xavier zmuszony jest do opuszczenia swojego domu... Do uciekania przed moim prześladowcą.. Tylko dlatego, że mi pomógł.

To niesprawiedliwe. A jednak byłem mu coś winny. Skoro tak bardzo starał się mnie chronić, nie będę mu teraz tego utrudniał. I tak już wystarczająco dużo dla mnie zrobił, pomyślałem wstając z łóżka, wolnym krokiem kierując się w stronę szafy.

-Masz rację- stwierdziłem uśmiechając się delikatnie dla dodania otuchy.- Lepiej jeśli już teraz się spakujemy- zgodziłem się z nim równocześnie z niemałym trudem wyciągając zza mebla moją walizkę.

Czułem jego badawczy wzrok na moich plecach, jakby nadal próbował upewnić się, że wszystko w porządku, ale starałem się go ignorować w spokoju rozpinając walizkę i pakując do niej po kolei wszystkie moje rzeczy.

§

XAVIER

Zauważyłem, że Nathaniel posmutniał słysząc moje wieści, lecz także widziałem, że nie chciał mnie zamartwiać, dlatego też nie zwróciłem na to uwagi. Gdy powoli zaczął pakować swoje ubrania i kilka prywatnych rzeczy do dosyć sporej walizki, ja spokojnie siedziałem przypatrując mu się w milczeniu. 

Sam spakowałem się, zanim przyszedłem do niego, więc miałem to już z głowy. Czułem się trochę niepewnie opuszczając to miejsce, aczkolwiek wiedziałem, że postępuje  słusznie. Nie chciałem, żeby Nathaniel żył w wiecznym strachu, iż jego ojciec nagle pojawi się w progu naszych drzwi. I byłem gotów zrobić wszystko aby tylko czuł się bezpiecznie. 

*******
Miastowy zgiełk był niczym w porównaniu z hałasem panującym na dworcu. Już po kilku minutach stania na peronie, głowa pulsowała mi tępym bólem z powodu znajdujących się w pobliżu decybeli. Nie lubiłem hałasu, zresztą nie tylko ja. Po minie towarzyszącego mi chłopaka można było szczerze stwierdzić, iż podziela moje zdanie. 

Z ulgą powitałem  zatrzymujący się na peronie pociąg i biorąc w rękę bagaże, jak najszybciej wgramoliłem się po kilku schodkach rozglądając się przy okazji w poszukiwaniu jakiegoś pustego przedziału. Gdy wreszcie ów taki znalazłem, wspólnie z Nathanielem upchnęliśmy swoje walizki na bagażniku nad głowami i usiedliśmy naprzeciwko siebie po obu stronach okna.

Już otworzyłem usta aby o coś się go zapytać, gdy do przedziału wkroczyły trzy dziewczyny mniej więcej w takim samym wieku jak my.

-Możemy się dosiąść?- zapytały całe w skowronkach wpatrując się w siedzącego naprzeciwko mnie Nathaniela.

-Jasne- odpowiedziałem, choć nie kwapiłem się do dzielenia z nimi przedziału.

Zasady uprzejmości jednak nie pozwalały mi na inną odpowiedź, więc pozostawało mi jedynie obserwować jak dwie z dziewczyn przysiadły w niewielkiej odległości od Nathaniela, a ostatnia dziwnie trzepocząc rzęsami usadowiła się tuż obok mnie. 

-Dokąd to jedziecie chłopcy?- zapytała blondwłosa dziewczyna siedząca najbliżej Nathaniela.

-Do Bainbridge- odpowiedziałem spokojnie ignorując natarczywe spojrzenia koleżanki siedzącej koło mnie.

-O cóż za zbieg okoliczności- brunetka siedząca tuż koło blondynki zamrugała zdziwiona rzęskami obdarzając mojego towarzysza dosyć protekcjonalnym spojrzeniem.- My także się tam zatrzymujemy. To dosyć małe miasteczko, pewnie często będziemy się widywać- dodała pochylając się lekko w jego kierunku. 

Nie wiedzieć czemu, zacząłem się irytować patrząc na jej nieudolne próby flirtu. Nathaniel już i tak ma dosyć problemów na głowie, w poza tym nawet nie okazuje jej choć odrobiny zainteresowania, powinna sobie darować i dać mu przeżyć tą podróż w spokoju... Lekko skrzywiony wpatrywałem się jak blondynka położyła swoją dłoń na jego ramieniu próbując tym zwrócić na siebie uwagę.

Czemu nie mogła trzymać łap przy sobie, pomyślałem niemal warcząc gdy ze śmiechem poklepała go po kolanie. . Wpatrywałem się w nią morderczym wzrokiem, lecz ona nic sobie z tego nie robiła. Chyba nawet nie zwróciła na to uwagi, do głębi pochłonięta chęcią uwiedzenia Nathaniela.

Już chciałem jej zwrócić uwagę żeby się tak do niego nie kleiła, gdy poczułem jak dziewczyna dotychczas tylko uparcie się we mnie wpatrująca delikatnie ciągnie mój rękaw chcąc zwrócić na siebie moją uwagę. 

-Co?- warknąłem dosyć wrednie, nadal nie kontrolując dziwnych emocji które targały moim ciałem.

Dziewczyna spojrzała na mnie niepewnie słysząc ton mojego głosu, lecz już po chwili rozpromieniła się uśmiechając do mnie kokieteryjnie.

-Chciałam się spytać jak masz na imię. Miło by było zapoznać się z nowymi znajomymi.

-Xavier- odpowiedziałem, żeby jak najszybciej mieć ją z głowy i już odwracałem się w stronę Nathaniela, gdy ta ponownie pociągnęła mnie za rękaw.

-Jestem Samantha- przedstawiła się łapiąc moją dłoń i potrząsając nią w geście powitania.- To będzie wasz pierwszy raz w Bainbridge?

-Taa, nie za bardzo wyjeżdżałem poza okolice mojego miasta- stwierdziłem starając zakończyć konwersację.

-To tak samo jak ja- przyznała bóg wie czemu uradowana.

-Fajnie..- mruknąłem ukradkiem zerkając w kierunku Nathaniela i z dziwnym uczuciem w żołądku przypatrując się chichoczącym nad nim dziewczynom. 

-Nathaniel jakie śliczne imię- skomlały podniecone rzucając mu spojrzenia spod wytapetowanych rzęs.- Kocham chłopaków o takim imieniu- wyszeptała blondyna wieszając się nagle na jego ramieniu. 

Serce zakuło mnie boleśnie i w tym momencie nasze spojrzenia się spotkały. Dokładnie gdy niezadowolona moim podejściem Samantha rzuciła się na mnie przygniatając mnie swoimi ramionami i trzepocząc rzęsami pocałowała mnie w policzek.

-Cieszę się, że cię poznałam- wyćwierkała, a ja nie zdążywszy zareagować mogłem tylko obserwować malujące się na twarzy Nathaniela zaskoczenie i coś czego nie byłem w stanie opisać, a co na pewno nie było pozytywnym uczuciem. 

Miałem ochotę zamordować te natrętne babsko, lecz jedyne na co się zdobyłem to odepchnięcie jej i ponowne zerknięcia na Nathaniela. Lecz ten już do końca podróży nawet nie uraczył mnie spojrzeniem, angażując się w rozmowę z dziewczynami.

A ja nie wiedzieć czemu zdenerwowany wpatrywałem się w okno, obserwując mijające wolno krajobrazy modląc się żebyśmy wreszcie dojechali na miejsce.

Rozdział 4

Jesteś moim światłem
Rozdział 4

 XAVIER

Wybiła pierwsza a ja nadal leżałem bez ruchu wpatrując się w sufit i próbując przetrawić wcześniej usłyszane słowa. Wiedziałem, że zadzwonią prędzej czy później. Miałem jednak nadzieję, że nie nastąpi to tak szybko....Nadal po głowie chodziły mi ich słowa.

"Jak śmiałeś przygarnąć tego bachora, zachowałeś się jak kompletny idiota. On nie zasługuje na twoją litość, jest śmieciem rozumiesz?! Czy zdajesz sobie sprawę z tego co zrobiłeś? Jeśli w ciągu tygodnia nie wyrzucisz go na zbity pysk, gorzko tego pożałujesz. Daliśmy jego ojcu twój adres jeśli za siedem dni te ścierwo do niego nie wróci sam po niego przyjedzie."
   
Kurwa, jak oni mogą być takimi debilami?! Wiedzieli.. od początku wiedzieli jak go traktował!! A nadal zachowują się jakby był śmieciem, niczym tylko po prostu śmieciem... Gdybym wiedział, gdybym wiedział, że są takimi pieprzonymi cwelami... boże ?! Nie wierzę, że to są moi rodzice..

Zdenerwowany ze złością potargałem swoje włosy, wzdychając bezsilnie. I co ja miałem teraz zrobić? Przecież oczywistym było, że nie wyrzucę Nathaniela. Nie było nawet takiej opcji.

-Ehh..

Pozostawało w takim razie wymyślić coś aby móc przekonać jego ojca. Tylko co? Żaden pomysł nie przychodził mi do głowy..."Chyba już dzisiaj nie zasnę" westchnąłem powoli podnosząc się do siadu i z roztargnieniem zerkając na zegarek. "No pięknie, dopiero wpół do drugiej.. I co ja mam robić o tej porze?"
Zdecydowałem jednak że, kłaść sie spać w dalszym ciągu nie ma sensu, więc może przynajmniej wezmę prysznic, wypije kawę i ogarnę trochę chatę. Do tego czasu powinien już nastać ranek.

Chwytając jakąś tam koszulkę i bokserki, skierowałem się więc do łazienki.


*********************************************************************

NATHANIEL


Znowu.. znowu czułem jego obecność... Biegłem w środku nocy przez mroczny las za sobą słysząc jego głośny oddech. Wiedziałem, że daleko nie ucieknę. Zawsze prędzej czy później mnie łapał... Biegłem i biegłem czując jak coraz większy strach ściska moje gardło. Nogi powoli odmawiały mi posłuszeństwa a oddech stawał się coraz płytszy.. Nie wytrzymam ani chwili dłużej..

Przeskoczyłem nad sterczącym korzeniem i nagle zahaczyłem o coś upadając na ziemię. "Dogonił mnie", wiedziałem to zanim poczułem na sobie zaciskające się ręce, a z mojego gardła wydobył się przeraźliwy krzyk.


**********************************************************************

XAVIER

Dopiero co wyszedłem z łazienki, i właśnie miałem zamiar skierować się do kuchni, gdy niezmąconą ciszę domu, rozdarł przeraźliwy krzyk. Wystraszony szybko skierowałem się do pokoju Nathaniela. Gdy tylko wbiegłem do środka, mój wzrok niemal od razu padł na ciało szamoczące się na łóżku. Stłumione jęki bólu wydobywały się z wykrzywionych płaczem warg, wymieszane z cichym szlochem. Ciało rzucało się na wszystkie strony objęte całunami śniącego się koszmaru.

-Nathaniel..- szepnąłem przestraszony podchodząc do łóżka i delikatnie ujmując go za ramię.- Nathaniel...- powtórzyłem głośniej, starając się wybudzić go tak aby równocześnie za bardzo go nie przestraszyć. 

-Niee, nie ... proszę!- jęczał odpychając moje dłonie. 

-Ćśśś, to tylko ja.. Nic ci nie zrobię..- starałem się mówić wyraźnie, potrząsając jednocześnie jego ramionami. Lecz gdy nadal nie reagował, potrząsnąłem nim o wiele mocniej nie zastanawiając się już czy go wystraszę czy nie. Ważne było tylko to aby wybudził się z koszmaru. Na szczęście tym razem podziałało.
Niemal od razu otworzył szeroko oczy i po chwili rozpoznając moją twarz, z ulgą przytulił się do mnie całym ciałem, chowając zapłakaną twarz w mojej koszulce. 

-Ćśśś już wszystko w porządku- wyszeptałem delikatnie głaszcząc go po spiętych plecach. 

Powoli kołysałem się lekko do przodu i do tyłu, przypominając sobie co robiła moja mama w sytuacji gdy wybudzała mnie kiedyś z koszmaru. Chyba tylko tą jedną rzecz umiała zrobić w stosunku do mnie z czułością, bo innej sytuacji w której by mi pomogła raczej nie pamiętam.

-Dzięki- usłyszałem po dłuższej chwili, gdy jego oddech stał się spokojniejszy, a ciało przestało być aż tak spięte.

Przemilczałem to, tylko delikatnie głaszcząc go po głowie. 

-Co ci się śniło?- zapytałem choć dobrze znałem odpowiedź.

-Ojciec..- odparł zgorzkniałym głosem mocniej zaciskając dłonie na mojej koszulce.- Z resztą to nic nowego..

-Chciałbyś żebym dzisiaj z tobą tu został?- zapytałem z jakiegoś dziwnego powodu, przełykając ze zdenerwowaniem ślinę. 

-Jeśli by ci to nie przeszkadzało..- wymamrotał obojętnie, acz zdradził go wyraz ulgi widoczny na jego twarzy.

-Niby czemu miałoby mi przeszkadzać?- zapytałem zdziwiony, lokując sobie miejsce po prawej stronie łóżka i z przyjemnością kryjąc się pod miękką kołdrą.

Nathaniel chrząknął zażenowany.

-A czemu miałoby nie przeszkadzać? Musisz niańczyć chłopaka, który nie dość, że zajmuje ci twój pokój. To jeszcze jest w tym samym wieku co ty, a boi się koszmarów sennych.

-Nie uważam cię za jakiś problem, który nagle spadł mi na głowę...Więc to, że muszę się tobą tak jakby opiekować wcale mi nie przeszkadza. A gdybym nie chciał dać ci swojego pokoju to bym ci go nie dał.. Więc nie szukaj dziury w całym tylko zaakceptuj to co masz, nawet jeśli sam tego nie chcesz- stwierdziłem przyciągając go ramieniem do siebie i udając, że nie widzę jego zaczerwienionych policzków, gdy powoli kładzie głowę na mojej piersi.- A teraz się zamknij i idź spać- powiedziałem nieco uszczypliwie zastanawiając się czy mnie posłucha. 

Oczywiście już po chwili zamknął oczy posłusznie starając się zasnąć. "No to nici z kawki" pomyślałem, chodź nie cierpiałem raczej z tego powodu. Czułem się lepiej pomagając mu i przytulając go do siebie jak młodszego brata. Dziwne porównanie zważywszy na fakt, że jesteśmy w tym samym wieku.

Spojrzałem na niego z zainteresowaniem obserwując jego spokojną już twarz. Tym razem chyba śniło mu się coś pogodniejszego, pomyślałem gdy na jego twarzy zabłąkał się lekki uśmiech. Po raz pierwszy miałem okazję dokładniej przyjrzeć się jego twarzy. Małe jasno różowe usta, dosyć długie rzęsy, delikatne kosmyki opadające na gładkie czoło, smukła szczęka, mały prosty nos... Można powiedzieć, że był dosyć przystojny.  Dziwne ciepło ogarnęło moje serce gdy obserwowałem jak z ufnością wtula się w moje ciało. Miejsce gdzie jego dłonie delikatnie spoczywały na moim ciele, dziwnie mrowiło. Był taki... bezbronny. Taki podatny na zranienia. A ja, ja byłem jego jedynym  wsparciem, jego jedyną nadzieją. I nie mogłem go zawieść. 

Momentalnie przypomniałem sobie rozmowę z moimi rodzicami. Musiałem go chronić.. Musiałem jak najszybciej wymyślić co zrobić, aby nie stała mu się krzywda. Jeszcze raz zerknąłem na jego śpiącą twarz i z nową determinacją przytuliłem mocniej jego ciało. Miałem pomysł, ale aby go zrealizować musiałem przeczekać jeszcze te kilka godzin do poranka. Dzisiaj to wszystko się skończy... Już ja dopilnuję aby był bezpieczny, pomyślałem czując jak dziwne uczucie rozprzestrzenia się po moim ciele. Nie wiedząc dokładnie dlaczego to robię, pochyliłem się lekko nad jego twarzą i odgarniając kilka kosmyków włosów, złożyłem delikatny pocałunek na jego ustach. 

Lecz właśnie w tym momencie, senność wreszcie wzięła nade mną górę, i kompletnie zapominając o tym co właśnie zrobiłem, zapadłem z niespokojny sen. Tak... jutro wszystko się wyjaśni...

Rozdział 3

Jesteś moim światłem
Rozdział 3


NATHANIEL

Obudziłem się dość wcześnie. Gdy tylko jasne słońce przebiło się przez delikatne zasłonki do pokoju, zerwałem się dość gwałtownie. Miotany dopiero co przyśnionym koszmarem. Znowu śnił mi się ojciec. Śnił mi się prawie codziennie i za każdym razem scenariusze snu stawały się jeszcze gorsze. Tym razem mnie zabił. Widziałem to tak realistycznie..

Jego ręce zaciskające się na mojej szyi, pełne pogardy spojrzenie i twarz wykrzywiona w grymasie największego gniewu. Bałem się... Wręcz trzęsłęm się ze strachu jeszcze chwilę po przebudzeniu.

Kilka minut zajęło mi upewnienie się, że na pewno nie jestem w swoim domu a zszargane snem nerwy sprawiały iż w przez dłuższą chwilę miałem wrażenie jakby mój ojciec miał wejsć do pokoju i sprawić, że sen stanie się jednak rzeczywistością.

Na szczęście tak się nie stało i gdy przypomniałem sobie, że tutaj w tym domu jestem tylko ja i Xavier. Moje ciało zalała fala ulgi.

Powoli zgramoliłem się z łóżka i lekko sycząc z bólu, skierowałem się do mojej torby chcąc ubrać się w coś wygodnego. Gdy wyszperałem wreszcie moją flanelową koszulę w kratę i białe dresy. Ubrałem się i postanowiłem zejść na dół.

Chciałem sprawdzić jak się trzyma Xavier. Z tego co pamiętałem mówił, że będzie spał na kanapie. Trochę mnie to zmartwiło..W końcu to jego dom. Głupio mi było zajmować jego jedyne łóżko.

Tak więc zeszłem po schodach na parter i zerknąłem do salonu w którym ujrzałem jego czarne zmierzwione włosy wystające zza oparcia. Podszedłem do niego powoli.

Na dole było niesamowicie zimno, przez co zastanawiałem się czy ta cienka kołdra którą się okrył była wystarczająca. Dla pewności sięgnąłem po koc leżący na fotelu obok i okryłem go lekko. Następnie kierując się do kuchni, postanowiłem go na razie nie budzić i skorzystać z faktu iż mogę w samotności sobie pomyśleć.

Wiedziałem, że broniąc mnie samoistnie wyparł się swojej rodziny jak i także naraził memu ojcu i na prawdę byłem mu za to ogromnie wdzięczny. Ale nie miałem jak sprawić aby ta moja wdzięczność zamieniła się w czyny i w czymś mu pomogła. Dał mi schronienie, poczucie bezpieczeństwa. Nawet jeśli chwilowego... A ja? A ja nie miałem co dać mu w zamian.
Postanowiłem więc, że przyjmę przynajmniej pewne domowe obowiązki. Chciałem być do czegoś przydatny, nawet jeśli miałoby to być tylko gotowanie jedzenia.

A właśnie co do jedzenia. Od dawna nie jadłem zbyt dużo wiec teraz kiszki praktycznie grały mi marsza, jesli można tak to powiedzieć. I coś czułem że jak Xavier się obudzi także będzie głodny. Więc czas zacząć być potrzebnym, pomyślałem zaglądając do lodówki i zastanawiając się co by tu upichcić. Były jajka, boczek, mleko, parówki, zamrożona pizza, jogurty i kawałek sera. Hmm..sprawdziłem jeszcze kilka półek obok lodówki i znalazłem makaron, kaszę gryczaną, słoiczek leczo, przyprawy i płatki.

W sumie do wyboru była jajecznica na bekonie, płatki z mlekiem, pizza albo kasza gryczana z leczo. Po namyśle wybrałem jednak to ostatnie. Bardzo lubiłem sos leczo a skoro znalazł się w tej kuchni. Xavier też musiał za nim przepadać. Tak więc postanowione. Wstawiłem wodę z kaszą w opakowaniach na gaz a obok położyłem patelnię aby podgrzać olej. Gdy tylko olej się podgrzał wlałem zawartość słoiczka i powoli mieszałem upajając się ładnym zapachem. Następnie gdy sos był już zrobiony. Wyjąłem z wrzącej wody opakowania z kaszą, odcedziłem je nad zlewem i rozerwałem wysypując zawartość na dwa talerze, potem polewając je wyśmienitym leczo. Mniam, pomyślałem patrząc na smakowicie wyglądające danie. Po czym zgarnąłem dwa widelce i postawiłem wszystko na stole.

Nie pytajcie mnie dlaczego umiem gotować. Po prostu umiem. Lubię to robić. Jest to chyba jedyna z czynności która umie całkowicie zająć moje myśli i dać mi chwilę odpoczynku.

Gdy wszystko już ładnie poustawiałem doszedłem do wniosku, że już chyba czas obudzić Xaviera i zawołać go do stołu na śniadanie. Właśnie odwracałem się w stronę drzwi gdy z zaskoczeniem stwierdziłem, że stał w nich nie kto inny jak sam Xavier. Przyglądając mi się z uwagą, stał oparty ramieniem o futrynę patrząc się na mnie tajemniczym wzrokiem.

-Nie zauważyłem, że wstałeś- stwierdziłem zaskoczony.- Od kiedy tu tak stoisz?

-Od paru minut. Nie chciałem ci przerywać, wyglądałeś na bardzo zaapsorbowanego tym co robisz- powiedział powoli podchodząc do stołu i wreszcie uśmiechając się delikatnie.

-Zrobiłem dla nas śniadanie- powiedziałem cicho obawiając się iż może odrzucić taki gest z mojej strony albo wkurzyć się, że bez pytania korzystam z jego kuchni.

Nie znałem go jeszcze tak do końca. W sumie w ogóle go nie znałem i nie chciałem zbyt szybko wmawiać sobie, że skoro mnie uratował musi być zawsze dobry i miły.

-Właśnie widzę, to nie było konieczne. Sam bym coś ugotował... Ale dzięki. Widziałem, że się starałeś. To co jemy?- zapytał uśmiechając się lekko i powoli siadając na jednym miejscu.

-Jemy- uśmiechnąłem się i z zadowoleniem usiadłem na przeciwko niemal od razu wpychając do buzi pożądną porcję kaszy.


*************************************************************************
XAVIER

Obudziło mnie delikatne skierczenie dochodzące z kuchni. Ktoś gotuje coś na patelni, pomyślałem szybko otwierając oczy. Powoli wstałem z sofy krzywiąc się lekko z powodu bolących mięśni. Ten mebel stanowczo nie nadaje się do spania ehh.. Przejeżdżając lekko dłonią po swoich zmierzwionych włosach, po cichu skierowałem się do kuchni z zaskoczenia stając w progu i obserwując krzątającego się po niej Nathaniela.

Sprawnie mieszając coś na patelni, drugą ręką lekko zmniejszył gaz pod bulgoczącym garnkiem rozglądając się przy okazji w poszukiwaniu talerzy. Gdy tylko wyłączył gaz pod patelnią z uwagą obserwowałem jego skupioną twarz pochylającą się nad garnkiem.
Wyglądał jakby był na prawdę zaabsorbowało go to co robi. Oparłem się o framugę drzwi i z lekkim zafascynowaniem obserwowałem jego ruchy. W tej chwili wyglądał jak najzwyklejszy chłopak. Nikt nie domyśliłby się jak ciężkie brzmienie jeszcze do wczoraj na nim ciążyło. Widząc go robiącego tak naturalną czynność w kompletnym skupieniu i oddaniu.

Nie miałem serca mu teraz przeszkadzać. Czekałem więc skupiając się tylko i wyłącznie na obserwowaniu. Aż wreszcie nałożył dania na talerz i położył je na stole wraz z sztućcami odwracając się w moim kierunku. Widziałem jak jego oczy rozszerzają się lekko z zaskoczenia.

-Nie zauważyłem, że wstałeś- stwierdził.- Od kiedy tu tak stoisz?

-Od paru minut. Nie chciałem ci przerywać, wyglądałeś na bardzo zaapsorbowanego tym co robisz- powiedziałem powoli podchodząc do stołu i nie mogąc powstrzymać delikatnego uśmiechu.

-Zrobiłem dla nas śniadanie-powiedział cicho a ja zerknąłem na niego zauważając w jego oczach lekką obawę.

Wyglądał jakby trochę bał się, że zrobił coś złego. O nie, nie mogłem pozwolić na to aby czuł się w mojej obecności niepewnie.

-Właśnie widzę, to nie było konieczne. Sam bym coś ugotował... Ale dzięki. Widziałem, że się starałeś. To co jemy?-zapytałem, siadając po prawej stronie stołu nadal z delikatnym uśmiechem na twarzy.

-Jemy- odpowiedział siadając na przeciwko i niemal od razu wpychając do buzi dużą łyżkę kaszy.

Zachichotałem cichutko porównując jego zachowanie do zachowania małego dziecka. Wydawał się w tym momencie naprawdę słodki. Jak taki mały niewinny chłopiec.. Zauroczony tym widokiem oparłem podbródek na dłoni i z uśmiechem przypatrywałem się jak je.

************************************************************************

NATHANIEL

Ze smakiem zajadałem się ciepłym daniem gdy nagle zdałem sobie sprawę,że przez dłuższy czas czuje na sobie jego spojrzenie. Przełknąłem następny kęs i uniosłem wzrok spoglądając na jego twarz. Patrzył na mnie z lekkim uśmiechem śledząc każdy mój ruch. Momentalnie poczułem się niezręcznie gdy dostrzegłem, że sam jeszcze nie tknął swojego jedzenia. Szybko odwracając wzrok ukradkiem wytarłem twarz w obawie iż się pobrudziłem po czym z zawstydzeniem wpatrzyłem się w swój talerz. Nie mogę jeść gdy widzę, że ktoś się tak uparcie we mnie wpatruje.

-Nie smakuje ci?-zapytałem próbując zwrócić jego uwagę na coś innego.

Niemal od razu spojrzenie jego zielonych oczu przeniosło się na własny talerz a ręka złapała widelec i uniosła do ust.

-Smakuje, smakuje- wymruczał szybko zjadając to co nabrał na widelec.

-To czemu przed chwilą nie jadłeś?- zapytałem ponownie unosząc na niego wzrok.

-Za bardzo się na ciebie zapatrzyłem- powiedział najzwyklejszym tonem na świecie nie zdając sobie sprawy, że przyprawił mnie tym zdaniem o szybsze bicie serca.

-A co takiego ciekawego we mnie widziałeś, że przez prawie kilka minut siedziałeś jak wmurowany?- zapytałem z lekką kpiną w głosie. Z ciekawością przechylając głowę lekko na bok.

Zielone spojrzenie uniosło się i spoczęło prosto na mojej twarzy.

-Siedziałem jak wmurowany bo podziwiałem to, że możesz być taki słodki- powiedział spokojnie i z powrotem wrócił do jedzenia. Na szczęście nie zobaczył wikwitającego gwałtownie na mojej twarzy rumieńca.

"Głupek! Takie rzeczy powinno się mówić do dziewczyny!''pomyślałem szybko wpychając sobie do buzi następne kęsy jedzenia. "Ja mu dam słodki"warknąłem w myślach, buntując się przeciwko takim porówananiom.

Reszta śniadania minęła jednak bez żadnych dalszych ekscesów. W sumie po posiłku zebrałem naczynia i umyłem je chowając z powrotem do szafki po czym zdecydowaliśmy włączyć telewizję i obejrzeć jakiś film. W skrócie cały dzień minął nam wyjątkowo spokojnie, na wylegiwaniu się, oglądaniu telewizji oraz wspólnej grze w karty. Nauczyłem się grać w pana i już za pierwszym razem całkowicie go ograłem :). Ma się to szczęście.

Komplikacje zaczęły się jednak tuż po kolacji. Ledwo zdążyliśmy posprzątać talerze, a w całym domu rozległ się dźwięk dzwoniącego telefonu.

-Wiedziałem, że w końcu zadzwonią- westchnął Xavier i powoli ruszył do wiszącego w przedpokoju automatu.

-Kto?- zapytałem zdezorientowany.

-Moi kochani rodzice- powiedział z ironią, po czym jednym ruchem zdjął ze ściany słuchawkę i przyłożył ją do ucha.- Halo?

Zaniepokojony oparłem się tuż obok o ścianę próbując wyłapać jakiekolwiek słowo z bełkotu dochodzącego ze słuchawki lecz nie byłem w stanie rozróżnić żadnego wyrazu. Z obawą wpatrywałem się w powoli blednącą twarz Xaviera.

-Nawet nie ważcie się tego robić- warknął po chwili totalnie rozwścieczony chłopak siniejąc na twarzy ze złości.- Jeśli tylko spróbujecie możecie zapomnieć, że kiedykolwiek byłem waszym synem!- krzyknął w słuchawkę i jednym szybkim ruchem odłożył ją na miejsce ze złością wbijając pięść w ścianę.

Przestraszony odskoczyłem kawałek ze strachem nie mogąc zrozumieć co się właściwie wydarzyło. Czyżby nadszedł koniec mojej wolności? Czyżby wszystko miało skończyć się właśnie teraz?

-Co oni chcą zrobić?-zapytałem po chwili przełykając ze zdenerwowania ślinę.

Xavier spojrzał na mnie uważnym wzrokiem prawdopodobnie zauważając moją pobladłą ze strachu twarz i drżące ramiona.

-Nic co powinno cię martwić. Wszystkim się zajmę- wyszeptał i podszedł do mnie delikatnie mnie obejmując.- Nie przejmuj się tym- powiedział mocniej mnie do siebie przytulając.

Nie wierzyłem w jego słowa ale doceniałem to iż nie chce mnie martwić. Spokojnie odwzajemniłem jego uścisk delikatnie kładąc głowę na jego ramieniu.

-Dobrze, nie będę- obiecałem przysięgając sobie, że w tym jednym jemu bezgranicznie zaufam.