czwartek, 24 lipca 2014

Rozdział 15

NATHANIEL

-No dobrze..-Odezwała się Mito, gdy tylko każde z nas skończyło już swoje jedzenie.- Czy teraz powiecie mi, o co poszło wam z Samuelem?

Nie spodziewałem się, że zada akurat TO pytanie. Instynktownie zacisnąłem rękę na oparciu krzesła, podenerwowany i zawstydzony tym, że ktokolwiek mógłby się dowiedzieć, co wydarzyło się na tamtej imprezie. 

O mało co nie zacząłem panikować, gdy nagle poczułem dłoń Xaviera na swoim kolanie, ściskającą je lekko. Spojrzałem na niego błagalnym wzrokiem, w myślach prosząc, aby pominął sprawozdanie o moją osobę. 

-Powiedzmy, że Samuel powiedział o kilka słów za dużo, i nie za bardzo mi się to spodobało- odezwał się po chwili, spoglądając na Mito spokojnym wzrokiem. 

Świetnie! Zbagatelizował wydarzenie do zwykłej bójki... Najwidoczniej zrozumiał, o co mi chodzi.... Z wdzięcznością wyciągnąłem moją rękę pod stołem, i delikatnie ścisnąłem jego dłoń, aby wiedział, że dziękuję za jego kłamstwo. 

Mito jeszcze przez chwilę spoglądała na nas swoim podejrzliwym wzrokiem, lecz najwyraźniej postanowiła nie drążyć tematu. 

-Dobra, w takim razie co robiliście, jak wróciliście do domu?- zapytała z czystej ciekawości. 

W ostatniej chwili udało mi się nie zakrztusić powietrzem, czego nie można było powiedzieć o Xavierze. Szybko cofnąłem swoją rękę i klepnąłem go mocno w plecy, starając się nie zwracać uwagi na gorąco, które zawładnęło moimi policzkami. Z pewnością byłem teraz czerwony jak burak...

-Uhuhu teraz to dopiero jestem ciekawa waszej odpowiedzi.- Mito zaśmiała się nie odrywając od nas wzroku. -A czemuż to reagujecie w tak przedziwny sposób, co? Może robiliście coś... zakazanego?

-Nie!

-Nic z tych rzeczy!- odpowiedzieliśmy jednocześnie, spoglądając na siebie z zażenowaniem.

Mito niewinnie zamrugała oczkami.

-Z jakich rzeczy? 

-Zakazanych.. O jakiekolwiek by ci nie chodziło...- wymamrotałem starając się wyglądać normalnie.

-W sumie to.. od razu poszliśmy spać..- dopowiedział Xavier, wyjątkowo szybko się ogarniając. 

Przynajmniej tyle mogłem stwierdzić po jego głosie, ponieważ nie miałem zamiaru patrzeć w jego stronę. Nie wtedy, gdy w mojej pamięci ponownie odtworzyła się wczorajsza sytuacja. 

Dziewczyna nie wiedzieć czemu...nie skomentowała tego, lecz było widać, że miało na to wielką ochotę. Coś jednak ją powstrzymało, a sądząc po dziwnym błysku w oku, było to coś, co niekoniecznie mogło się nam spodobać. 

-Powiedzmy, że wam wierzę... I z dobrego serca postanowię o nic więcej nie pytać...

Widząc jej diabelny uśmieszek, niemal przewidziałem jej następne zdanie.

-Ale w zamian za to... wy musicie zrobić mi pewną przysługę. 

Razem z Xavierem spięliśmy się nieznacznie, zastanawiając się, czego ów przysługa, może dotyczyć. 

-Pozwólcie mi zostać u siebie na noc.

_______________

XAVIER

Razem z Nathanielem spojrzeliśmy na siebie zdziwieni, kompletnie zapominając o wcześniejszym temacie rozmowy.

-Dlaczego miałabyś chcieć zostać u nas na noc?- zapytałem, spoglądając na nią z zaskoczeniem.

Dziewczyna westchnęła jedynie, składając swoje dłonie na blacie, i opierając o nie podbródek. 

-Nikogo dzisiaj u mnie nie będzie... Matka z ojcem wyjechali w nagłej sprawie, a brat nocuje u swojego chłopaka, nie za bardzo chce mi się siedzieć samej w pustym domu. 

Pokiwałem głową w zrozumieniu, zanim dotarł do mnie pełny sens jej wypowiedzi.

-Zaraz, zaraz.. Chłopaka?!- wykrzyknąłem zdumiony. 

Mito zmierzyła mnie dziwnym spojrzeniem.

-A bo co? Masz coś do homoseksualistów?- zapytała z poważnym wyrazem twarzy. 

-Nie! Nie! Absolutnie!- zapewniłem szybko.

Jeszcze chwilę mierzyła mnie wzrokiem, zanim skierowała swe spojrzenie na Nathaniela.

-A ty? Masz coś przeciwko?

Nathaniel nawet nie mrugnął, uśmiechając się jedynie delikatnie.

-Nie mi oceniać, kto kogo pokocha.

"..Hmmm..Ładnie powiedziane.." pomyślałem. Nie całkiem świadomie, ponownie zawieszając na nim spojrzenie. Mito najwyraźniej spodobała się jego odpowiedź, ponieważ teraz zarzucała go także innymi pytaniami, najprawdopodobniej sprawdzając poziom jego tolerancji. 

Zajęty rozmową nawet nie zauważył, że się na niego patrzę, więc mogłem chwilę dłużej lustrować jego oblicze. Podobał mi się sposób w jaki jego oczy błyszczały się, gdy się uśmiechał. Podobało mi się, jak przechyla głowę, gdy wsłuchuje się w czyjąś opowieść, jak gestykuluje, gdy próbuje coś wyjaśnić. Zastanawiałem się, jakim cudem wcześniej tego nie zauważyłem. 

Sposobu w jaki światło odbija się w jego blond włosach.. Oczu, których błękit bez problemu może konkurować z błękitem nieba. Delikatnej, smukłej szyi, której alabastrowy odcień sprawia, że wydaje się tak delikatny. Pełnych ust, które pod wpływem pocałunków stają się rozkosznie czerwone i nabrzmiałe... 

Szybko potrząsnąłem głową, wiedząc, że jeśli moje myśli zabrną dalej, może się to dla mnie źle skończyć. Czując się trochę wykluczonym z rozmowy, chrząknąłem głośno, a gdy wreszcie zwrócili na mnie swoją uwagę, kiwnąłem głową w stronę schodów. 

-Skoro ustaliliśmy już, że u nas zostajesz, może chciałabyś zobaczyć swój pokój?

Mito uśmiechnęła się promiennie, i w podskokach podążyła za nami, gdy wspinaliśmy się na piętro. 

Szybko otworzyłem pokój do dwuosobowej sypialni, która pozostała pusta po naszym przyjeździe, i uśmiechnąłem się widząc jej zadowoloną minę. 

-Ujdzie w tłoku- stwierdziła wchodząc do środka, i zostawiając swoją torbę na łóżku.-Na szczęście wcześniej przygotowałam się na waszą zgodę, i zabrałam kilka swoich rzeczy.- Powiedziała wyciągając z torby piżamę, ciuchy na zmianę, kosmetyki i bliżej nieokreślone pudełko.- Mam nadzieję, że macie DVD? Przyniosłam ze sobą kilka filmów, żebyśmy się nie nudzili. 

Kiwnąłem głową na znak, że się nie pomyliła, i zamykając drzwi, w trójkę zeszliśmy do salonu. 
Gdy tylko znalazłem pilota do DVD, oddałem go w jej ręce, a sam zająłem się opuszczaniem żaluzji w oknach, aby zrobić "kinową" atmosferę. Podczas gdy Nathaniel zajął sobie miejsce na kanapie, a Mito gorączkowo szukała jakiejś płyty w swoim pudełku, ja poszedłem do kuchni, aby przygotować coś do jedzenia i picia. 

Pogrzebałem po szafkach, i zadowolony wyjąłem torebkę z popcornem, oraz butelkę  Dr. Pepper'a. Szybko włączyłem mikrofalę, wrzucając do niej torebkę, i przygotowałem sobie miskę.  Po kilku minutach, gotowy popcorn wrzuciłem do miski, i zabierając ze sobą zarówno miskę, jak i butelkę, wróciłem do salonu. 

-No dobra, to co takiego ciekawego wybraliście?- zapytałem, zajmując miejsce pomiędzy Mito, a Nathanielem. 

-Grave Encounters*!- odpowiedziała wniebowzięta dziewczyna.- Zawsze chciałam to obejrzeć, ale jakoś nie miałam czasu. 

Nazwa nic mi nie mówiła, więc wzruszyłem ramionami, i podałem jej miskę z popcornem. Gdy tylko zaczęły się napisy, wiedziałem już, że będzie to jakiś horror. Nathaniel chyba także dopiero wtedy się zorientował, bo poruszył się niespokojnie. 

-Nie możemy obejrzeć jakiejś komedii?-zapytał, dziwnie drżącym głosem.

-Nie- powiedziała Mito, wpychając do buzi garść popcornu.- Co jet sajibiste.

Nathaniel raczej nie wyglądał na przekonanego, jednak więcej nie protestował. Powoli zlustrowałem go ostrożnym spojrzeniem, i widząc jak mimowolnie wciska się głębiej w kanapę, nie za bardzo zastanawiając się nad tym co robię, delikatnie zaplotłem palce na jego dłoni. 

Blondynek spojrzał na mnie zaskoczony, lecz ja tylko uśmiechnąłem się delikatnie, i położyłem palec na ustach wskazując na siedzącą obok dziewczynę. 

-Szz...

______________

NATHANIEL

Nie przepadałem za horrorami. A już w szczególności, za tymi o duchach... Gdy byłem mały, wystarczająco często ojciec straszył mnie potworami mieszkającymi pod moim łóżkiem, po czym zamykał na mnie klucz, gasząc światło, abym przypadkiem nie zechciał ze strachu pobiec do jego pokoju. Chyba odczuwał satysfakcję słysząc nocą mój przerażony płacz... 

Czasami nawet, gdy przyzwyczaiłem się już do pokoju, dla zabawy zamykał mnie na kilka godzin w piwnicy. Zazwyczaj usprawiedliwiając się, że to moja kara za nieposłuszeństwo. W tamtych czasach, przynajmniej mnie nie bił...

Może i czułem się lekko zażenowany, ale nie miałem zamiaru puszczać ręki Xaviera, tym bardziej, że sam mi ją zaoferował. Poczułem dziwne ciepło na sercu, gdy przy strasznych momentach delikatnie ściskał moje palce, i śmiał się z dziwnych twarzy duchów, aby mnie rozweselić. Mito wyjątkowo mu w tym dorównywała, wyśmiewając biegające po korytarzach baby w długich kitlach. Na pierwszy rzut oka widać było, że wszystko było zrobione komputerowo, jednakże i tak, film okazał się być dosyć straszny. 

Zastanawiałem się, jak dzisiaj zasnę, sam w swoim pokoju. 

Gdy tylko film się skończył, i zaczęły się napisy, Mito wyłączyła płytę, i wstała z kanapy przeciągając się z westchnieniem. 

-W sumie nie był taki zły. Nawet straszny.. Jeśli nie liczyć ich dziwnych twarzy..- stwierdziła w zamyśleniu pocierając podbródek.- Jednak innym razem obejrzymy jakąś komedię. Może znajdę coś śmiesznego.. 

-Taa- zgodziłem się, ukradkiem puszczając już rękę Xaviera.- Komedia, może być dobrym pomysłem.

Także podniosłem się szybko, i przeciągnąłem ziewając** lekko. Nie chciałem, aby zauważył z jaką niechęcią przerwałem nasz kontakt. Gdyby nie obecność Mito, z chęcią potrzymałbym go jeszcze dłużej. NIE! Nie powinienem tak myśleć, przecież sobie obiecałem...

Spokojnym krokiem podszedłem do niego, i schyliłem się, sięgając po butelkę leżącą u jego stóp. Wziąłem kilka głębokich łyków, i podałem mu napój, obserwując, jak jego jabłko adama porusza się, gdy sam pije. Mimowolnie przyszło mi do głowy, że to prawie jak pośredni pocałunek. W końcu moje usta wcześniej dotykały tego samego miejsca. 

Nie wiedzieć czemu, zarumieniłem się i szybko odwróciłem wzrok. Nawet nie zauważyłem spoglądającej na nas z małym uśmieszkiem, Mito. 

-No to co teraz robimy, chłopcy? Macie jakieś pomysły?

Xavier zamyślił się, a ja wzruszyłem ramionami. 

-W sumie.... Mamy konsolę, możemy w coś zagrać- stwierdził, wskazując głową na urządzenie leżące koło DVD. 

Mito wręcz wniebowzięta przeglądała stojące obok gry, aż w końcu wybrała jedną z nich. 

-Mam! Zagramy w Medieval Moves.

Gra wyglądała całkiem obiecująco. Oczywiście konsola była sterowana ruchem, więc każdy z nas po kolei stawał przed telewizorem, i skakał, machał rękoma, nogami.. W sumie wyglądało to całkiem idiotycznie, ale była niezła zabawa. Chodziło się jakimś ludkiem po królestwie, spełniając zadania, i eliminując wrogów. Do tego była nawet ładna grafika. 

Później, gdy każdy z nas zginął przynajmniej dziesięć razy, zagraliśmy w grę Sport Champions, w której wybieraliśmy swoją postać, upodabnialiśmy ją do siebie, i wybieraliśmy dziedzinę sportową. Ja wybrałem koszykówkę, robiąc uniki, rzucając do kosza, i w ogóle wyglądając jakbym miał atak downa. Mito wybrała tenisa, i omal nie rozwaliła Xavierowi nosa, gdy mocno zamachnęła się na jedną piłkę, a Xavier wybrał piłkę nożną, przy której niechcący kopnął w stertę gier leżących obok na podłodze, i wszystkie rozsypał. 

Ogólnie nigdy wcześniej nie bawiłem się, aż tak dobrze. Śmialiśmy się, wygłupialiśmy, i kompletnie nie zwracaliśmy uwagi na płynący czas. Dopiero około dwudziestej drugiej powoli się uspokoiliśmy. 

-Chyba najwyższy czas zrobić kolację- usłyszałem głos Xaviera, który właśnie zrzucał ze swoich pleców roześmianą dziewczynę. 

-Dobry pomysł- stwierdziła, ścigając się z nami do kuchni. 

Uśmiechnięty, i lekko zdyszany usiadłem przy stole naprzeciwko dziewczyny, wpatrując się w krzątającego się wokół Xaviera. Jego zielone oczy błyszczały łobuzersko, a przydługie czarne włosy, były bardziej roztrzepane, niż kiedykolwiek. Jego koszulka delikatnie się podwinęła ukazując kawałek płaskiego brzucha, pokrytego małymi włoskami tuż nad linią dżinsów.  Mimowolnie poczułem, że temperatura w pomieszczeniu trochę się podniosła. 

-To co takiego dobrego nam przygotowujesz?- zapytała zaciekawiona Mito, wyskakując z miejsca i zaglądając mu przez ramię. 

_____________

XAVIER

W sumie to nie bardzo wiedziałem co takiego mam ugotować, więc zdecydowałem się po prostu zrobić jakiś szybki posiłek. I tak było już wystarczająco późno, jak na kolację. 

Wyjąłem z lodówki dwa jajka, mleko, oliwki i pomidorki koktajlowe, stawiając wszystko na blacie. Wyłożyłem na wierzch jeden głębszy talerz, patelnię, nóż, widelec i deskę, po czym z szafki wyciągnąłem potrzebne przyprawy (sól, pieprz) i ułożyłem obok kawałek szczypiorku. 

Dwa jajka wbiłem do talerza, dolewając jedną łyżeczkę mleka, i dosypując jedną łyżkę mąki pszennej. Doprawiłem odrobiną soli i pieprzu, po czym roztrzepałem widelcem. Następnie położyłem na gaz patelnię, wlewając do niej trochę oleju. Podczas gdy olej się podgrzewał, posiekałem na drobno szczypiorek, i pokroiłem na paseczki oliwki, oraz pomidorki. 

Gdy patelnia była już rozgrzana, wylałem na nią jajeczną masę, układając połówki pomidorków skórką do dołu, i dokładając na wierzch oliwki. Całość posypałem szczypiorkiem i zakryłem pokrywką, czekając aż jajka się zetną. Pięć minut później omlet był już gotowy, więc zdjąłem go na talerz i pokroiłem na trzy duże części, następnie podając po jednym talerzu każdej osobie.***

-Boziuniu mój ty kochanienki- zapiszczała Mito, po spróbowaniu pierwszego kawałka.- To jest po prostu niebiańskie! Twoje dania nie mogą się marnować tylko dla dwóch osób.- Postanowiła z zawziętym wyrazem twarzy.- Od dzisiaj będę do was wpadać na obiad. I nie obchodzą mnie słowa protestu!! Mhmm takie pyszne...

Zaśmiałem się pogodnie nie mogąc wytrzymać patrzenia na jej rozanielony wyraz twarzy, i przechyliłem głowę wpatrując się w Nathaniela. 

-A jak tobie smakuje?- zapytałem miękkim głosem. 

Chyba wejdzie mi to w nawyk.

Nathaniel spojrzał na mnie oblizując usta, po dopiero co zjedzonym kawałku, i uśmiechnął się delikatnie.

-Jak zawsze idealne- odpowiedział, z rozkoszą na twarzy zanurzając w ustach kolejny kawałek. 

Czując jak COŚ, aż nazbyt dobrze zareagowało na ten widok, szybko odwróciłem wzrok i wziąłem się za swoją porcję.  Trzeba było przyznać, że dzisiaj omlet wyszedł mi wyjątkowo pysznie. W rekordowym tempie skończyłem swoją porcję, dopiero teraz odczuwając głód z powodu całodniowych aktywności. 

W sumie, każdy z nas wyglądał już na nieźle zmęczonego. Do tego była już prawie jedenasta w nocy. Zgarniając talerze do zlewu, postanowiłem, że umyję je rano i machnąłem na resztę aby wstali od stołu.

-Nie wiem jak wy, ale ja bym już poszedł spać- stwierdziłem, ziewając przeciągle. 

Nathaniel pokiwał głową na zgodę, choć zauważyłem, że niemal od razu zesztywniał, a całe wcześniejsze rozbawienie szybko z niego uszło. Mito jednak, zdawała się nic nie zauważyć.

-Macie rację. Jestem już zmęczona, pójdę przodem- powiedziała, i czym prędzej skierowała się do schodów. Już po chwili usłyszeliśmy dźwięk otwieranych, i zamykanych drzwi, po czym zaległa cisza....

Momentalnie zrobiło się niezręcznie. 

-Ym..- zacząłem, próbując znaleźć jakieś odpowiednie słowa, aby zapytać go, dlaczego wydaje się być przygnębiony, albo chociaż życzyć dobrej nocy.


_____________

NATHANIEL

Dopóki byliśmy wszyscy razem, we trójkę, nie myślałem o tym, że już niedługo będę musiał iść do swojego pokoju... I zostać tam... SAM. Naprawdę nie paliłem się na to, aby iść już spać. Jednak... Każdy z nas był już zmęczony, i gdy Mito zniknęła w swojej sypialni, a ja zostałem na dole z Xavierem, poczułem irracjonalną potrzebę, aby zapytać go, czy mógłbym dzisiaj spać u niego.

W końcu ostatnim razem nie było tak źle... Chociaż.. To było zanim zdarzył się TEN "wypadek". Stałem naprzeciwko niego, i nie wiedziałem od czego zacząć, a moja niepewność najwidoczniej udzieliła się także jemu, ponieważ robił dosłownie to samo. Stał i gapił się, co chwilę otwierając usta, i zamykając.

-Czy...- zacząłem, jednak od razu przerwałem zastanawiając się, czy dobrze robię. 

Bo niby po co miałbym mu się naprzykrzać, i tak dużo dla mnie zrobił. Nie mogłem przecież oczekiwać, że zrobi jeszcze więcej. Daj mu żyć, człowieku, pomyślałem.

-Coś się stało?- zapytał przyglądając mi się dziwnym wzrokiem.

Zamrugałem oczami, i chwilę walcząc sam ze sobą, uśmiechnąłem się jedynie i pokręciłem głową. 

-Nie, nic.. Dobranoc- powiedziałem, po czym nie oglądając się więcej za sobą, ruszyłem do swojego pokoju. 

Wyglądało na to, że dzisiaj nie zgaszę światła.
__________________
 * Horror o duchach, demonach.




** Przyznać się kto ziewnął :) Ja zawsze ziewam, słysząc coś z ziewaniem xD
Ziew, ziewać, ziewam, ziewasz, aaaaaaa :)



*** Tak, tak ten przepis także jest prawdziwy. Będę tu dodawać tylko takie :p

czwartek, 17 lipca 2014

Rozdział 14

NATHANIEL

Przyciągnął mnie gwałtownie w swoją stronę, i ponownie przylgnął do mnie ustami. Z namiętnością ssał moje wargi, bawił się z językiem, i lizał podniebienie. Czułem jego dłonie, wolno wędrujące po moim ciele.Widziałem spojrzenie utkwione w mojej twarzy. Byłem jednym wielkim kłębkiem emocji, które rozrywały mnie od środka. 

Całowałem, dotykałem, pieściłem, rozpływałem się pod jego gorącym ciałem. Jego dłonie tak gorące, na mojej zimnej skórze. Jego usta tak spragnione, wewnątrz mych warg. Jego męskość, tak słodko prężąca się na mojej. Tak bardzo pozbawiająca mnie tchu... 

-X..avie..r.-jęknąłem, podczas gdy fala przyjemności uniosła mnie, i wyrzuciła gwałtownie w powietrze. 

*****

Raptownie zerwałem się z łóżka, rozglądając wokół nieprzytomnym wzrokiem. To było, takie prawdziwe... Czując coś lepkiego na swoim brzuchu, powoli uchyliłem kołdrę i w ustach zdusiłem przekleństwo.

Nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się dojść w trakcie snu, jakikolwiek by on nie był. A tym bardziej nigdy wcześniej, nie zdarzyło mi się mieć bardziej intensywnego snu, albo w ogóle jakiegokolwiek z mężczyzną  w tle. Mógłbym przysiąc, że nadal czuję na sobie jego dotyk.

Załamany schowałem twarz w swoich dłoniach. I co ja teraz zrobię?, pomyślałem. To wszystko kompletnie wyrwało się spod kontroli. O ile wcześniej, byłem ledwie zaniepokojony swoim dziwnym zachowaniem, o tyle teraz byłem nim chorobliwie przerażony.

Jakim cudem to doszło do takiego miejsca?

Nigdy nie chciałem, żeby to tak wyglądało. Nie chciałem ani tego uczucia, ani tych wszystkich obaw które mnie nawiedzają... Wiedziałem, że nigdy nie pocałowałby mnie umyślnie. On po prostu... dał się ponieść impulsowi. A ja.... Nie miałem zamiaru cierpieć z tego powodu, robić sobie głupich nadziei.. Że niby co? Nagle mu się odmieni, i zapragnie być z kimś takim jak ja? Z jego wrzodem na dupie, przez który musiał porzucić swoje poprzednie życie, znajomych...

Już i tak wystarczająco chore jest, że nie potrafię nawet zaprzeczyć, że cieszyłbym się gdyby jednak było inaczej. Co się ze mną porobiło? Czemu nie mogłem okazać się jednak normalny? No ja się pytam, czemu?! 

Nie mam zamiaru słuchać jego wyrzutów sumienia, tłumaczeń. Zrobił to, trudno. Zapomnę. Po prostu udam, że nic się nie stało. Wątpię żeby z własnej woli poruszył ten temat. A nawet jeśli... Udam głupiego. Jakbym nie wiedział o czym mówi.. W końcu sam się domyśli, że po prostu nie chce o tym rozmawiać. Z pewnością mu ulży.. A ja...

Nie ważne. Koniec! Nie będę więcej o tym myślał. Jestem głodny, i zamierzam iść na śniadanie.

Szybko wyskoczyłem z łóżka, z zamiarem pójścia na dół, gdy nagle przypomniałem sobie o moim nie za ciekawym "wyglądzie". Klnąc pod nosem, wyjąłem z szafki pierwsze lepsze rzeczy, i trzymając je przed sobą, jak najciszej przemknąłem do łazienki.

_________________________________

XAVIER

Byłem podenerwowany. Nie! To za mało powiedziane! Czułem się, jakbym szedł na ścięcie. Dokładnie! Bardzo trafne porównanie sytuacji. Kompletnie nie wiedziałem, jak mam się zachować, ani jakiego zachowania, mam się spodziewać.

Z braku innych zajęć, gdy tylko wstałem zeszedłem do kuchni, aby zrobić śniadanie. Nie zostało zbyt dużo jedzenia, tak więc postanowiłem się trochę napracować, i zrobić naleśniki. Starając się, już więcej o niczym nie myśleć, rozlewałem masę naleśnikową na patelnię, co jakiś czas przekręcając ciasto na drugą stronę. Gdy było już odpowiednio zarumienione, zdejmowałem, i układałem je na leżącym obok talerzu. Gdy skończyłem, postawiłem talerz z naleśnikami na środku stołu, pomiędzy dwoma mniejszymi talerzami, ustawiając wokół słoik z dżemem, czekoladą i serkiem waniliowym.

Nie chciałem wchodzić na górę, krzyknąłem więc głośno "Śniadanie gotowe!" z nadzieją, że Nathaniel już nie śpi, i sam zejdzie na dół.  Sam zaś, zasiadłem na jednym miejscu obficie smarując swój naleśnik, czekoladą. Dwie minuty później, gdy miałem zamiar wstać i ponownie go zawołać, usłyszałem kroki i zobaczyłem, jak wkracza do kuchni.

-Dzień Dobry- powiedziałem, starając się brzmieć normalnie.

-Dobry- odpowiedział, jak gdyby nigdy nic siadając naprzeciwko, i przekładając na swój talerz jednego naleśnika.

Wyglądało na to, że nie miał zamiaru poruszać tematu, mojego wczorajszego wybryku. W myślach odetchnąłem z ulgą, jednak mogliśmy wrócić do normalności.

-Co dzisiaj zamierzasz robić?- zapytałem, tak jak to miałem ostatnio w zwyczaju.

Nathaniel przełknął kawałek naleśnika, obdarzając mnie dziwnym spojrzeniem.

-Jeszcze nie wiem, a ty?

-Myślałem żeby pójść zrobić jakieś zakupy. Chciałbym ugotować coś dobrego na obiad, Mito dzwoniła, że wpadnie.- Odpowiedziałem bawiąc się swoim widelcem.

Nathaniel kiwnął głową w zamyśleniu.

-Jeśli chcesz, możesz iść ze mną...- Powiedziałem powoli, ryzykując krótkim spojrzeniem w jego kierunku.

Jego twarz nie wyrażała niczego, tylko oczy ciągle wpatrywały się we mnie, jakby próbując przejrzeć mnie na wylot.

-W sumie.. I tak nie mam nic innego do roboty- stwierdził, na co ja delikatnie się uśmiechnąłem.

-W takim razie, jak skończysz jeść, od razu możemy wychodzić. 

To dziwne, że taka głupia rzecz, jak zgoda na pójście na zakupy, niemal od razu poprawiła mi humor. W zastraszającym tempie, skończyłem swoją porcję, i czekając na niego wsadziłem naczynia do zlewu.

-Później pomyjemy- powiedziałem, i skierowałem się z nim do przedpokoju.

Szybko ubraliśmy buty, kurtki, szaliki i rękawiczki, po czym zamknęliśmy dom na klucz, i wolnym krokiem ruszyliśmy w dół ulicy.

__________________

NATHANIEL

Właściwie, nie wiem czemu zgodziłem się z nim iść, ale nie żałowałem swojej decyzji. Niby udawałem, że wszystko jest w porządku, ale postanowiłem, że w między czasie poobserwuję go, i wybadam jego własne zachowanie. Nie uszło mojej uwadze, że praktycznie całą drogę spoglądam na mnie ukradkiem, jakby lustrując mnie wzrokiem. Gdy po raz któryś z kolei, jego spojrzenie powędrowało wzdłuż całej mojej postaci, mimowolnie poczułem się nieswojo.

-Kghm..- chrząknąłem, gdy dłuższą chwilę, natarczywie przyglądał się mojej twarzy.

Szybko odwrócił się w drugą stronę, a ja kątem oka mogłem zauważyć jego czerwieniące się policzki. Co tu do cholery się dzieje?

-Co właściwie chcesz ugotować?- zapytałem, chcąc przerwać ciążącą wokół ciszę.

Xavier jakby chwilę zastanawiał się nad swoimi słowami, zanim w końcu odpowiedział.

-Placki w zapiekanym serze, z papryką i szynką, posypane świeżym szczypiorkiem.

Na sam opis poczułem zbierającą się w ustach ślinę.

-Serio? I naprawdę potrafisz to zrobić?

Xavier spojrzał na mnie z tajemniczym uśmieszkiem, przez który poczułem, jak moje wnętrzności skręcają się delikatnie.

-Wątpisz w moje umiejętności kucharskie?- zapytał.

-Gdzież bym śmiał- stwierdziłem, po raz pierwszy tego dnia, szczerze się uśmiechając.

Wyglądało na to, że nawet jego zaskoczyła ta nagła zmiana na mojej twarzy. Widziałem jak jego wzrok ześlizguje się powoli na moje usta, i dłuższą chwilę na nich zostaje. Mimowolnie poczułem, jak moje tętno przyśpiesza odtwarzając w myślach wczorajszy "wypadek". Zauważyłem w wyrazie jego twarzy, że on także pomyślał o tym samym. Już chciałem coś powiedzieć, gdy tuż za nami rozległy się głośne okrzyki.

-XAVIER!

-NATHANIEL!

Mając złe przeczucia, powoli odwróciłem się do tyłu i niemal od razu utonąłem w objęciach jakichś dwóch dziewczyn. Kątem oka zauważyłem, że Xavier także został schwytany przez jakąś brunetkę.

Po chwili, gdy wreszcie się wycofały, dowiedziałem się czemu ich głosy wydawały się takie znajome. To były te same dziewczyny, które dzieliły z nami przedział w pociągu. Nawet nie pamiętałem imienia żadnej z nich... Jakby instynktownie przysunąłem się bliżej Xaviera, aby mieć go cały czas na wyciągnięcie ręki.

-Wiedziałyśmy, że wreszcie was spotkamy- powiedziała brunetka, która w pociągu  pocałowała Xaviera.

Trochę mi się zrobiło głupio, gdy przyłapałem się na chęci odpowiedzenia im, że ich odczucia nie są odwzajemnione, i że najchętniej, to nigdy w życiu więcej bym ich nie spotkał.

-My także, mieliśmy taką nadzieję- odpowiedziałem jedynie, uśmiechając się do nich wymuszenie.

Zaskoczony poczułem, jak Xavier zawiesza rękę na moich ramionach, opierając się o mnie nonszalancko.

-Więc co tam u was słychać?- Zapytał oddechem drażniąc mój policzek.

Dziewczyny z podekscytowaniem zaczęły opowiadać, co takiego "ciekawego" porabiały przez ostatnie dni, a ja udawałem, że je słucham, chociaż tak naprawdę zastanawiałem się co ma znaczyć te nagłe spoufalanie się Xaviera.

-...No i wtedy zorientowałyśmy się, że nie mamy żadnej odpowiedniej sukienki, więc szybko pojechałyśmy do jakiegoś butiku....

Nie zapowiadało się, żeby szybko miały skończyć. Jedna przerywała drugiej, druga trzeciej, i tak w kółko. Do tego każda z nich posyłała nam kokieteryjne spojrzenia, i uśmieszki, które z pewnością mi się nie podobały.

-....Pomyślałyśmy, że to jakaś pomyłka! Sukienki  za mniej niż sto dolarów!!! Najpewniej była z jakiegoś szmateksu, stanowczo stwierdziłyśmy, że jej nie kupimy, i kazałyśmy pokazać drożdże.. Rozumiecie to? Jak w ogóle mogła nam zaproponować coś tak taniego!

-Oburzające..- Skomentowałem z krzywym uśmieszkiem.

Jeśli dla nich sto dolarów, to cena dla ciuchów ze szmateksu, to boję się myśleć, ile one na te swoje ciuszki wydają...

-No właśnie!- Potaknęły entuzjastycznie. -Na czym my to....? A! No i dała nam takie za dwieście, to pomyślałyśmy, że możemy przymierzyć, chociaż zazwyczaj kupujemy za przynajmniej pięćset, i.....

Naprawdę nie wiem, ile jeszcze wytrzymam słuchając ich paplaniny, pomyślałem wzdychając mimowolnie. Chyba przyjęły to jako westchnięcie podziwu, w ich kierunku, bo uśmiechnęły się jeszcze szerzej i zaczęły opowiadać jeszcze szybciej. Powoli zaczynała mnie boleć głowa, gdy nagle usłyszałem głos Xaviera tuż przy swoim uchu.

-Naprawdę cieszymy się, że was spotkaliśmy, ale śpieszymy się do sklepu. Mamy gości na obiad, tak więc....

Dziewczyny natychmiast zamilkły wpatrując się w nas rozmarzonym wzrokiem.

-Możemy wam towarzyszyć jeszcze chwilę, albo nawet odprowadzić do domu.- Powiedziała najwyższa z nich, blondynka.

Zarówno Xavier, jak i ja byliśmy bardziej niż przerażeni taką opcją.Cała droga ich paplania, i najpewniej uwieszania się ciągle na naszych ramionach... Nie.. Stanowczo nie była to zbyt przyjemna wizja, jeśli nie mówić, że wręcz przerażająca. 

-Widzicie... Wolelibyśmy pójść sami, umówiliśmy się jeszcze z kolegami na miejscu... Może spotkamy się innym razem? Dacie nam swoje numery, a my po prostu zadzwonimy...- Powiedział Xavier, a ja widząc ich zadowolone spojrzenia, wiedziałem już, że udało mu się je przekonać.

Wiedząc, że on nie zabrał swojego telefonu, szybko wyciągnąłem mój, wręczając go i czekając aż każda z nich zapisze swój numer. Nie miałem wątpliwości, że nigdy z nich nie skorzystam...

Chyba tylko dzięki temu, że Xavier nadal był uwieszony na moich ramionach, powstrzymały się przed rzuceniem na nas, składając tylko pocałunki na naszych policzkach. Szybko pomachaliśmy im, i zanim zdążyły zmienić zdanie, ruszyliśmy szybko, w kierunku widocznego już spożywczaka.

-One są przerażające- skomentowałem, gdy zniknęły nam z oczu, zrzucając wreszcie jego rękę z moich ramion.

Nie miałem zamiaru pytać, dlaczego w ogóle się tam znalazła. Mój mózg i tak już zdążył wygłosić swoje własne, irracjonalne powody, próbując przekonać mnie, że może Xavier jest o mnie trochę zazdrosny.
Moim zdaniem, po prostu zrobił to odruchowo, nawet tego nie zauważając. Przyjaciele często stoją w ten sposób.. To że ja żadnych nigdy nie miałem, nie znaczy, że on też. Najprawdopodobniej dla niego, to coś normalnego. W końcu tylko zawiesił na mnie rękę. Jednak dla mnie,.... Taki mały gest wystarczył, żeby żołądek podskoczył mi do góry, a tętno przyśpieszyło.

-Nie wiem, czy są głupie, czy po prostu puste..-Stwierdził Xavier otwierając przede mną drzwi.

W głowie zaświtała mi czerwona lampka. Byłem facetem, nie babą... Miałem ręce, sam sobie mogłem otworzyć, jednak nie skomentowałem tego, po prostu przechodząc pod drzwi. Wziąłem w rękę koszyk, i odwróciłem się do niego, pytająco unosząc brwi.

-No więc, co kupujemy?

Xavier nie zważając na moje oburzone spojrzenie, wyrwał mi koszyk i ruszył między regały, dyktując potrzebne składniki.

-Mąka pszenna, jajka, mleko, dwie papryczki, 25 dag sera żółtego, 20 dag szynki, przyprawa do pizzy, proszek do pieczenia...I to chyba będzie na tyle.

Posłusznie pakowałem wszystko do koszyka, po czym stanęliśmy w kolejce, aby kupić szynkę i ser. Wzięliśmy zwykłą goudę i jakąś pieczoną szynkę, kierując się następnie do kasy. Podczas, gdy ja wszystko pakowałem, Xavier zapłacił za zakupy, i przejmując ode mnie torbę, wyszedł ze sklepu. Oczywiście szybko podążyłem za nim.

-Ty płaciłeś, więc to ja powinienem nieść- stwierdziłem niezadowolony.

-Nie kombinuj, może i już cię ręka nie boli, ale w każdej chwili może się pogorszyć- odpowiedział jedynie, nawet nie zerkając w moim kierunku.

Nie odpowiedziałem, ponieważ nie znalazłem żadnego dobrego argumentu.

-O której dokładnie wpadnie Mito?- Zapytałem, nie chcąc iść w kompletnej ciszy.

-Nie wiem dokładnie, mówiła, że będzie po południu.

Szybko zerknąłem na wyświetlacz swojej komórki. Była 12:30

-Już jest po południu- stwierdziłem.-To znaczy, że pewnie pojawi się niedługo.

-Nie niedługo, tylko już teraz!- Usłyszałem głośny okrzyk, i poczułem jak drobne ramiona dziewczyny oplatają mnie w talii. 

Chyba wszystkie dziewczyny, mają to w genach, pomyślałem, szybko odwzajemniając uścisk. Akurat do niej nic nie miałem. Wiedziałem, że patrzy na nas tylko jako przyjaciół. Obserwowałem jak przytula także Xaviera, po czym wycofuje się, abyśmy mogli otworzyć drzwi. 

-Widzę, że byliście na zakupach. Co takiego ciekawego chcecie upichcić?- zapytała przyjaznym tonem.

-To będzie niespodzianka- odpowiedział Xavier, uśmiechając się do niej delikatnie, na co moje serce znowu podskoczyło.-Już ja się postaram, żeby wam smakowało.- Dodał, patrząc także na mnie. 

-Xavier będzie sam gotował, ja w tym czasie dotrzymam ci towarzystwa.- Powiedziałem, widząc jej pytające spojrzenie.

____________________

XAVIER

Widząc, jak Mito posłusznie kieruje się za Nathanielem do salonu, wraz z zakupami, zniknąłem w kuchni.
Przygotowałem deskę, noże i miskę do wyrobienia ciasta, po czym szybko wypakowałem składniki. 

Paprykę pokroiłem w drobną kostkę, ser starłem na tarce z dużymi oczkami, szynkę pokroiłem na kawałki. Do miski wlałem trzy szklanki mleka, trzy i pół szklanki mąki pszennej, wbiłem dwa jajka, wsypałem dwie łyżki proszku do pieczenia, i wlałem dwie łyżki, wyjętego wcześniej z lodówki, octu. Doprawiłem solą i przyprawą do pizzy, następnie wrzuciłem resztę, wcześniej pokrojonych składników i porządnie wymieszałem. 

Łyżką nakładałem na rozgrzaną wcześniej patelnię, smażąc z dwóch stron.* Gdy wszystkie już były gotowe, rozłożyłem je na trzy talerze i przyozdobiłem odrobiną pozostałej papryki, i kolendrą.

Pachniało smakowicie. Wszystkie talerze, wraz z sztućcami rozłożyłem na stole, i głośno ich zawołałem. 

-Wow, świetnie wygląda- pochwaliła Mito, zasiadając przy jednym z miejsc, i z wielkim uśmiechem próbując kawałek.- Przepyszne!- Wykrzyknęła robiąc duże oczy, i uśmiechając się do mnie dowcipnie.- Gdybym wiedziała, że tak świetnie gotujesz, już wcześniej bym do was wstąpiła na obiad.

Uśmiechnąłem się mile połechtany, spoglądając na zajmującego swoje miejsce, Nathaniela. Szybko usiadłem koło niego, i oparłem głowę na dłoni, wpatrując się w niego badawczo.

-A tobie jak smakuje?- zapytałem dziwnie miękkim głosem. 

Nathaniel patrzył na mnie przez chwilę, po czym odkroił kawałek, i wolno wsadził do ust. Mimowolnie podążałem za nim wzrokiem, nie mogąc oderwać spojrzenia od jego warg, gdy zniknął w nich kawałek placuszka. Mito z pewnością dziwnie się teraz na mnie patrzyła...

- Pyszne- odpowiedział Nathaniel uśmiechając się do mnie tak szczerze, jak jeszcze nigdy. 

Nasze oczy spotkały się, i przez dłuższą chwilę zapomniałem, gdzie się tak właściwie znajduję, tonąc w jego spojrzeniu. Jego uśmiech kompletnie pozbawił mnie myśli. Delikatnie zaczerwienione wargi, kusiły aby ponownie przykryć je własnymi. Najprawdopodobniej był to zrobił, gdyby nie głośne chrząknięcie.

Szybko odwróciłem  wzrok, niemal z żalem zrywając te dziwne połączenie, i z zapałem zabrałem się za swoją porcję. 

-No dobrze..-Odezwała się Mito, gdy tylko każde z nas skończyło już swoje jedzenie.- Czy teraz powiecie mi, o co poszło wam z Samuelem?

___________________________________
* Przepis jak najbardziej prawdziwy. Sami możecie spróbować upichcić coś takiego. Polecam, palce lizać :D


środa, 2 lipca 2014

Rozdział 13

NATHANIEL

Przez całą drogę do domu nie odezwaliśmy się do siebie ani słowem., jednak nawet na sekundę nie puściliśmy swoich dłoni... Mi było to więcej niż na rękę... Czułem się bezpieczniejszy u jego boku. Już drugi raz uratował mnie z opresji. 

Wzdrygnąłem się na wspomnienie wykrzywionej gniewem twarzy Samuela, mimowolnie podnosząc wolną dłoń i przyciskając ją do policzka. Nie bolał, nawet nie piekł...ale nadal mogłem poczuć jego uderzenie. To wstrząsnęło mną o wiele bardziej niż fakt, że chciał mnie wykorzystać, nawet bardziej niż słowa, które do mnie skierował...

Nawet nie zauważyłem momentu w którym dotarliśmy już na miejsce. Nadal tępo wpatrywałem się w widok na oknem, gdy Xavier delikatnie pociągnął mnie za rękę zmuszając mnie do skierowania na niego swojej uwagi. 

-Chodźmy do domu- powiedział, po czym wyciągnął mnie za rękę z samochodu. 

Bez słowa podążyłem za nim wspinając się po oblodzonych schodach. Gdy tylko drzwi za nami się zamknęły, puściłem jego rękę i cofnąłem się kilka kroków chcąc od razu mu podziękować za pomoc. Zanim jednak zdążyłem pisnąć chociaż słówko, Xavier odwrócił się w moją stronę wyglądając na conajmniej wkurzonego.

-Coś się stało?- zapytałem, zamiast zwyczajnie podziękować mu tak jak zamierzałem to zrobić. 

-Co ty w ogóle sobie myślałeś idąc z nim do jego sypialni?!?! Czy naprawdę jesteś na tyle naiwny, aby z praktycznie obcym dla siebie chłopakiem zamknąć się w odosobnionym pokoju?! Co jeśli nie skończyłoby się tylko na głupim uderzeniu?!!!

Przez chwilę stałem w miejscu nie mogąc wydusić z siebie ani jednego słowa. 

-Chyba nie myślisz, że jestem taki głupi aby iść z nim gdziekolwiek, bez wcześniejszego upewnienia się o co chodzi?!- Wykrzyknąłem zaskoczony.- Nie miałem pojęcia, że chodzi mu o coś zupełnie innego. Powiedział, że ktoś z jego znajomych chce mnie poznać, a nie może się ruszyć z pokoju ponieważ jego dziewczyna złamała obcas. 

Xavier spojrzał na mnie z niedowierzaniem.

-Gdzie złamała obcas?! Na piętrze?! W prywatnej sypialni?! A może od razu przy wejściu, a później niepostrzeżenie udało się ją przetransportować do sypialni?! To w ogóle nie ma sensu!! Nie mów mi, że nie domyśliłeś się o co chodzi...

Teraz już przesadził, pomyślałem czując, jak całe powstrzymywane przeze mnie oburzenie wydostaje się na zewnątrz.

-Czy ty właśnie sugerujesz... ŻE POSZEDŁEM ZA NIM Z WŁASNEJ WOLI WIEDZĄC, ŻE CHCE MNIE WYDYMAĆ?!!!!!!

-Nie ujął bym tego tymi słowami... Ale do jasnej cholery! Jesteś mężczyzną, tak?? Więc, jakim cudem nie przejrzałeś, o co mu chodzi.. Nawet ja to zauważyłem!!

-Nawet ty zauważyłeś co??!!- Warknąłem ze złością.

Niedowierzanie w jego oczach osiągnęło maksymalny poziom, o ile było to możliwe. Kompletnie ogłuszony wpatrywał się we mnie rozszerzonymi oczami. 

-Jak to co? Od momentu w którym zobaczył Cię w kawiarni, wręcz pożerał Ciebie wzrokiem.. Jakim cudem tego nie zauważyłeś?? Nawet w moim kierunku rzucał aluzjami na twój temat.. Przed imprezą ośmielił się nawet subtelnie zasugerować żebym nie przyszedł na nią z tobą! Ale nawet jeśli tego nie zauważyłeś, jak mogłeś być tak bezmyślny?! 

-Przestań. Nie chce tego słuchać...


Naprawdę nie miałem zamiaru słuchać ani słowa więcej. Ochota na podziękowanie mu, także mi przeszła. Jedyne na co miałem ochotę, to zamknięcie się w pokoju i pójście spać. Jak pomyślałem, tak też postanowiłem zrobić więc nie zważywszy na jego tyradę, szybkim krokiem ruszyłem w kierunku schodów. 


Nie uszedłem za daleko. Już po chwili jego ręka owinęła się wokół mojego ramienia odwracając mnie w swoich kierunku. 


-Gdzie idziesz? Jeszcze z tobą nie skończyłem.


-Ach tak? A ja uważam tą rozmowę za zakończoną. NIC! Powtarzam NIC wcześniej nie zauważyłem! Ani nie prosiłem się o jego uwagę, ani też jej nie aprobowałem. Nie wiem o czym jeszcze chcesz ze mną rozmawiać... Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że idąc za nim postąpiłem lekkomyślnie, ale już tego nie zmienię. Nie rozumiem, dlaczego aż tak bardzo wyprowadziło Cię to z równowagi?

Stałem wpatrując się w niego wyczekująco. W końcu zadałem mu pytanie, tak? Powinien na nie odpowiedzieć.. W mojej głowie jedna myśl, ścigała się z drugą. Miałem ochotę strząsnąć z siebie jego rękę którą nadal trzymał na moim ramieniu, i równocześnie znowu naszły mnie dziwne myśli. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, jak blisko siebie stoimy.. Mimowolnie poczułem, jak moje policzki oblewają się szkarłatną czerwienią. Na szczęście Xavier wydawał się tego nie zauważyć.. Obserwowałem jak jego oczy zwężają się przez chwilę, podczas gdy jego twarz pochyliła się lekko w moim kierunku.

-Pytasz się dlaczego? Jestem za Ciebie odpowiedzialny! Miałem się tobą opiekować, gdybym nie zauważył twojego zniknięcia na czas, mogłoby to się skończyć o wiele gorzej.

-Nikt Cię nie prosił żebyś bawił się w niańkę!- Krzyknąłem nawet nie zauważając momentu w którym moje ciało zaczęło drżeć od tłumionego gniewu.- Dla twojej wiadomości, jesteśmy w tym samym wieku. Nie ma mowy o tym abyś brał odpowiedzialność za to co robię! Nigdy nawet tego od Ciebie nie oczekiwałem! 

_______________

XAVIER

Przez całą drogę taksówką ściskałem jego dłoń, w myślach powstrzymując się przed wybuchnięciem gniewem. Jak mógł być tak lekkomyślny? Jak mógł pójść gdziekolwiek z tym palantem? Dlaczego w ogóle znalazł się tam na górze? Fakt, że nie znałem odpowiedzi na ostatnie pytanie tylko bardziej mnie rozwścieczył. Miałem ochotę zamordować tamtego bydlaka na miejscu, tylko ze względu na czekającego na mnie na dole Nathaniela zakończyło się jedynie na uderzeniu. 

Czy on nie widział jak Samuel się na niego patrzy? Czy nie dostrzegał tych wszystkich słownych aluzji? Do cholery, przecież jest mężczyzną! Powinien rozpoznać oznaki flirtu na kilometr! 

Gdy tylko weszliśmy do domu, nie wytrzymałem i wreszcie wybuchłem rozkładając całą swoją frustrację na nim. Byłem zdenerwowany, zmartwiony, zły i równocześnie czułem się tak głupi. Jak mogłem w ogóle spuścić go z oka. To przez tą przeklętą dziewczynę! Co by się stało gdybym jednak nie doszedł na górę, na czas? Co, gdyby Samuel zdążył złapać uciekającego Nathaniela i z powrotem zaciągnąć go do swojej sypialni? Nigdy bym sobie tego nie darował... Wykorzystanie go... Nie nawet nie mogłem sobie tego wyobrazić. Nigdy więcej nie mogłem do tego dopuścić.


Gdy nagle odwrócił się ode mnie i chciał odejść, nic nie myśląc złapałem go za ramię i siłą odwróciłem w moją stronę.
-Gdzie idziesz? Jeszcze z tobą nie skończyłem.- Powiedziałem wpatrując się w niego uporczywie. Nie miałem zamiaru tak łatwo dać mu odejść. Nie po tym, jak bardzo martwiłem się o to, czy nic więcej mu się nie stało. Nie.. na pewno nie zamierzałem puścić go, zanim sobie z nim porządnie nie porozmawiam. Ta sytuacja nie ma prawa się więcej powtórzyć!

Nie wyglądał na zbyt szczęśliwego takim obrotem sprawy.

-Ach tak? A ja uważam tą rozmowę za zakończoną. NIC! Powtarzam NIC wcześniej nie zauważyłem! Ani nie prosiłem się o jego uwagę, ani też jej nie aprobowałem. Nie wiem o czym jeszcze chcesz ze mną rozmawiać... Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że idąc za nim postąpiłem lekkomyślnie, ale już tego nie zmienię. Nie rozumiem, dlaczego aż tak bardzo wyprowadziło Cię to z równowagi?

Dlaczego wyprowadziło mnie to z równowagi?! DLACZEGO?! On naprawdę był taki głupi, czy miał tylko chwilowe zaćmienie umysłu?! Jak po tym wszystkim w ogóle mógł powiedzieć coś takiego? Mimowolnie moje oczy zwężyły się, gdy powoli pochyliłem swoją głowę ku jego twarzy. 

 -Pytasz się dlaczego? Jestem za Ciebie odpowiedzialny! Miałem się tobą opiekować, gdybym nie zauważył twojego zniknięcia na czas, mogłoby to się skończyć o wiele gorzej.- Każde słowo wypowiadałem z pewną dozą niedowierzania, jakbym nadal nie mógł uwierzyć w to, że nic do niego nie dociera. 

Widziałem jak jego ciało zaczyna się trząść, a policzki purpurowieją ze złości. Przez moją głowę przebiegła irracjonalna myśl, że w tej chwili wygląda nawet słodko. Myślałem, że skapituluje. W końcu właśnie wszystko mu klarownie wyjaśniłem, jednak ponownie mnie zaskoczył mówiąc słowa których nigdy bym się nie spodziewał.

-Nikt Cię nie prosił żebyś bawił się w niańkę! Dla twojej wiadomości, jesteśmy w tym samym wieku. Nie ma mowy o tym abyś brał odpowiedzialność za to co robię! Nigdy nawet tego od Ciebie nie oczekiwałem!

Kompletnie mnie zamurowało. Niańkę? Niańkę? Czy on cały ten czas tak to odbierał? 

Całą siłą woli zmusiłem się, aby powstrzymać następny wybuch gniewu i przypadkiem nie zrobić czegoś, czego później bym pożałował. 

-Właściwie nadal nie wiem po co aż tak się mną przejmujesz.. Teraz jestem nawet skłonny przyznać, że lepiej by było dla ciebie gdybyś już wcześniej zostawił mnie samemu sobie. Nie musiałbyś czuć się odpowiedzialnie ani za mnie, ani za moje wyczyny. Może po prostu spakuję się i wrócę tam skąd pr.......

Z każdym jego słowem czułem jak moje wnętrze gotuje się z wściekłości. Nie miałem zamiaru dać mu dokończyć tego zdania.. Pierwszy raz w  życiu zrobiłem coś czego całkowicie nie przemyślałem. 

Pchnąłem go na pobliską ścianę i niewiele myśląc wbiłem się gwałtownie w jego usta kompletnie zagłuszając jego ostatnie słowa. Nie chciałem patrzeć w jego oczy  z pewnością zszokowane, i pełne obrzydzenia dlatego też, po prostu zamknąłem powieki i całkowicie oddałem się pocałunkowi. Nie wiedziałem czemu to zrobiłem. Chciałem go tylko uciszyć, a podświadomość podsunęła mi właśnie ten sposób. 

Nie zważając na fakt, że osoba całowana wydaje się być całkowicie bierna, wręcz zgniatałem jego wargi w mocnym pocałunku. Czekałem tylko na dogodny moment w którym mógłbym wkraść się w jego usta. Gdy ten kilka chwil później nastąpił, najwyraźniej Nathaniel oprzytomniał na tyle, że chciał coś powiedzieć, skwapliwie wykorzystałem go i wślizgnąłem się językiem pomiędzy jego opuchnięte od pocałunku wargi. Jedną ręką przytrzymałem jego szczękę widząc, że chce się wycofać, a drugą mocniej przycisnąłem go do ściany. 

-Nie...waż...się....nigdy....więcej....nawet....tego...sugerować...-Wymamrotałem w jego wargi, po czym pogłębiłem pocałunek, aby odebrać mu możliwość odpowiedzi. 

Czułem jego ręce, które próbowały mnie odepchnąć, lecz nie zamierzałem im pomóc. Władczo przesunąłem językiem wzdłuż jego podniebienia i linii zębów wyduszając z jego ust przeciągły jęk. Delikatnie zsunąłem swoją dłoń przytrzymującą mu szczękę i chwyciłem w nań jego włosy, szarpiąc lekko do tyłu, aby móc jeszcze bardziej pogłębić pocałunek. Następny jęk wydarł się spomiędzy jego zaczerwienionych warg, a ja nie mogłem się oprzeć i na chwilę uchyliłem powieki, nie przerywając pocałunku. 

Jego dłonie zamiast odpychać mnie, teraz kurczowo przytrzymywały się mojej koszulki. Oczy miał zamknięte, policzki zaróżowione i z coraz większą pasją zaczął odpowiadać na moje pocałunki. Gdy zobaczyłem w jak piękny sposób odchyla mocniej głowę wydając z siebie jęk pełen rozkoszy, nie byłem w stanie więcej zamknąć oczu. Nasze języki tańczyły wspólnym rytmem stając się coraz bardziej zachłanne, a ręka którą dotychczas przytrzymywałem jego ciało, teraz swobodnie badała linie jego klatki piersiowej wydobywając z mojej ofiary coraz liczniejsze jęki. Nie pozostawałem dla nich obojętny, pozostawiając w spokoju jego miękkie kosmyki, palcami zacząłem dotykać jego karku, policzka, szyi.. A gdy i to mi nie wystarczyło zastąpiłem ją własnymi ustami. Powoli odstąpiłem od jego warg znacząc miejsce od jego szczęki, przez drgające jabłko adama, po obojczyki, które obdarzyłem kilkoma małymi pocałunkami. Z przyjemnością zassałem delikatną skórę na jego szyi, witając się z następnymi jękami przyjemności. 

Moje ręce jakby samoczynnie zaczęły drażnić ukryte pod koszulką sutki Nathaniela, sprawiając, że ten prawie zjechał na dół po ścianie, gdyby nie kolano które wsunąłem mu pomiędzy uda, aby utrzymać go w miejscu. 

Czułem jak jego miękkie ciało napiera na moją nogę, podczas gdy po raz pierwszy od tego pocałunku chłopak wykazał się inicjatywą i wsunąwszy palce w moje włosy zmusił mnie do ponownego wrócenia ustami do jego rozkosznie uchylonych warg. Bez protestów porzuciłem więc jego szyję, ponownie całkowicie oddając się naszemu pocałunkowi. 

Nigdy, nawet w najśmielszych snach nie przypuszczałbym, że znaleźlibyśmy się w podobnej sytuacji. Gdy moja męskość pulsuje bólem z powodu podniecenia, podczas gdy jego własna ociera się o moją nogę przyprawiając mnie o szaleństwo. W tej chwili byłbym gotowy pójść o wiele dalej, kompletnie nie wiedząc co tak naprawdę powinniśmy zrobić. Zatopieni w pełnym namiętności pocałunku, z niewiadomego powodu spragnieni swoich ciał, będący tak blisko spełnienia.

-"I wanna be more than friends, I wanna be more..."***

Głośny dźwięk dzwonka gwałtownie wyrwał mnie z otępienia. Zszokowany nie mniej niż osoba stojąca naprzeciwko mnie, odskoczyłem do tyłu wpatrując się w niego rozszerzonymi oczami. O Boże! Co ja właściwie zrobiłem?! Czy my przed chwilą prawie się...? Nathaniel oparty o ścianę z podwiniętą lekko koszulką, zaczerwienionymi spuchniętymi ustami i wyraźnymi śladami na szyi  sprawiał sobą nad wyraz podniecający obraz. Niestety nie na długo... Gdy tylko minęła mu pierwsza fala zaskoczenia zerwał się z miejsca i biegiem wybiegł z holu kierując się zapewne do swojego pokoju. 

Jasna cholera. Co ja narobiłem?!   Nadal nieustający dźwięk dzwonka zmusił mnie wreszcie do wyjęcia z kieszeni mojej komórki i odebrania połączenia. Nawet nie spojrzałem na wyświetlacz, aby sprawdzić kto dzwoni.

-Halo?

_______________

NATHANIEL

 Gdybym wiedział jaką reakcję wywołają moje słowa, z pewnością bym ich nie wypowiedział. A może jednak nie? Może wykorzystałbym okazję i postąpił tak samo? Tylko po to, aby zasmakować najwspanialszego w moim życiu pocałunku. NIE! Przestań, nie możesz tak o tym myśleć. Przecież kompletnie nie wiesz dlaczego to zrobił! Właśnie... Dlaczego? 

Przecież to niemożliwe, abym w jakikolwiek sposób mu się podobał... W takim razie co? Zły odruch, zapomnienie, brak kobiety?

Wydawał się być całkowicie pochłonięty tym co robił, dopóki ten przeklęty telefon.... Właściwie ciekawe kto dzwonił..

Urghhh.. Kompletnie ignorując potrzebujący uwagi, pulsujący przedmiot w swoich spodniach położyłem się na plecach kładąc sobie na twarz poduszkę. Miałem wrażenie jakby moje policzki płonęły żywym ogniem. Czułem się równocześnie zażenowany swoją uległością, jak i podniecony jego działaniami. Nie mogłem postąpić w żaden inny sposób, niż tylko uciec do siebie. Byłem pewny, że jeśli zwlekałbym odrobinę dłużej, skończyłoby się to czymś o wiele poważniejszym niż to co się stało. Wątpiłem abyśmy zatrzymali się wyłącznie na pieszczotach. .. I przerażało mnie to na równi z tym, że właściwie byłem gotowy mu się oddać.. Kompletnie zapomniałem o wyrażeniu jakiegokolwiek protestu. Moje myśli zamarły, a ciało galopowało na rumaku rozkoszy machając mi wesoło ręką z oddali. Gdyby tylko wyraził jakąkolwiek chęć... nie sprzeciwiłbym mu się.. Nawet jeśli później poczułbym się wykorzystany, skrzywdzony. Co najprawdopodobniej by nastąpiło, ponieważ wątpiłem aby tak naprawdę chciał to wszystko robić ze mną. 

Pewnie odbijało mu z powodu samotności, którą musiał znosić przeze mnie. Bądź był zły, że szukając mnie zaprzepaścił sobie szansę u tej dziewczyny z którą wcześniej siedział. Instynktownie chciał mi dać nauczkę, i zabrnął w trochę złym kierunku. Byłem wręcz pewien, że nawet nie był gejem.

To wszystko nie miało sensu...

Ignorując fakt, że moja męskość zaczęła pobolewać przez brak spełnienia, nawet się nie rozebrałem tylko wślizgnąłem pod kołdrę i zamknąłem oczy pozwalając swoim myślą odpłynąć.

_____________________

XAVIER

Dzwoniła Mito. 

Chciała dowiedzieć się dlaczego tak szybko wyszliśmy, i co się stało Samuelowi. Sprytna bestyjka od razu skojarzyła sobie jego podbite oko z naszym odejściem.  Nie chciałem przez telefon poruszać tego co się stało, więc obiecałem jej spotkanie następnego dnia i wyjaśnienie całej sytuacji. Pomimo iż najwidoczniej zżerała ją wielka ciekawość, o co mogło pójść, zgodziła się na ten warunek i uprzedziła, że odwiedzi nas jutro po południu. Zanotowałem sobie to w myślach, aby przypadkowo nie zapomnieć i rozłączyłem się utkwiwszy swoje tępe spojrzenie w ścianie, przy której  jeszcze przed chwilą dotykałem Nathaniela.

Nie wiedziałem skąd w ogóle wziął się u mnie pomysł, aby go pocałować. Nawet jeśli zrobiłem to kompletnie nie myśląc... To było po prostu.... 

Nigdy nie rozmyślałem nad tym czym lubię mężczyzn, czy po prostu jeszcze nie trafiłem na tą jedyną. Z pewnością nigdy nie opisałbym żadnego chłopaka mianem "piękny", "seksowny" a tym bardziej "podniecający". Dlaczego w takim razie takie myśli krążyły po mojej głowie, gdy chodziło o Nathaniela? Gdy zobaczyłem jak skwapliwie oddaje moje pocałunki nie mogłem oprzeć się, aby ich nie pogłębić, aby palcami nie badać jego ciała. Z każdym centymetrem odkrywałem więcej, i więcej, i nie mogłem przestać. Gdyby nie telefon... Gdyby nie telefon wykorzystałbym go, a on nawet by się nie sprzeciwiał. Był taki ufny w moich dłoniach. Przez tyle czasu się nim zajmowałem, pomagałem. A teraz zdradziłem jego zaufanie, jednym nieostrożnym samolubnym ruchem. 

Nie miałem zamiaru więcej powtarzać tego błędu. Miałem nadzieję, że jutro nie poruszy tego tematu z pewnością będąc zażenowanym na równi ze mną. 

Wolnym krokiem zbliżyłem się do schodów, wspinając na nie i równocześnie starając się stłumić jęki bólu. Byłem tak cholernie twardy... Gdy tylko dotarłem do łazienki, odkręciłem prysznic i stanąłem w kabinie nie zważając na ubrania, które przykleiły się do mojej skóry po zetknięciu z zimną wodą.  Stopniowo podniecenie odeszło w niepamięć, a ja szczękając zębami z zimna zerwałem z siebie ubrania i owijając się w szlafrok, jak najszybciej ruszyłem do swojego pokoju. Włożyłem na siebie byle jakie bokserki i koszulkę, po czym wślizgnąłem się do łóżka z jedną myślą kłębiącą mi się po głowie. 

Jutro będę musiał udawać jakby nic takiego się nie stało.

Nie mogłem pozwolić, aby te zajście zniszczyło całe budowane tak długo, zaufanie...

__________________________________________

*** Noes Trees- Animals

czwartek, 8 maja 2014

Rozdział 12

_______________________


XAVIER

Bez pukania wkroczyłem do jego pokoju stojąc w odległości kilku kroków od jego łóżka. Zauważyłem moment w którym zaskoczony podniósł na mnie swoje spojrzenie, po czym niemal natychmiast uciekł wzrokiem.


-Mam do Ciebie jedno małe pytanko...-Powiedziałem starając się opanować wzbierającą we mnie falę irytacji.


Nathaniel kiwnął tylko głową całą swoją uwagę skupiając na trzymanym w dłoni zeszycie. Urażony, że nawet w tej chwili nie zwraca na mnie uwagi, postąpiłem kilka kroków do przodu.


-Mógłbyś mi łaskawie wyjaśnić, dlaczego mnie ignorujesz?-Wypaliłem próbując ukryć urazę z pewnością brzmiącą w moim głosie.


Jakby z przymusu zerknął w moim kierunku, udając zaskoczenie.


-Nie rozumiem, o co ci chodzi...


Zacisnąłem szczękę wpatrując się w niego w skupieniu i tak jak się spodziewałem, po chwili ponownie odwrócił wzrok.


-Zrobiłem coś złego?- zapytałem zdesperowany aby poznać odpowiedź.


-Nic nie zrobiłeś- odpowiedział po chwili trochę rozdrażnionym tonem głosu.- Nie wiem, co sobie ubzdurałeś... Wcale Cię nie ignoruje...


Przecież to widać gołym okiem, miałem ochotę krzyknąć lecz powstrzymałem się. Skoro ma zamiar brnąć w to dalej, niech będzie. Jego wybór... Nie miałem zamiaru się mu naprzykrzać skoro najwyraźniej nie miał ochoty na moje towarzystwo. Mimowolnie poczułem jak mój żołądek zaciska się w supeł, a nieprzyjemne uczucie temu towarzyszące powoli podchodzi mi pod gardło.


Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi. Że zaczęliśmy nimi być. Najwyraźniej się myliłem.


-W porządku- wymamrotałem przywołując na twarz nieprzeniknioną maskę.-Mam nadzieję, że nie rozmyśliłeś się co do jutra?


Nie chciałem iść sam, nawet jeśli byliśmy tak jakby pokłóceni.. To byłoby równoznaczne z... nie wiem... Miałem wrażenie, że jeśli jutro pokaże się bez niego przed Samuelem,w jakiś sposób przegram.. Ale co? Tego nie wiedziałem, miałem po prostu dziwne przeczucie.


Nathaniel nie spojrzał na mnie, lecz niepewnie pokiwał głową.


-Nie.. Chcę iść jutro. Dobrze byłoby się trochę rozerwać-powiedział, a ja miałem wrażenie, że dzisiejszego dnia to najdłuższe zdanie jakie z niego wyciągnąłem.


Pewnie chce iść ze względu na nowego znajomego, pomyślałem kąśliwie, lecz kiwnąwszy jedynie głową na znak, że zrozumiałem. Szybko wycofałem się z pokoju.


Nie wiedząc co z sobą zrobić, bez celu błąkałem się po domu, po jakimś czasie kładąc się na kanapie w salonie. Moje myśli dryfowały daleko, a apetyt całkowicie mnie opuścił. Nie zjadłem więc kolacji próbując znaleźć coś ciekawego w telewizji.  Nawet nie zauważyłem momentu w którym moje powieki się zamknęły i powoli zapadłem w głęboki sen. Pilot delikatnie wysunął się spomiędzy moich rozluźnionych palców, z głuchym "pum" opadając na podłogę. 


______________________________


NATHANIEL


Od razu po wyjściu Xaviera odrzuciłem w bok trzymany w ręce zeszyt. Tak naprawdę, gdy tylko zauważyłem wcześniej, otwierające się drzwi po prostu chwyciłem pierwszą lepszą rzecz, aby móc zająć się czymkolwiek, byle nie patrzyć na niego. 


Naprawdę nie potrafiłem spojrzeć mu w oczy, nie wyobrażając sobie przy tym dziwnych rzeczy. Czasami przeklinałem wręcz mój pęcherz, przez który nie mogłem żyć dalej w błogiej nieświadomości... O ile byłoby to bardziej proste. Do tego, te głupie poczucie winy..


Zrobił dla mnie tyle dobrego, a ja nie mogę zrobić nic prócz unikania go. Oczywiście dla jego dobra, ale on o tym nie wie. Nie chce żeby poczuł się niezręcznie zauważając, że wpływa na mnie w dość niezwykły sposób. I tak ma już dużo zmartwień.. Nie powinien przejmować się jeszcze tym, że pod jego dachem mieszka osobnik nim zainteresowany. Tym bardziej, że takie zainteresowanie raczej nie spotkałoby się z jego aprobatą. 


Z jękiem pocierając lekko skronie, padłem plecami na łóżko. 


Została jeszcze sprawa Samuela. Nie do końca wiedziałem, czy podoba mi się jego zachowanie.. Miałem wrażenie, że coś knuje. I że niekoniecznie mi się to spodoba. Myślałem już nawet o tym aby nie pójść na jego imprezę, ale nie mogłem tego zrobić Xavierowi. Wiedziałem, że chce iść i że beze mnie pewnie z tego zrezygnuje. W końcu stara się być dla mnie miły. Traktuje mnie jak brata, przyjaciela. A przynajmniej traktował dopóki tego nie zjebałem. 


Tępym wzrokiem wpatrywałem sie w sufit nade mną, śledząc ostatnie promienie słońca wpadające przez firankę i zostawiające kwiatowe wzory na białym sklepieniu. 


Może tak będzie lepiej? Powoli oddalamy się od siebie i wtedy te chore wyobrażenia po prostu znikną? On znajdzie sobie kogoś, a ja wynajmę sobie jakąś stancję, gdy tylko znajdę pracę. I nie będzie musiał się mną więcej przejmować. Kiedyś odpłacę mu się za pomoc.. I będziemy kwita.


Nawet nie zauważyłem, gdy ostatni promień słońca zniknął pozostawiając pokój w półmroku. Z letargu wybudziło mnie dopiero nieprzyjemne uczucie w żołądku. Zgłodniałem.. W sumie nie jadłem dzisiaj nic prócz śniadania.  Powoli gramoląc się z wyra, wstałem i wyszedłem z pokoju kierując się do kuchni. 


Szurając po drodze stopami ze zmęczenia, otworzyłem lodówkę przeglądając zawartość. Wyjąłem dwa jajka, zamknąłem drzwiczki i położyłem je na blacie, zdejmując ze ściany patelnię. Włączyłem gaz i wlałem olej na patelnię czekając, aż sie należycie nagrzeje po czym rozbiłem na niej dwa jajka. 


Szybki i pożywny posiłek pomyślałem obserwując ścinające się białko.  Gdy jajka był odpowiednio wysmażone, łopatką zdjąłem je z patelni opuszczając na podsunięty talerz. Posoliłem, popieprzyłem i łapiąc za widelec usiadłem przy stole, aby spałaszować danie. 


W ciszy przerzuwałem kolejne kawałki następnie myjąc talerz i chowając go do szafki. Byłem zmęczony, więc postanowiłem od razu położyć się spać. Gasząc światło w kuchni wolnym krokiem ruszyłem w kierunku schodów, gdy moja uwagę przykuła poświata dochodząca z salonu. Pewnie telewizor... Nie widziałem żeby ktokolwiek przebywał teraz w salonie, więc bez sensu byłoby zostawić go włączonego. Skręcając w stronę salonu zbliżyłem się do stojącej nieopodal kanapy zastygając w bezruchu. 


Myliłem się, ktoś jednak tu był. Badawczym wzrokiem zmierzyłem postać leżącą na kanapie.  Jedna ręka wystawała bezwładnie poza oparcie kanapy, podobnie jak jedna noga. Miałem wrażenie, że w każdej chwili leżąca postać może sturlać się na podłogę. Co z pewnością nie byłoby to zbyt przyjemne. Druga ręka delikatnie zarzucona na twarz zasłaniała oczy     na widok wystawiając jedynie lekko uchylone wargi i podbródek. 


Momentalnie poczułem ochotę dotknięcia tych delikatnych ust palcami. Przełykając ślinę potrząsnąłem głową starając się przegonić nieprzyjemne myśli. Cofnąłem się chcąc po prostu odejść, lecz nagle owładnęły mną wątpliwości. Gdybym to ja był na jego miejscu, z pewnością obudziłby mnie żebym rano nie skarżył się na ból pleców z powodu takiej niewygodnej pozycji. Jeśli po prostu odejdę.. to będzie naprawdę chamskie z mojej strony. 


Wzdychając głęboko postąpiłem kilka kroków do przodu delikatnie łapiąc go za ramię. Starałem się nie patrzyć na jego twarz tylko na moje palce zaciśnięte na jego ramieniu. 


-Xavier?- Lekko nim potrząsnąłem.- Xavier wstawaj. 


Niewyraźny jęk wyrwał się spomiędzy jego ust paraliżując mnie na krótki moment. 


-Xavier, zasnąłeś w salonie. Wstawaj.- Powtórzyłem nieco głośniej i trochę gwałtowniej poruszyłem jego ręką. 


Nie zdążyłem jednak przewidzieć jego reakcji, gdy przestraszony nagle poderwał się do góry.


-AUŁAA- jęknąłem opadając do tyłu na pośladki i z grymasem na twarzy trąc boleśnie pulsujące czoło. 


Xavier rozejrzał się zaskoczony, dopiero po chwili dostrzegając moją postać zalegającą na podłodze. 


-Co ty tu robisz?


Krzywiąc się lekko szybko podniosłem się do góry i powoli ruszyłem ku wyjściu z salonu.


-Postanowiłem cię obudzić, żebyś nie musiał spać całą noc na tym niewygodnym meblu- powiedziałem na odchodnym nawet nie odwracając się w jego kierunku. Nie chciałem żeby rozpraszały mnie jego roztrzepane włosy i zaspane spojrzenie tych intensywnie zielonych oczu.-Jestem zmęczony, idę spać. Dobranoc- dokończyłem znikając za rogiem. 


Szybkim krokiem dostałem się do swojego pokoju i wskakując w piżamę ległem na swoim łóżku, już po chwili słysząc jak drzwi do pokoju obok otwierają i zamykają się za swoim właścicielem.  


Zasypiając nadal zastanawiałem się, co przyniesie jutro.

~o~
Gdzieś po południu Mito napisała do nas wiadomość, że mamy spotkać się o siedemnastej na niedalekim przystanku.  Dzień minął bardzo szybko, w większości na omijaniu Xaviera szerokim łukiem i udawaniu, że nie robię tego specjalnie. Ogólnie rzecz biorąc, starałem się być w ciągłym ruchu. Mniej więcej godzinę przed umówionym spotkaniem zamknąłem się w pokoju, zastanawiając się w co się ubrać. 

Po kilkunastu minutach przebierania tych szmat mających czelność nazywać się moimi ubraniami, wybrałem jeansowy błękitny sweterek z brązowymi podszywkami na łokciach, do tego odziałem się w najzwyklejsze ciemne dżinsy. Wyczesałem swoje blond włosy i postawiłem je lekko. Od razu lepiej, gdy grzywka nie zakrywa mi twarzy, pomyślałem przeglądając się w lustrze. Na odchodnym spryskałem się swoimi perfumami z Bruno Banani, które dostałem od mojej starej przyjaciółki na święta i starając się sprawiać wrażenie zadowolonego zszedłem na dół do czekającego na mnie Xaviera. 

Ledwo udało mi się powstrzymać zaskoczone sapnięcie, gdy omiotłem go wzrokiem. Intensywnie zielona koszulka delikatnie opinała jego nieźle wyrobioną klatkę piersiową, a ja mimowolnie przypomniałem sobie jego ciało pod prysznicem. Na ramiona narzuconą miał czarną skórzaną kurtkę, a nogi opinały mu tego samego koloru spodnie.  Ślicznie harmonizowały z jego włosami i oczami. Wzdrygnąłem się, gdy po chwili podniósł wzrok omiatając mnie spojrzeniem. 

Widziałem jak jego oczy zabłyszczały przez krótki moment, lecz już po chwili najzwyczajniej w świecie podawał mi moją kurtkę, a z jego twarzy nie dało się odczytać nic więcej poza obojętnością. Najwidoczniej zamierzał zachowywać się w stosunku do mnie tak samo jak ja do niego. Nie miałem mu tego za złe. Zasłużyłem... Szybko wziąłem od niego kurtkę i w pośpiechu naciągnąłem ją na ramiona wychodząc przodem. 

_____________

XAVIER

Przez większość dnia moje myśli wędrowały do dzisiejszej imprezy. Odkąd się obudziłem miałem wrażenie, że to zły pomysł. Że powinniśmy zostać w domu. Ale przecież to byłoby głupie... Przejmować się jakimiś chorymi przeczuciami.. Co takiego strasznego mogło się wydarzyć? Mogliśmy się najwyżej za bardzo uchlać... Nic strasznego. 

A jednak.. Miałem złe przeczucia. Idąc obok Nathaniela w stronę migoczącej w oddali postaci, miałem ochotę złapać go za fraki i spowrotem zaciagnąć do domu. Naprawdę chyba zbyt poważnie wziąłem się za opiekowanie nim. Nawet jeśli najwyraźniej mnie unikał i ogólnie rzecz biorąc ignorował, ciągle martwiłem się o niego i napawało mnie lekkim lękiem na myśl, że podczas imprezy stracę go z oczu i odwali coś głupiego. Nie znaliśmy przecież wszystkich osób, które będą tam obecne. Eh.. czas przestać zachowywać się jak rozhisteryzowana matka. 

-Cześć wam!- Wesoły pisk rozległ się tuż koło mojego ucha, gdy mała postać zawisła przez chwilę na mojej szyi. 

-No hejka- uśmiechnąłem się, przyjacielsko klepiąc ją po plecach. 

Gdy tylko oderwała się ode mnie, z tym samym zapałem wskoczyła na Nathaniela mówiąc, jak to się cieszy, że go widzi. Naprawdę zadziwiała mnie jej pogoda ducha. Zawsze gdy ją widziałem tryskała energią i z każdym swoim znajomym witała się jak z największym przyjacielem. Była naprawdę pozytywną osobą. 

-To którym jedziemy?- zapytałem zerkając na rozkład jazdy. Nazwy ulic nic mi nie mówiły. 

-306- odpowiedziała, wskazując na prawidłowy rozkład.-Na Huber Doller Dr* to trochę na obrzeżu miasta. Będziemy jechać jakieś czterdzieści minut.

W zrozumieniu pokiwałem głową sprawdzając za ile minut będziemy musieli czekać na odpowiedni autobus. Jest 18:15, tak więc przyjedzie za jakieś dwadzieścia minut. Udając, że nie widzę zaskoczonego spojrzenia Mito, stanąłem po jej prawej stronie, aby być jak najdalej Nathaniela. Nie mogłem wytrzymać jego obojętnego spojrzenia postanowiłem więc, odpłacić mu takim samym zachowaniem. Wymagało to ode mnie naprawdę dużego wysiłku. Chcąc zachować przynajmniej pozory normalności wciągnąłem się w przyjemną pogawędkę z nową przyjaciółką, która co kilka minut próbowała wciągnąć do rozmowy także Nathaniela. Jednak gdy po kilku próbach nadal odpowiadał jedynie półsłówkami, poddała się poświęcając całą uwagę naszej rozmowie na temat zwierząt. 

Gdy tylko podjechał nasz autobus, podszedłem do kierowcy i kupiłem nam dwa bilety, następnie je kasując. Zdziwiło mnie, że w wolne od szkoły i na dodatek o tej porze zajęte były praktycznie wszystkie miejsca. Przymierzałem się właśnie do zajęcia miejsca przy starszym panie. Gdy Mito złośliwie mnie wyprzedziła wskazując na ostatnie wolne miejsce po mojej lewej stronie. Miejsce koło Nathaniela.. Nie chcąc stać jak debil w przejściu, bez słowa zająłem miejsce obok niego, zauważając mimochodem, że te przesunął się w bok niemal całkowicie wgniatając w szybę. Czy naprawdę, aż tak bardzo nie mógł znieść mojej obecności? Poczułem się źle. Bardzo źle. Miałem ochotę zatrzymać autobus i uciec spowrotem do domu. 

Wcześniejsze ignorowanie było jeszcze do zniesienia. Ale gdy odsunął się ode mnie jakbym był jakiś trędowaty.. nie.. To nie było już tylko ignorowanie. On naprawdę nie mógł znieść mojej obecności. Starając się opanować gwałtowne pieczenie w oczach, czekałem aż zatrzymamy się na następnym przystanku. Gdy tylko to nastąpiło zerwałem się z miejsca ustępując go starszej pani która właśnie weszła do autobusu. Nie miałem zamiaru dręczyć go swoją obecnością. Jak naprawdę tego chce to mogę zacząć go unikać. Nawet jeśli na samą myśl o tym, dziwnie boli mnie serce.  

____________

NATHANIEL

Nie mogłem powstrzymać odruchu obronnego, gdy Xavier usiadł tak blisko mnie. Czułem ciepło jego ciała tuż obok i przerażony cofnąłem się prawie wgniatając w szybę. On najwyraźniej chyba jednak inaczej to zrozumiał bo, gdy zerknąłem na niego kątem oka, niemal od razu pożałowałem swojej reakcji. Jego zawsze pełne dziwnych emocji spojrzenie, przepełnione było czymś na wzór bólu. Dłonie ciasno zwinął w dwa kłębki i gdy tylko zatrzymaliśmy się na następnym przystanku, wyskoczył z miejsca udostępniając je komuś innemu. 

Chcąc kogoś chronić trzeba czasami go odepchnąć. Czułby się gorzej gdyby wiedział z jakiego powodu się odsunąłem, pomyślałem na powrót zagapiając się w widok za oknem. 

Podróż minęła szybciej niż się spodziewałem, gdy wyszliśmy z autobusu, na przystanku czekał już na nas Samuel. Z uśmiechem podszedł do nas witając się z Mito przyjaznym uściskiem. Miałem dziwne wrażenie, że także mnie chce tak przywitać więc zawczasu wyciągnąłem do siebie rękę w geście przywitania. Nic nie mówiąc uścisnął ją przytrzymując na mój gust trochę za długo, po czym jedynie skinął głową Xavierowi. 

-Będziemy musieli podejść kawałek, mam nadzieję, że to nie problem?- zapytał obdarzając nas jakby przepraszającym uśmieszkiem.

-Żaden- odparł Xavier wskazując ręką, aby prowadził. 

Miałem nadzieję, że Samuel preferuje milczące wycieczki jednak, moje nadzieje okazały się być płonne. Już po chwili zrównał ze mną krok, zerkając na mnie z dziwnym uśmiechem. 

-Jak Ci minął dzień Nathanielu?

Nie wiedząc co odpowiedzieć po prostu wzruszyłem ramionami.

-Jak zwykle.

-Czyli pewnie niezaciekawie- mruknął, a ja poczułem nagłą ochotę aby zaprzeczyć. Nie zrobiłem tego jednak wiedząc, że dziwnie by to wyglądało. 

Starając się nie zauważać jego dziwnych spojrzeń omiatających moją osobę, starałem się usłyszeć o czym rozmawiają idący kilka kroków za nami Mito i Xavier. Jednak spośród wszystkich słów wyłapałem tylko kilka nic nieznaczących typu"naprawdę?" " tak i wtedy" "może" z których nie mogłem złożyć nic zrozumiałego. Wzdychając starałem się zapamiętać drogę którą szliśmy. 

Wokół było naprawdę dużo drzew. Mito miała rację mówiąc, że Samuel mieszka na obrzeżach miasta. Praktycznie nie było tu żadnych zabudowań. Po drodze minęliśmy tylko kilka rozwidleń drogi prowadzących między wysokie, gęste drzewa i krzewy. Szliśmy poboczem pustej asfaltowej drogi coraz bardziej zagłębiając się w  (przynajmniej na mnie to tak wyglądało) las.

-Mieszkasz na środku pustkowia, czy jak?- usłyszałem nagłe pytanie z tyłu. 

Odwróciłem się zerkając na patrzącego w stronę Samuela Xaviera. Nawet jeśli zauważył moje spojrzenie, sam nie spojrzał w moją stronę. Naprawdę zaczynało mi tego brakować. 

-Można tak powiedzieć- stwierdził Samuel skręcając nagle w żwirową drogę prowadzącą gdzieś wgłąb drzew.-To dzielnica willowa. Wszystkie domy położone są w pewnej odległości od drogi, a posesje otoczone są dosyć masywną bramą.- Wyjaśnił nawet nie próbując udawać, że zauważył nasze zaskoczone spojrzenia na wiadomość o tym, że mieszka w willi. 

Już po kilku minutach mogliśmy samodzielnie dowiedzieć się co miał na myśli. Kilka metrów przed nami żwirowa droga kończyła się tuż pod ogromną bramą z kutego żelaza,wzdłuż której ciągnął się wysoki mur ginący gdzieś w ciemności lasu. 

Nawet nie próbowałem ukryć swojego pełnego podziwu spojrzenia, gdy brama  uchyliła się przed nami ukazując przepiękny ogród z przystrzyżonymi żywopłotami i wielką fontanną w centrum. A tuż za nią w oddali widniał wielki budynek w staroangielskim stylu wyglądem przypominający miniaturowy pałac. 

Samuel spojrzał się na mnie zauważając moją reakcję i z lekkim uśmieszkiem poprowadził nas do wejścia. 

-Czujcie się jak u siebie w domu- powiedział, gdy tylko przekroczyliśmy próg stając w wielkim holu którego sklepienie zdobił  monstrualny kryształowy żyrandol.

-To będzie raczej trudne- stwierdziłem wymownie spoglądając wokół.

Samuel roześmiał się jedynie, delikatnie kładąc mi dłoń na ramieniu. 

-Kwestia przyzwyczajenia- mrugnął do mnie okiem na co ja ponownie poczułem się niezręcznie. 

-Wątpię żebym miał czas się przyzwyczaić- powiedziałem starając się zmienił temat i strząsnąć jego dłoń ze swojego ramienia.

-Zawsze możesz przychodzić do mnie częściej. Z pewnością znajdzie się tu dużo ciekawych rzeczy do zrobienia- wyszeptał tuż przy moim uchu, a ja pomyślałem, że nie miał na myśli zbyt niewinnych rzeczy. 

Jeszcze raz spojrzałem na niego badawczo. Wcześniej na to nie wpadłem, ale trochę zbyt często niepotrzebnie mnie dotykał. Kładł rękę na ramieniu, opierał się o mnie niby po koleżeńsku, przejeżdżał palcami po moim nadgarstku gdy chciał zwrócić moją uwagę i do tego patrzył się na mnie tak jak.... Tak jak chłopcy na dziewczyny w mojej klasie, zanim szczęśliwym zbiegiem okoliczności wylądowałem pod opieką Xaviera... Z pożądaniem...

Ale przecież on nie może być... I na dodatek do mnie... Ja mu się... Nawet nie chciałem o tym myśleć. Mimowolnie cofnąłem się niepostrzeżenie, aby zachować między nami trochę większy dystans. Nawet nie wie, czy ja też jestem... A już wziął mnie na celownik. 

-W następne imprezy? Jasne, ja i Xavier mamy dużo czasu- powiedziałem specjalnie udając, że nie pojąłem jego aluzji.

Samuel skrzywił się ledwo zauważalnie, lecz już po chwili ponownie skupił sie na oprowadzaniu nas po domu. 

-Na resztę gości zaczekamy w salonie kilka osób już zdążyło dojść, ale większość zameldowała, że trochę się spóźni- powiedział otwierając przed nami wysokie drzwi prowadzące do ogromnego pomieszczenia w którym przebywało już kilkanaście osób. 

Nie było ich wcale tak mało i jeśli naprawdę dla Samuela to było tylko kilka osób, a prawdziwa większość jeszcze nie przyszła, wolałem nie myśleć jak dużo osób tu będzie. Liczyłem raczej na małą imprezę w gronie najbliższych, ale jak widać troszkę się przeliczyłem. Czując na sobie czyjś wzrok, odwróciłem się w tamtym kierunku przez ułamek sekundy przytrzymując spojrzenie Xaviera. Poczułem jak moje serce gwałtownie przyśpiesza, nie miałem nawet siły odwrócić wzroku, choć wiedziałem, że musze to zrobić. Po prostu czułem się jakbym od wieków nie spojrzał mu prosto w oczy, potrzebowałem tego. Gdy po chwili Xavier odwrócił wzrok ponownie udając, że mnie nie widzi poczułem się zarówno podle, jak i samotnie. Był jedyną osobą która mnie naprawdę rozumiała, którą naprawdę obchodziłem i przez moje bezmyślne uczucia nie mogę się do niego zbliżyć. Nie moge zrobić nic, prócz oddalenia się od niego i zostawienia za sobą jedynej osoby na której mi zależy. 

Wzdychając ciężko nawet nie dostrzegłem badawczego wzroku utkwionego we mnie niemal od kilku minut. 

-Możecie się zapoznać z resztą, ja w tym czasie idę podzwonić po spóźnialskich.- Samuel wskazał nam dłonią rozproszonych po pomieszczeniu ludzi, po czym zerkając na mnie przelotnie skierował się ku wyjściu. 

Nie wiedząc od czego zacząć po prostu stałem w miejscu starając się zachować obojętny wyraz twarzy pod ostrzałem kilkunastu wbitych w moją postać spojrzeń. Kilka osób kojarzyłem. Czarnowłosą dziewczynę i blondynkę stojącą niedaleko widziałem już wcześniej w kawiarence. Rudego chłopaka stojącego teraz w grupie kilku innych dziewczyn i chłopaków, tak samo. Idąc za przykładem Xaviera i Mito skierowałem się właśnie w kierunku tej drugiej grupki.

-Cześć- Rudy pomachał w naszą stronę jednocześnie przytulając na powitanie naszą koleżankę.-Myślałem już, że nie przyjdziecie.

Razem z Xavierem uśmiechnęliśmy się jedynie. Powabna brunetka stojąca z bliskiej odległości z rudzielcem spojrzała znacząco na Xaviera, gdy witaliśmy się z nowymi osobami przy okazji wymieniając się imionami. W życiu nie zapamiętam ich wszystkich, pomyślałem po prostu machinalnie ściskając każdą wyciągniętą w moją stronę rękę i jak robot powtarzając swoje imię. Jedna osoba jednak zapadła mi w pamięć. Gabrielle, wcześniej wspomniana brunetka, która niemal od razu po przestawieniu się, nie opuszczała  Xaviera na krok, trzepocząc w jego kierunku swoimi długimi rzęsami. 

Próbując stłumić w sobie falę zazdrości, wciągnąłem się w rozmowę z przypadkową dziewczyną. Jak się okazało była naprawdę bystra i zabawna. Opowiadała mi właśnie jakąś ciekawą historię, gdy poczułem obejmujące mnie w pasie ramiona. Zaskoczony odwróciłem głowę z dość nieznacznej odległości dostrzegając twarz Samuela, który oparł głowę na moim ramieniu. 

-I jak tam zapoznanie?-zapytał patrząc na mnie naprawdę dziwnym wzrokiem. 

-Co ty odwalasz?-syknąłem w odpowiedzi chcąc wydostać się z pomiędzy jego ramion. 

Dziewczyna stojąca naprzeciwko mnie wyglądała na nieźle skonfundowaną. Samuel zaśmiał się jedynie szybko mnie puszczając i stając tuż obok.

-Na żartach się nie znasz?- zapytał tylko, tarmosząc delikatnie moje włosy. 

Powstrzymałem się od strzepnięcia jego ręki, mrucząc jedynie coś pod nosem. Powoli zacząłem się zastanawiać, czy jednak nie lepiej było zostać w domu. Ten chłopak naprawdę dziwnie się zachowywał, a ja powoli zaczynałem mieć coraz gorsze przeczucia.

_________________

XAVIER

Gdybym wiedział, że niemal na starcie przyczepi się do mnie tyle dziewczyn, wątpię czy kiedykolwiek bym się tu pojawił. Starając się zniechęcić zarywającą teraz do mnie brunetkę odpowiadałem jej jedynie monosylabami, nie reagując także na żadny przejaw podrywu. Nie miałem ochoty na kręcenie z jakąkolwiek dziewczyną, przynajmniej nie w najbliższym czasie. Wszystko o czym teraz myślałem, to to że straciłem osobę która mogłaby stać się moim naprawdę dobrym przyjacielem. O wilku mowa, jeśli chodzi o niego.. 

Powoli odwróciłem się w jego kierunku dostrzegając, że wciągnął się w rozmowę z jakąś dziewczyną. Korzystając z tego, że nie może mnie teraz zauważyć, obserwowałem jego twarz i oczy ożywione przeprowadzaną właśnie dyskusją. I w tym momencie, dostrzegłem jego.

Szedł powoli w kierunku Nathaniela uśmiechając się podejrzanie i niezbyt grzecznie wlepiając spojrzenie w tył jego spodni. Gdy wtem otoczył go nagle rękoma opierając głowę o jego ramię. W ostatniej chwili powstrzymałem się od ruszenia w ich kierunku i odklejenia go od niego siłą. Co to miało znaczyć? Jak on się w ogóle zachowuje? Czemu dotyka w ten sposób Nathaniela? 

Widziałem jak Nathan zastyga zaskoczony, po czym powoli zerka na wiszącego na nim chłopaka. Ich twarze znalazły się wtedy tak blisko, że mimowolnie wstrzymałem powietrze. Niemal uśmiechnąłem się z ulgą, gdy usłyszałem pełne złości pytanie wychodzące z jego ust i zauważyłem jak próbuje się wycofać spod jego rąk. Samuel potulnie puścił go i uśmiechając się bezczelnie obrócił wszystko w żart. 

Widząc wzburzone spojrzenie Nathaniela, nie miałem wątpliwości czy mu uwierzył. Po tej sytuacji mogłem być trochę spokojniejszy, wiedziałem bowiem, że Nathaniel nie pozwoli aby Samuel sobie na coś pozwolił. Już wcześniej zauważyłem jak na niego patrzy. Teraz nie miałem wątpliwości, co z nim jest nie tak... Ale Nathan da sobie radę, a w razie czego ja będę obserwował go cały wieczór, żeby w razie potrzeby przyjść z pomocą. 

Około dwudziestej pierwszej dotarli już wszyscy goście i wtedy zabawa zaczęła się na dobre. Wszędzie przewijali się jacys ludzie z beczkami piwa lub butelkami wódki. Cały alkohol wylądował na stole w salonie i co chwilę nowi ludzie podchodzili do niego, aby się upić. Powoli sącząc swojego drinka starałem się nie spuszczać z oczu ani Nathaniela, ani kręcącego się w pobliżu Samuela. 

-A co ty tu taki samiuteńki siedzisz, co?

Czyjś przesłodzony głos dotarł do mnie wyrywając mnie z zamyślenia. Spojrzałem w górę znad zajmowanego przeze mnie fotela dostrzegając stojącą naprzeciwko mnie dziewczynę.  Długie kręcone blond włosy spięte miała w wysoki kucyk odsłaniając swoją smukłą szyję na światło dzienne. Duże, krągłe piersi niemal wyskakiwały z przyciasnej sukienki w kolorze zmysłowej czerwieni. Oczy miała podkreślone eyeliner'em,a usta w krwistoczerownym kolorze wyglądały jakby ktoś napompował je botoksem. Była seksowna, ale naprawdę nie miałem nastroju na podryw. O ile kiedykolwiek go miałem, zawsze była jakaś kryjówka. W sumie moimi jedynymi wspomnieniami jakiejkolwiek intymności z dziewczyną, były wakacje trzy lata temu. Gdy pijany straciłem swój pierwszy raz z chudą brunetką o prawie zerowym biuście, która wyglądem nie za bardzo przypominała kobietę. 

-Jaki tam sam...Po prostu czekam na koleżankę, właśnie poszła do toalety- powiedziałem starając się ją spławić. 

Dziewczyna nie była jednak taka głupia. Uśmiechając się jedynie, przysiadła na prawym podłokietniku prawie zgniatając moją rękę. Najwyraźniej myślała, że  w tej pozie wygląda naprawdę seksownie, bo zatrzepotała lekko rzęsami pochylając się w moim kierunku, przez co jej biust prawie całkowicie wypadł z sukienki. 

-Mogę zastąpić ci jej towarzystwo w między czasie- wyszeptała dotykając swoim sztucznym szponem mojego ramienia.

Wzdrygnąłem się mimowolnie.

-Nie jestem zainteresowany- powiedziałem jedynie odsuwając się w inną stronę.

Dziewczyna zamrugała oczami zaskoczona.

-Jesteś pedałem?

Zaskoczony otworzyłem usta wpatrując się w nią w kompletnym szoku. 

-Skąd ty w ogóle wzięłaś ten wniosek?- zapytałem marszcząc brwi ze złości.

Dziewczyna spojrzała na mnie z politowaniem.

-Praktycznie zaproponowałam ci seks,a ty nie jestes zainteresowany. Jaki normalny chłopak by   mnie olał po takiej propozycji? 

-Najprawdopodobniej taki który bałby się złapać jakiegoś syfa z dziewczyną która najwyraźniej ma już dużo numerków na koncie- odpowiedziałem przyciszonym głosem obserwując jak jej twarz zmienia stopniowo zmienia odcień na purpurowy i jak zrywa się nagle szybko odchodząc tylko w sobie znanym kierunku.

No wreszcie, pomyślałem zerkając w miejsce w którym jeszcze chwilę temu widziałem Nathaniela. Nigdzie go jednak nie dostrzegłem, lekko zaniepokojony wstałem rozglądając się dokoła, lecz nadal nic. Wiedziony jakąś myślą rozejrzałem się za Samuelem. Jego także nie było, szybko wyszedłem z salonu po kolei zaglądając do innych zajętych pomieszczeń. Z każdym kolejnym pomieszczeniem, w którym ich nie było czułem się coraz bardziej rozzłoszczony i zmartwiony. Miałem naprawdę złe przeczucia. Stanąłem pod schodami prowadzącymi do części prywatnej i postąpiłem pierwszy krok do przodu. Miałem nadzieję, że moje przeczucia okażą się błędne, pomyślałem wspinając się na górę. 

_________________________

NATHANIEL

Atmosfera panująca na imprezie była naprawdę przyjazna, wszyscy ludzie byli strasznie mili i rozgadani. Popijając powoli swoje piwo wdałem się w dyskusję z kilkoma osobami starając się nie obserwować Xaviera. Naprawdę trudno mi było opanować niektóre odruchy. Przynajmniej jedno miałem z głowy. Towarzystwo Samuela...

-No i jak się podoba impreza?

O wilku mowa....

-Całkiem spoko- odpowiedziałem odwracając się do czarnowłosego chłopaka.- Już nie zajęty zabawianiem gości?-zapytałem uprzejmie. 

Samuel spojrzał na mnie z dziwnym uśmiechem, co u niego stanowiło teraz nawet jakiegoś rodzaju normę, wzruszając ramionami.

-Nie za bardzo- stwierdził posyłając mi tajemnicze spojrzenie.-Jeden z moich znajomych chciałby cię bardzo poznać- dodał po chwili.

Zdziwiłem się lekko, bo skoro naprawdę chciał mnie poznać to czemu nie przyszedł.

-No i co w związku  z tym?- zapytałem po chwili, gdy nie powiedział nic więcej. 

-Nie za bardzo chciało mu się ze mną iść bo nie chciał zostawiać samej swojej dziewczyny, więc powiedziałem mu, że ciebie przyprowadzę- wyznał po chwili spoglądając na mnie przepraszająco. 

Miałem dziwne wrażenie, że coś jest nie tak. 

-Nie mógł przyjść tu z swoją dziewczyną?-zapytałem.

-Problem w tym, że jak tańczyła złamał jej się obcas i stwierdziła, że kategorycznie nie ruszy się z miejsca. Siedzi tylko na kanapie i narzeka, a że akurat wspomniałem o nowych nabytkach naszego miasteczka, mój kolega pomyślał, że jeśli cię przyprowadzę, przynajmniej na chwile zmieni płytę. 

Nadal nie mając pewności co do prawdziwości jego słów, nerwowo wypiłem łyk swojego piwa.

-To jak idziemy?-zapytał po chwili uśmiechając się podejrzliwie zbyt pogodnie.

-No nie wiem- wymamrotałem starając się znaleźć jakikolwiek powód dzięki któremu nie będę musiał ruszać się z miejsca. 

-Chodź- Samuel złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć ku wyjściu z salonu. 

Poddając się ruszyłem za nim. W końcu ci znajomi nie mogą być tacy źli. 

-Na pewno dobrze idziemy?-zapytałem widząc, że w miarę gdy zbliżamy się do schodów ludzi jest coraz mniej. 

-Tak, tak- powiedział jedynie ciągnąc mnie na górę. 

W momencie w którym przekroczyłem próg najbliższego pokoju, aż nazbyt świadomy zamykających się za mną drzwi, poczułem, że mogłem jednak zostać na dole. W pokoju nie było nikogo więcej, oprócz nas dwóch. 

Rozejrzałem się chcąc mieć pewność, lecz nikogo nie dostrzegłem. Do tego zauważyłem, że nie był to zwykły pokój, lecz sypialnia. 

-Nikogo nie widzę, co tu jest grane?-warknąłem wpatrując się w stojącego tuż przy mnie Samuela.

Chłopak zaśmiał się wprawiając mnie w osłupienie.

-Przecież nie powiesz mi, że nie wiedziałeś od początku po co tu idziemy- powiedział po chwili tylko pogłębiając złe przeczucie kłębiące się w moim brzuchu.- Widziałem jak na mnie patrzysz..

Stałem kompletnie zdębiały. Że niby ja Co?

-Wręcz pożerasz mnie wzrokiem- kontynuował niezrażony postępując kilka kroków w moim kierunku.

Jakby dopiero teraz wyrywając się z otępienia szybko cofnąłem się do tyłu plecami napotykając przeszkodę. Drzwi... Szybko wyciągnąłem za siebie rękę chcąc złapać za klamkę, lecz Samuel okazał się być szybszy doskakując do mnie i jednym ruchem szybko zatrzaskując uchylone drzwi. Drugą ręke położył mi na ramieniu pochylając się nad moją twarzą. 

-Zostaw mnie- warknąłem strząsając jego rękę z ramienia i ponownie chwytając za klamkę. 

Samuel zaśmiał się tylko spoglądając mi prosto w oczy. 

-Nawet o tym nie myśl. Ja zawsze dostaje to czego chce- wyszeptał gwałtownie przybliżając swoją twarz do mojej. Wiedząc co nastąpi odepchnąłem go gwałtownie, aż potknął się i wylądował zadem na podłodze.

-Powiedziałem, żebyś dał mi spokój chory zboczeńcu- powiedziałem już nie za żarty i odwróciłem się chcąc wyjść. Nie przewidziałem jednak, że Samuel podniesie się tak szybko. Już po chwili poczułem gwałtowne szarpnięcie w ramieniu i spowrotem stałem odwrócony do niego twarzą. 

-Jak śmiesz mi się sprzeciwiać?-zapytał kompletnie nowym tonem głosu. Całkowicie chłodnym, wyniosłym, przerażającym tonem głosu. 

Uniosłem ręce żeby odepchnąć go po raz kolejny, gdy moją twarz przecięła nagle fala bólu. Jęknąłem z zaskoczenia przyciskając dłoń do policzka i ze strachem wpatrując się w jego uniesioną rękę. Teraz wcale nie przypominał Samuela. Jego wyraz twarzy i te oczy pełne pogardy.... wyglądał dosłownie jak mój ojciec. Gwałtowna fala strachu ogarnęła moje ciało i zbierając w sobie całą swoją siłę, popchnąłem Go szybko szarpiąc drzwi i wybiegając na zewnątrz. Słyszałem za sobą jego pełen złości warkot, gdy wtem, wpadłem prosto na jakąś osobę.

Nie patrząc, kto to jest starałem się wyrwać z jego rąk dopóki nie dotarł do mnie aż nazbyt znajomy głos. 

-Nathaniel? Nathaniel co się stało?

Wreszcie spojrzałem w górę dostrzegając sylwetkę Xaviera. Nie obchodziło mnie co tu robił, ważne że tu był. Przy nim byłem bezpieczny. Nie panując nad sobą przytuliłem się do jego ciała dając upust swoim emocjom. Słyszałem jak jeszcze jedna osoba wbiega na praktycznie pusty korytarz. Praktycznie pusty, ponieważ nie było na nim nikogo oprócz nas trzech. Mnie, Xaviera i Samuela który właśnie do nas dotarł. 

Mimowolnie mocniej przycisnąłem się do Xaviera nawet nie zerkając za siebie. Bałem się. Bałem się, że znowu ktoś mnie skrzywdzi. W życiu nie podejrzewałbym, że Samuel okaże się być podobny do mojego ojca. Że uderzy mnie bez powodu, że będzie próbował.... Że będzie patrzył tym samym wzrokiem. Wszystkie wspomnienia gwałtownie do mnie uderzyły pod wpływem bólu w tym przeklętym policzku. 

____________________

XAVIER

Już myślałem, że na tym piętrze nikogo nie ma, gdy poczułem że zderzyłem się z jakąś osobą. Zaskoczony spojrzałem prosto w przerażoną twarz Nathaniel.

-Nathaniel? Nathaniel, co się stało?-zapytałem przestraszony widząc go w takim stanie. 

Chłopak spojrzał na mnie i gdy zobaczyłem, że mnie poznał poczułem jak jego ramiona oplatają się wokół mojej osoby. Aż nazbyt widoczny czerwony ślad na jego policzku sprawił, że moje ciało zapłonęło gwałtowną żądzą mordu. Ten biedny chłopak.. Jeśli dorwę osobę która odważyła się podnieść na niego rękę nie ręczę za siebie.

I właśnie wtedy z pobliskiego pokoju wybiegł Samuel. Spiąłem się gwałtownie widząc jego wzrok utkwiony w Nathanielu. Nie miałem już wątpliwości, kto odważył się go tknąć. Wlepiając w niego swoje nienawiste spojrzenie powoli odsunąłem od siebie Nathaniela starając się złapać jego spojrzenie. 

-Zejdź na dół i poczekaj tam na mnie- powiedziałem popychając go lekko w stronę schodów. 

Nathaniel spojrzał się na mnie spanikowany.

-Ale...

-Zejdź na dół- powtórzyłem bardziej stanowczo.- Zaraz przyjdę. 

Nathan spojrzał na mnie jeszcze raz, po czym szybko zbiegł na dół. Powoli odwróciłem się w stronę czarnowłosego. 

-CO TU SIĘ KURWA STAŁO?-warknąłem wlepiając w niego swoje mordercze spojrzenie.

Samuel uśmiechnął się kpiąco, bezczelnie opierając sie o pobliską ścianę. 

-Po prostu chciałem mu dać to na co z pewnością miał ochotę- odpowiedział nonszalandzko, a ja nie panując nad sobą walnąłem go prosto w szczękę.

-Nigdy więcej nie waż się do niego zbliżyć- wywarczałem mu do ucha, po chwili zawracając w stronę schodów. 

Nie było opcji żebyśmy tutaj zostali. Szybko schodząc ze schodów złapałem za rękę Nathaniela i wyszedłem z nim z domu, przyświecając sobie latarką w telefonie abyśmy mogli dostrzec ścieżkę prowadzącą do uchylonej bramy.  Na razie nie chciałem go o nic pytać. Gdy tylko dostaniemy się do domu, dowiem się co się tam wydarzyło. Na razie liczyło się tylko to aby Nathanielowi nic się więcej nie stało. Gdy tylko doszliśmy do przystanku wezwałem taksówkę i pocieszającą ścisnąłem jego dłoń. Nie powinienem był w ogóle pozwolić, aby zniknął mi z oczu, pomyślałem zerkając na blednący powoli ślad na jego policzku. 

Po kilku minutach czekania zauważyłem, że Nathaniel już trochę się uspokoił i próbował zabrać swoją rękę z mojej dłoni. Nie pozwoliłem mu na to, tylko mocniej ją ściskając. 

-Zostaw-powiedziałem, gdy spróbował jeszcze raz.

Nathaniel nie odpowiedział, ani też nie spojrzał na mnie lecz o chwili rozluźnił rękę, pozwalając mi trzymać swoją dłoń. Jakieś kilka minut później na horyzoncie pojawiła się żółta taksówka. Z ulgą weszliśmy do środka czekając aż dotrzemy do domu. 

___________________ * Ulica autentyczna Bainbridge Stan Georgia Kanada

Naprawdę starałam się żeby ten rozdział był dłuższy, więc proszę nie narzekać na jego długość.