czwartek, 8 maja 2014

Rozdział 12

_______________________


XAVIER

Bez pukania wkroczyłem do jego pokoju stojąc w odległości kilku kroków od jego łóżka. Zauważyłem moment w którym zaskoczony podniósł na mnie swoje spojrzenie, po czym niemal natychmiast uciekł wzrokiem.


-Mam do Ciebie jedno małe pytanko...-Powiedziałem starając się opanować wzbierającą we mnie falę irytacji.


Nathaniel kiwnął tylko głową całą swoją uwagę skupiając na trzymanym w dłoni zeszycie. Urażony, że nawet w tej chwili nie zwraca na mnie uwagi, postąpiłem kilka kroków do przodu.


-Mógłbyś mi łaskawie wyjaśnić, dlaczego mnie ignorujesz?-Wypaliłem próbując ukryć urazę z pewnością brzmiącą w moim głosie.


Jakby z przymusu zerknął w moim kierunku, udając zaskoczenie.


-Nie rozumiem, o co ci chodzi...


Zacisnąłem szczękę wpatrując się w niego w skupieniu i tak jak się spodziewałem, po chwili ponownie odwrócił wzrok.


-Zrobiłem coś złego?- zapytałem zdesperowany aby poznać odpowiedź.


-Nic nie zrobiłeś- odpowiedział po chwili trochę rozdrażnionym tonem głosu.- Nie wiem, co sobie ubzdurałeś... Wcale Cię nie ignoruje...


Przecież to widać gołym okiem, miałem ochotę krzyknąć lecz powstrzymałem się. Skoro ma zamiar brnąć w to dalej, niech będzie. Jego wybór... Nie miałem zamiaru się mu naprzykrzać skoro najwyraźniej nie miał ochoty na moje towarzystwo. Mimowolnie poczułem jak mój żołądek zaciska się w supeł, a nieprzyjemne uczucie temu towarzyszące powoli podchodzi mi pod gardło.


Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi. Że zaczęliśmy nimi być. Najwyraźniej się myliłem.


-W porządku- wymamrotałem przywołując na twarz nieprzeniknioną maskę.-Mam nadzieję, że nie rozmyśliłeś się co do jutra?


Nie chciałem iść sam, nawet jeśli byliśmy tak jakby pokłóceni.. To byłoby równoznaczne z... nie wiem... Miałem wrażenie, że jeśli jutro pokaże się bez niego przed Samuelem,w jakiś sposób przegram.. Ale co? Tego nie wiedziałem, miałem po prostu dziwne przeczucie.


Nathaniel nie spojrzał na mnie, lecz niepewnie pokiwał głową.


-Nie.. Chcę iść jutro. Dobrze byłoby się trochę rozerwać-powiedział, a ja miałem wrażenie, że dzisiejszego dnia to najdłuższe zdanie jakie z niego wyciągnąłem.


Pewnie chce iść ze względu na nowego znajomego, pomyślałem kąśliwie, lecz kiwnąwszy jedynie głową na znak, że zrozumiałem. Szybko wycofałem się z pokoju.


Nie wiedząc co z sobą zrobić, bez celu błąkałem się po domu, po jakimś czasie kładąc się na kanapie w salonie. Moje myśli dryfowały daleko, a apetyt całkowicie mnie opuścił. Nie zjadłem więc kolacji próbując znaleźć coś ciekawego w telewizji.  Nawet nie zauważyłem momentu w którym moje powieki się zamknęły i powoli zapadłem w głęboki sen. Pilot delikatnie wysunął się spomiędzy moich rozluźnionych palców, z głuchym "pum" opadając na podłogę. 


______________________________


NATHANIEL


Od razu po wyjściu Xaviera odrzuciłem w bok trzymany w ręce zeszyt. Tak naprawdę, gdy tylko zauważyłem wcześniej, otwierające się drzwi po prostu chwyciłem pierwszą lepszą rzecz, aby móc zająć się czymkolwiek, byle nie patrzyć na niego. 


Naprawdę nie potrafiłem spojrzeć mu w oczy, nie wyobrażając sobie przy tym dziwnych rzeczy. Czasami przeklinałem wręcz mój pęcherz, przez który nie mogłem żyć dalej w błogiej nieświadomości... O ile byłoby to bardziej proste. Do tego, te głupie poczucie winy..


Zrobił dla mnie tyle dobrego, a ja nie mogę zrobić nic prócz unikania go. Oczywiście dla jego dobra, ale on o tym nie wie. Nie chce żeby poczuł się niezręcznie zauważając, że wpływa na mnie w dość niezwykły sposób. I tak ma już dużo zmartwień.. Nie powinien przejmować się jeszcze tym, że pod jego dachem mieszka osobnik nim zainteresowany. Tym bardziej, że takie zainteresowanie raczej nie spotkałoby się z jego aprobatą. 


Z jękiem pocierając lekko skronie, padłem plecami na łóżko. 


Została jeszcze sprawa Samuela. Nie do końca wiedziałem, czy podoba mi się jego zachowanie.. Miałem wrażenie, że coś knuje. I że niekoniecznie mi się to spodoba. Myślałem już nawet o tym aby nie pójść na jego imprezę, ale nie mogłem tego zrobić Xavierowi. Wiedziałem, że chce iść i że beze mnie pewnie z tego zrezygnuje. W końcu stara się być dla mnie miły. Traktuje mnie jak brata, przyjaciela. A przynajmniej traktował dopóki tego nie zjebałem. 


Tępym wzrokiem wpatrywałem sie w sufit nade mną, śledząc ostatnie promienie słońca wpadające przez firankę i zostawiające kwiatowe wzory na białym sklepieniu. 


Może tak będzie lepiej? Powoli oddalamy się od siebie i wtedy te chore wyobrażenia po prostu znikną? On znajdzie sobie kogoś, a ja wynajmę sobie jakąś stancję, gdy tylko znajdę pracę. I nie będzie musiał się mną więcej przejmować. Kiedyś odpłacę mu się za pomoc.. I będziemy kwita.


Nawet nie zauważyłem, gdy ostatni promień słońca zniknął pozostawiając pokój w półmroku. Z letargu wybudziło mnie dopiero nieprzyjemne uczucie w żołądku. Zgłodniałem.. W sumie nie jadłem dzisiaj nic prócz śniadania.  Powoli gramoląc się z wyra, wstałem i wyszedłem z pokoju kierując się do kuchni. 


Szurając po drodze stopami ze zmęczenia, otworzyłem lodówkę przeglądając zawartość. Wyjąłem dwa jajka, zamknąłem drzwiczki i położyłem je na blacie, zdejmując ze ściany patelnię. Włączyłem gaz i wlałem olej na patelnię czekając, aż sie należycie nagrzeje po czym rozbiłem na niej dwa jajka. 


Szybki i pożywny posiłek pomyślałem obserwując ścinające się białko.  Gdy jajka był odpowiednio wysmażone, łopatką zdjąłem je z patelni opuszczając na podsunięty talerz. Posoliłem, popieprzyłem i łapiąc za widelec usiadłem przy stole, aby spałaszować danie. 


W ciszy przerzuwałem kolejne kawałki następnie myjąc talerz i chowając go do szafki. Byłem zmęczony, więc postanowiłem od razu położyć się spać. Gasząc światło w kuchni wolnym krokiem ruszyłem w kierunku schodów, gdy moja uwagę przykuła poświata dochodząca z salonu. Pewnie telewizor... Nie widziałem żeby ktokolwiek przebywał teraz w salonie, więc bez sensu byłoby zostawić go włączonego. Skręcając w stronę salonu zbliżyłem się do stojącej nieopodal kanapy zastygając w bezruchu. 


Myliłem się, ktoś jednak tu był. Badawczym wzrokiem zmierzyłem postać leżącą na kanapie.  Jedna ręka wystawała bezwładnie poza oparcie kanapy, podobnie jak jedna noga. Miałem wrażenie, że w każdej chwili leżąca postać może sturlać się na podłogę. Co z pewnością nie byłoby to zbyt przyjemne. Druga ręka delikatnie zarzucona na twarz zasłaniała oczy     na widok wystawiając jedynie lekko uchylone wargi i podbródek. 


Momentalnie poczułem ochotę dotknięcia tych delikatnych ust palcami. Przełykając ślinę potrząsnąłem głową starając się przegonić nieprzyjemne myśli. Cofnąłem się chcąc po prostu odejść, lecz nagle owładnęły mną wątpliwości. Gdybym to ja był na jego miejscu, z pewnością obudziłby mnie żebym rano nie skarżył się na ból pleców z powodu takiej niewygodnej pozycji. Jeśli po prostu odejdę.. to będzie naprawdę chamskie z mojej strony. 


Wzdychając głęboko postąpiłem kilka kroków do przodu delikatnie łapiąc go za ramię. Starałem się nie patrzyć na jego twarz tylko na moje palce zaciśnięte na jego ramieniu. 


-Xavier?- Lekko nim potrząsnąłem.- Xavier wstawaj. 


Niewyraźny jęk wyrwał się spomiędzy jego ust paraliżując mnie na krótki moment. 


-Xavier, zasnąłeś w salonie. Wstawaj.- Powtórzyłem nieco głośniej i trochę gwałtowniej poruszyłem jego ręką. 


Nie zdążyłem jednak przewidzieć jego reakcji, gdy przestraszony nagle poderwał się do góry.


-AUŁAA- jęknąłem opadając do tyłu na pośladki i z grymasem na twarzy trąc boleśnie pulsujące czoło. 


Xavier rozejrzał się zaskoczony, dopiero po chwili dostrzegając moją postać zalegającą na podłodze. 


-Co ty tu robisz?


Krzywiąc się lekko szybko podniosłem się do góry i powoli ruszyłem ku wyjściu z salonu.


-Postanowiłem cię obudzić, żebyś nie musiał spać całą noc na tym niewygodnym meblu- powiedziałem na odchodnym nawet nie odwracając się w jego kierunku. Nie chciałem żeby rozpraszały mnie jego roztrzepane włosy i zaspane spojrzenie tych intensywnie zielonych oczu.-Jestem zmęczony, idę spać. Dobranoc- dokończyłem znikając za rogiem. 


Szybkim krokiem dostałem się do swojego pokoju i wskakując w piżamę ległem na swoim łóżku, już po chwili słysząc jak drzwi do pokoju obok otwierają i zamykają się za swoim właścicielem.  


Zasypiając nadal zastanawiałem się, co przyniesie jutro.

~o~
Gdzieś po południu Mito napisała do nas wiadomość, że mamy spotkać się o siedemnastej na niedalekim przystanku.  Dzień minął bardzo szybko, w większości na omijaniu Xaviera szerokim łukiem i udawaniu, że nie robię tego specjalnie. Ogólnie rzecz biorąc, starałem się być w ciągłym ruchu. Mniej więcej godzinę przed umówionym spotkaniem zamknąłem się w pokoju, zastanawiając się w co się ubrać. 

Po kilkunastu minutach przebierania tych szmat mających czelność nazywać się moimi ubraniami, wybrałem jeansowy błękitny sweterek z brązowymi podszywkami na łokciach, do tego odziałem się w najzwyklejsze ciemne dżinsy. Wyczesałem swoje blond włosy i postawiłem je lekko. Od razu lepiej, gdy grzywka nie zakrywa mi twarzy, pomyślałem przeglądając się w lustrze. Na odchodnym spryskałem się swoimi perfumami z Bruno Banani, które dostałem od mojej starej przyjaciółki na święta i starając się sprawiać wrażenie zadowolonego zszedłem na dół do czekającego na mnie Xaviera. 

Ledwo udało mi się powstrzymać zaskoczone sapnięcie, gdy omiotłem go wzrokiem. Intensywnie zielona koszulka delikatnie opinała jego nieźle wyrobioną klatkę piersiową, a ja mimowolnie przypomniałem sobie jego ciało pod prysznicem. Na ramiona narzuconą miał czarną skórzaną kurtkę, a nogi opinały mu tego samego koloru spodnie.  Ślicznie harmonizowały z jego włosami i oczami. Wzdrygnąłem się, gdy po chwili podniósł wzrok omiatając mnie spojrzeniem. 

Widziałem jak jego oczy zabłyszczały przez krótki moment, lecz już po chwili najzwyczajniej w świecie podawał mi moją kurtkę, a z jego twarzy nie dało się odczytać nic więcej poza obojętnością. Najwidoczniej zamierzał zachowywać się w stosunku do mnie tak samo jak ja do niego. Nie miałem mu tego za złe. Zasłużyłem... Szybko wziąłem od niego kurtkę i w pośpiechu naciągnąłem ją na ramiona wychodząc przodem. 

_____________

XAVIER

Przez większość dnia moje myśli wędrowały do dzisiejszej imprezy. Odkąd się obudziłem miałem wrażenie, że to zły pomysł. Że powinniśmy zostać w domu. Ale przecież to byłoby głupie... Przejmować się jakimiś chorymi przeczuciami.. Co takiego strasznego mogło się wydarzyć? Mogliśmy się najwyżej za bardzo uchlać... Nic strasznego. 

A jednak.. Miałem złe przeczucia. Idąc obok Nathaniela w stronę migoczącej w oddali postaci, miałem ochotę złapać go za fraki i spowrotem zaciagnąć do domu. Naprawdę chyba zbyt poważnie wziąłem się za opiekowanie nim. Nawet jeśli najwyraźniej mnie unikał i ogólnie rzecz biorąc ignorował, ciągle martwiłem się o niego i napawało mnie lekkim lękiem na myśl, że podczas imprezy stracę go z oczu i odwali coś głupiego. Nie znaliśmy przecież wszystkich osób, które będą tam obecne. Eh.. czas przestać zachowywać się jak rozhisteryzowana matka. 

-Cześć wam!- Wesoły pisk rozległ się tuż koło mojego ucha, gdy mała postać zawisła przez chwilę na mojej szyi. 

-No hejka- uśmiechnąłem się, przyjacielsko klepiąc ją po plecach. 

Gdy tylko oderwała się ode mnie, z tym samym zapałem wskoczyła na Nathaniela mówiąc, jak to się cieszy, że go widzi. Naprawdę zadziwiała mnie jej pogoda ducha. Zawsze gdy ją widziałem tryskała energią i z każdym swoim znajomym witała się jak z największym przyjacielem. Była naprawdę pozytywną osobą. 

-To którym jedziemy?- zapytałem zerkając na rozkład jazdy. Nazwy ulic nic mi nie mówiły. 

-306- odpowiedziała, wskazując na prawidłowy rozkład.-Na Huber Doller Dr* to trochę na obrzeżu miasta. Będziemy jechać jakieś czterdzieści minut.

W zrozumieniu pokiwałem głową sprawdzając za ile minut będziemy musieli czekać na odpowiedni autobus. Jest 18:15, tak więc przyjedzie za jakieś dwadzieścia minut. Udając, że nie widzę zaskoczonego spojrzenia Mito, stanąłem po jej prawej stronie, aby być jak najdalej Nathaniela. Nie mogłem wytrzymać jego obojętnego spojrzenia postanowiłem więc, odpłacić mu takim samym zachowaniem. Wymagało to ode mnie naprawdę dużego wysiłku. Chcąc zachować przynajmniej pozory normalności wciągnąłem się w przyjemną pogawędkę z nową przyjaciółką, która co kilka minut próbowała wciągnąć do rozmowy także Nathaniela. Jednak gdy po kilku próbach nadal odpowiadał jedynie półsłówkami, poddała się poświęcając całą uwagę naszej rozmowie na temat zwierząt. 

Gdy tylko podjechał nasz autobus, podszedłem do kierowcy i kupiłem nam dwa bilety, następnie je kasując. Zdziwiło mnie, że w wolne od szkoły i na dodatek o tej porze zajęte były praktycznie wszystkie miejsca. Przymierzałem się właśnie do zajęcia miejsca przy starszym panie. Gdy Mito złośliwie mnie wyprzedziła wskazując na ostatnie wolne miejsce po mojej lewej stronie. Miejsce koło Nathaniela.. Nie chcąc stać jak debil w przejściu, bez słowa zająłem miejsce obok niego, zauważając mimochodem, że te przesunął się w bok niemal całkowicie wgniatając w szybę. Czy naprawdę, aż tak bardzo nie mógł znieść mojej obecności? Poczułem się źle. Bardzo źle. Miałem ochotę zatrzymać autobus i uciec spowrotem do domu. 

Wcześniejsze ignorowanie było jeszcze do zniesienia. Ale gdy odsunął się ode mnie jakbym był jakiś trędowaty.. nie.. To nie było już tylko ignorowanie. On naprawdę nie mógł znieść mojej obecności. Starając się opanować gwałtowne pieczenie w oczach, czekałem aż zatrzymamy się na następnym przystanku. Gdy tylko to nastąpiło zerwałem się z miejsca ustępując go starszej pani która właśnie weszła do autobusu. Nie miałem zamiaru dręczyć go swoją obecnością. Jak naprawdę tego chce to mogę zacząć go unikać. Nawet jeśli na samą myśl o tym, dziwnie boli mnie serce.  

____________

NATHANIEL

Nie mogłem powstrzymać odruchu obronnego, gdy Xavier usiadł tak blisko mnie. Czułem ciepło jego ciała tuż obok i przerażony cofnąłem się prawie wgniatając w szybę. On najwyraźniej chyba jednak inaczej to zrozumiał bo, gdy zerknąłem na niego kątem oka, niemal od razu pożałowałem swojej reakcji. Jego zawsze pełne dziwnych emocji spojrzenie, przepełnione było czymś na wzór bólu. Dłonie ciasno zwinął w dwa kłębki i gdy tylko zatrzymaliśmy się na następnym przystanku, wyskoczył z miejsca udostępniając je komuś innemu. 

Chcąc kogoś chronić trzeba czasami go odepchnąć. Czułby się gorzej gdyby wiedział z jakiego powodu się odsunąłem, pomyślałem na powrót zagapiając się w widok za oknem. 

Podróż minęła szybciej niż się spodziewałem, gdy wyszliśmy z autobusu, na przystanku czekał już na nas Samuel. Z uśmiechem podszedł do nas witając się z Mito przyjaznym uściskiem. Miałem dziwne wrażenie, że także mnie chce tak przywitać więc zawczasu wyciągnąłem do siebie rękę w geście przywitania. Nic nie mówiąc uścisnął ją przytrzymując na mój gust trochę za długo, po czym jedynie skinął głową Xavierowi. 

-Będziemy musieli podejść kawałek, mam nadzieję, że to nie problem?- zapytał obdarzając nas jakby przepraszającym uśmieszkiem.

-Żaden- odparł Xavier wskazując ręką, aby prowadził. 

Miałem nadzieję, że Samuel preferuje milczące wycieczki jednak, moje nadzieje okazały się być płonne. Już po chwili zrównał ze mną krok, zerkając na mnie z dziwnym uśmiechem. 

-Jak Ci minął dzień Nathanielu?

Nie wiedząc co odpowiedzieć po prostu wzruszyłem ramionami.

-Jak zwykle.

-Czyli pewnie niezaciekawie- mruknął, a ja poczułem nagłą ochotę aby zaprzeczyć. Nie zrobiłem tego jednak wiedząc, że dziwnie by to wyglądało. 

Starając się nie zauważać jego dziwnych spojrzeń omiatających moją osobę, starałem się usłyszeć o czym rozmawiają idący kilka kroków za nami Mito i Xavier. Jednak spośród wszystkich słów wyłapałem tylko kilka nic nieznaczących typu"naprawdę?" " tak i wtedy" "może" z których nie mogłem złożyć nic zrozumiałego. Wzdychając starałem się zapamiętać drogę którą szliśmy. 

Wokół było naprawdę dużo drzew. Mito miała rację mówiąc, że Samuel mieszka na obrzeżach miasta. Praktycznie nie było tu żadnych zabudowań. Po drodze minęliśmy tylko kilka rozwidleń drogi prowadzących między wysokie, gęste drzewa i krzewy. Szliśmy poboczem pustej asfaltowej drogi coraz bardziej zagłębiając się w  (przynajmniej na mnie to tak wyglądało) las.

-Mieszkasz na środku pustkowia, czy jak?- usłyszałem nagłe pytanie z tyłu. 

Odwróciłem się zerkając na patrzącego w stronę Samuela Xaviera. Nawet jeśli zauważył moje spojrzenie, sam nie spojrzał w moją stronę. Naprawdę zaczynało mi tego brakować. 

-Można tak powiedzieć- stwierdził Samuel skręcając nagle w żwirową drogę prowadzącą gdzieś wgłąb drzew.-To dzielnica willowa. Wszystkie domy położone są w pewnej odległości od drogi, a posesje otoczone są dosyć masywną bramą.- Wyjaśnił nawet nie próbując udawać, że zauważył nasze zaskoczone spojrzenia na wiadomość o tym, że mieszka w willi. 

Już po kilku minutach mogliśmy samodzielnie dowiedzieć się co miał na myśli. Kilka metrów przed nami żwirowa droga kończyła się tuż pod ogromną bramą z kutego żelaza,wzdłuż której ciągnął się wysoki mur ginący gdzieś w ciemności lasu. 

Nawet nie próbowałem ukryć swojego pełnego podziwu spojrzenia, gdy brama  uchyliła się przed nami ukazując przepiękny ogród z przystrzyżonymi żywopłotami i wielką fontanną w centrum. A tuż za nią w oddali widniał wielki budynek w staroangielskim stylu wyglądem przypominający miniaturowy pałac. 

Samuel spojrzał się na mnie zauważając moją reakcję i z lekkim uśmieszkiem poprowadził nas do wejścia. 

-Czujcie się jak u siebie w domu- powiedział, gdy tylko przekroczyliśmy próg stając w wielkim holu którego sklepienie zdobił  monstrualny kryształowy żyrandol.

-To będzie raczej trudne- stwierdziłem wymownie spoglądając wokół.

Samuel roześmiał się jedynie, delikatnie kładąc mi dłoń na ramieniu. 

-Kwestia przyzwyczajenia- mrugnął do mnie okiem na co ja ponownie poczułem się niezręcznie. 

-Wątpię żebym miał czas się przyzwyczaić- powiedziałem starając się zmienił temat i strząsnąć jego dłoń ze swojego ramienia.

-Zawsze możesz przychodzić do mnie częściej. Z pewnością znajdzie się tu dużo ciekawych rzeczy do zrobienia- wyszeptał tuż przy moim uchu, a ja pomyślałem, że nie miał na myśli zbyt niewinnych rzeczy. 

Jeszcze raz spojrzałem na niego badawczo. Wcześniej na to nie wpadłem, ale trochę zbyt często niepotrzebnie mnie dotykał. Kładł rękę na ramieniu, opierał się o mnie niby po koleżeńsku, przejeżdżał palcami po moim nadgarstku gdy chciał zwrócić moją uwagę i do tego patrzył się na mnie tak jak.... Tak jak chłopcy na dziewczyny w mojej klasie, zanim szczęśliwym zbiegiem okoliczności wylądowałem pod opieką Xaviera... Z pożądaniem...

Ale przecież on nie może być... I na dodatek do mnie... Ja mu się... Nawet nie chciałem o tym myśleć. Mimowolnie cofnąłem się niepostrzeżenie, aby zachować między nami trochę większy dystans. Nawet nie wie, czy ja też jestem... A już wziął mnie na celownik. 

-W następne imprezy? Jasne, ja i Xavier mamy dużo czasu- powiedziałem specjalnie udając, że nie pojąłem jego aluzji.

Samuel skrzywił się ledwo zauważalnie, lecz już po chwili ponownie skupił sie na oprowadzaniu nas po domu. 

-Na resztę gości zaczekamy w salonie kilka osób już zdążyło dojść, ale większość zameldowała, że trochę się spóźni- powiedział otwierając przed nami wysokie drzwi prowadzące do ogromnego pomieszczenia w którym przebywało już kilkanaście osób. 

Nie było ich wcale tak mało i jeśli naprawdę dla Samuela to było tylko kilka osób, a prawdziwa większość jeszcze nie przyszła, wolałem nie myśleć jak dużo osób tu będzie. Liczyłem raczej na małą imprezę w gronie najbliższych, ale jak widać troszkę się przeliczyłem. Czując na sobie czyjś wzrok, odwróciłem się w tamtym kierunku przez ułamek sekundy przytrzymując spojrzenie Xaviera. Poczułem jak moje serce gwałtownie przyśpiesza, nie miałem nawet siły odwrócić wzroku, choć wiedziałem, że musze to zrobić. Po prostu czułem się jakbym od wieków nie spojrzał mu prosto w oczy, potrzebowałem tego. Gdy po chwili Xavier odwrócił wzrok ponownie udając, że mnie nie widzi poczułem się zarówno podle, jak i samotnie. Był jedyną osobą która mnie naprawdę rozumiała, którą naprawdę obchodziłem i przez moje bezmyślne uczucia nie mogę się do niego zbliżyć. Nie moge zrobić nic, prócz oddalenia się od niego i zostawienia za sobą jedynej osoby na której mi zależy. 

Wzdychając ciężko nawet nie dostrzegłem badawczego wzroku utkwionego we mnie niemal od kilku minut. 

-Możecie się zapoznać z resztą, ja w tym czasie idę podzwonić po spóźnialskich.- Samuel wskazał nam dłonią rozproszonych po pomieszczeniu ludzi, po czym zerkając na mnie przelotnie skierował się ku wyjściu. 

Nie wiedząc od czego zacząć po prostu stałem w miejscu starając się zachować obojętny wyraz twarzy pod ostrzałem kilkunastu wbitych w moją postać spojrzeń. Kilka osób kojarzyłem. Czarnowłosą dziewczynę i blondynkę stojącą niedaleko widziałem już wcześniej w kawiarence. Rudego chłopaka stojącego teraz w grupie kilku innych dziewczyn i chłopaków, tak samo. Idąc za przykładem Xaviera i Mito skierowałem się właśnie w kierunku tej drugiej grupki.

-Cześć- Rudy pomachał w naszą stronę jednocześnie przytulając na powitanie naszą koleżankę.-Myślałem już, że nie przyjdziecie.

Razem z Xavierem uśmiechnęliśmy się jedynie. Powabna brunetka stojąca z bliskiej odległości z rudzielcem spojrzała znacząco na Xaviera, gdy witaliśmy się z nowymi osobami przy okazji wymieniając się imionami. W życiu nie zapamiętam ich wszystkich, pomyślałem po prostu machinalnie ściskając każdą wyciągniętą w moją stronę rękę i jak robot powtarzając swoje imię. Jedna osoba jednak zapadła mi w pamięć. Gabrielle, wcześniej wspomniana brunetka, która niemal od razu po przestawieniu się, nie opuszczała  Xaviera na krok, trzepocząc w jego kierunku swoimi długimi rzęsami. 

Próbując stłumić w sobie falę zazdrości, wciągnąłem się w rozmowę z przypadkową dziewczyną. Jak się okazało była naprawdę bystra i zabawna. Opowiadała mi właśnie jakąś ciekawą historię, gdy poczułem obejmujące mnie w pasie ramiona. Zaskoczony odwróciłem głowę z dość nieznacznej odległości dostrzegając twarz Samuela, który oparł głowę na moim ramieniu. 

-I jak tam zapoznanie?-zapytał patrząc na mnie naprawdę dziwnym wzrokiem. 

-Co ty odwalasz?-syknąłem w odpowiedzi chcąc wydostać się z pomiędzy jego ramion. 

Dziewczyna stojąca naprzeciwko mnie wyglądała na nieźle skonfundowaną. Samuel zaśmiał się jedynie szybko mnie puszczając i stając tuż obok.

-Na żartach się nie znasz?- zapytał tylko, tarmosząc delikatnie moje włosy. 

Powstrzymałem się od strzepnięcia jego ręki, mrucząc jedynie coś pod nosem. Powoli zacząłem się zastanawiać, czy jednak nie lepiej było zostać w domu. Ten chłopak naprawdę dziwnie się zachowywał, a ja powoli zaczynałem mieć coraz gorsze przeczucia.

_________________

XAVIER

Gdybym wiedział, że niemal na starcie przyczepi się do mnie tyle dziewczyn, wątpię czy kiedykolwiek bym się tu pojawił. Starając się zniechęcić zarywającą teraz do mnie brunetkę odpowiadałem jej jedynie monosylabami, nie reagując także na żadny przejaw podrywu. Nie miałem ochoty na kręcenie z jakąkolwiek dziewczyną, przynajmniej nie w najbliższym czasie. Wszystko o czym teraz myślałem, to to że straciłem osobę która mogłaby stać się moim naprawdę dobrym przyjacielem. O wilku mowa, jeśli chodzi o niego.. 

Powoli odwróciłem się w jego kierunku dostrzegając, że wciągnął się w rozmowę z jakąś dziewczyną. Korzystając z tego, że nie może mnie teraz zauważyć, obserwowałem jego twarz i oczy ożywione przeprowadzaną właśnie dyskusją. I w tym momencie, dostrzegłem jego.

Szedł powoli w kierunku Nathaniela uśmiechając się podejrzanie i niezbyt grzecznie wlepiając spojrzenie w tył jego spodni. Gdy wtem otoczył go nagle rękoma opierając głowę o jego ramię. W ostatniej chwili powstrzymałem się od ruszenia w ich kierunku i odklejenia go od niego siłą. Co to miało znaczyć? Jak on się w ogóle zachowuje? Czemu dotyka w ten sposób Nathaniela? 

Widziałem jak Nathan zastyga zaskoczony, po czym powoli zerka na wiszącego na nim chłopaka. Ich twarze znalazły się wtedy tak blisko, że mimowolnie wstrzymałem powietrze. Niemal uśmiechnąłem się z ulgą, gdy usłyszałem pełne złości pytanie wychodzące z jego ust i zauważyłem jak próbuje się wycofać spod jego rąk. Samuel potulnie puścił go i uśmiechając się bezczelnie obrócił wszystko w żart. 

Widząc wzburzone spojrzenie Nathaniela, nie miałem wątpliwości czy mu uwierzył. Po tej sytuacji mogłem być trochę spokojniejszy, wiedziałem bowiem, że Nathaniel nie pozwoli aby Samuel sobie na coś pozwolił. Już wcześniej zauważyłem jak na niego patrzy. Teraz nie miałem wątpliwości, co z nim jest nie tak... Ale Nathan da sobie radę, a w razie czego ja będę obserwował go cały wieczór, żeby w razie potrzeby przyjść z pomocą. 

Około dwudziestej pierwszej dotarli już wszyscy goście i wtedy zabawa zaczęła się na dobre. Wszędzie przewijali się jacys ludzie z beczkami piwa lub butelkami wódki. Cały alkohol wylądował na stole w salonie i co chwilę nowi ludzie podchodzili do niego, aby się upić. Powoli sącząc swojego drinka starałem się nie spuszczać z oczu ani Nathaniela, ani kręcącego się w pobliżu Samuela. 

-A co ty tu taki samiuteńki siedzisz, co?

Czyjś przesłodzony głos dotarł do mnie wyrywając mnie z zamyślenia. Spojrzałem w górę znad zajmowanego przeze mnie fotela dostrzegając stojącą naprzeciwko mnie dziewczynę.  Długie kręcone blond włosy spięte miała w wysoki kucyk odsłaniając swoją smukłą szyję na światło dzienne. Duże, krągłe piersi niemal wyskakiwały z przyciasnej sukienki w kolorze zmysłowej czerwieni. Oczy miała podkreślone eyeliner'em,a usta w krwistoczerownym kolorze wyglądały jakby ktoś napompował je botoksem. Była seksowna, ale naprawdę nie miałem nastroju na podryw. O ile kiedykolwiek go miałem, zawsze była jakaś kryjówka. W sumie moimi jedynymi wspomnieniami jakiejkolwiek intymności z dziewczyną, były wakacje trzy lata temu. Gdy pijany straciłem swój pierwszy raz z chudą brunetką o prawie zerowym biuście, która wyglądem nie za bardzo przypominała kobietę. 

-Jaki tam sam...Po prostu czekam na koleżankę, właśnie poszła do toalety- powiedziałem starając się ją spławić. 

Dziewczyna nie była jednak taka głupia. Uśmiechając się jedynie, przysiadła na prawym podłokietniku prawie zgniatając moją rękę. Najwyraźniej myślała, że  w tej pozie wygląda naprawdę seksownie, bo zatrzepotała lekko rzęsami pochylając się w moim kierunku, przez co jej biust prawie całkowicie wypadł z sukienki. 

-Mogę zastąpić ci jej towarzystwo w między czasie- wyszeptała dotykając swoim sztucznym szponem mojego ramienia.

Wzdrygnąłem się mimowolnie.

-Nie jestem zainteresowany- powiedziałem jedynie odsuwając się w inną stronę.

Dziewczyna zamrugała oczami zaskoczona.

-Jesteś pedałem?

Zaskoczony otworzyłem usta wpatrując się w nią w kompletnym szoku. 

-Skąd ty w ogóle wzięłaś ten wniosek?- zapytałem marszcząc brwi ze złości.

Dziewczyna spojrzała na mnie z politowaniem.

-Praktycznie zaproponowałam ci seks,a ty nie jestes zainteresowany. Jaki normalny chłopak by   mnie olał po takiej propozycji? 

-Najprawdopodobniej taki który bałby się złapać jakiegoś syfa z dziewczyną która najwyraźniej ma już dużo numerków na koncie- odpowiedziałem przyciszonym głosem obserwując jak jej twarz zmienia stopniowo zmienia odcień na purpurowy i jak zrywa się nagle szybko odchodząc tylko w sobie znanym kierunku.

No wreszcie, pomyślałem zerkając w miejsce w którym jeszcze chwilę temu widziałem Nathaniela. Nigdzie go jednak nie dostrzegłem, lekko zaniepokojony wstałem rozglądając się dokoła, lecz nadal nic. Wiedziony jakąś myślą rozejrzałem się za Samuelem. Jego także nie było, szybko wyszedłem z salonu po kolei zaglądając do innych zajętych pomieszczeń. Z każdym kolejnym pomieszczeniem, w którym ich nie było czułem się coraz bardziej rozzłoszczony i zmartwiony. Miałem naprawdę złe przeczucia. Stanąłem pod schodami prowadzącymi do części prywatnej i postąpiłem pierwszy krok do przodu. Miałem nadzieję, że moje przeczucia okażą się błędne, pomyślałem wspinając się na górę. 

_________________________

NATHANIEL

Atmosfera panująca na imprezie była naprawdę przyjazna, wszyscy ludzie byli strasznie mili i rozgadani. Popijając powoli swoje piwo wdałem się w dyskusję z kilkoma osobami starając się nie obserwować Xaviera. Naprawdę trudno mi było opanować niektóre odruchy. Przynajmniej jedno miałem z głowy. Towarzystwo Samuela...

-No i jak się podoba impreza?

O wilku mowa....

-Całkiem spoko- odpowiedziałem odwracając się do czarnowłosego chłopaka.- Już nie zajęty zabawianiem gości?-zapytałem uprzejmie. 

Samuel spojrzał na mnie z dziwnym uśmiechem, co u niego stanowiło teraz nawet jakiegoś rodzaju normę, wzruszając ramionami.

-Nie za bardzo- stwierdził posyłając mi tajemnicze spojrzenie.-Jeden z moich znajomych chciałby cię bardzo poznać- dodał po chwili.

Zdziwiłem się lekko, bo skoro naprawdę chciał mnie poznać to czemu nie przyszedł.

-No i co w związku  z tym?- zapytałem po chwili, gdy nie powiedział nic więcej. 

-Nie za bardzo chciało mu się ze mną iść bo nie chciał zostawiać samej swojej dziewczyny, więc powiedziałem mu, że ciebie przyprowadzę- wyznał po chwili spoglądając na mnie przepraszająco. 

Miałem dziwne wrażenie, że coś jest nie tak. 

-Nie mógł przyjść tu z swoją dziewczyną?-zapytałem.

-Problem w tym, że jak tańczyła złamał jej się obcas i stwierdziła, że kategorycznie nie ruszy się z miejsca. Siedzi tylko na kanapie i narzeka, a że akurat wspomniałem o nowych nabytkach naszego miasteczka, mój kolega pomyślał, że jeśli cię przyprowadzę, przynajmniej na chwile zmieni płytę. 

Nadal nie mając pewności co do prawdziwości jego słów, nerwowo wypiłem łyk swojego piwa.

-To jak idziemy?-zapytał po chwili uśmiechając się podejrzliwie zbyt pogodnie.

-No nie wiem- wymamrotałem starając się znaleźć jakikolwiek powód dzięki któremu nie będę musiał ruszać się z miejsca. 

-Chodź- Samuel złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć ku wyjściu z salonu. 

Poddając się ruszyłem za nim. W końcu ci znajomi nie mogą być tacy źli. 

-Na pewno dobrze idziemy?-zapytałem widząc, że w miarę gdy zbliżamy się do schodów ludzi jest coraz mniej. 

-Tak, tak- powiedział jedynie ciągnąc mnie na górę. 

W momencie w którym przekroczyłem próg najbliższego pokoju, aż nazbyt świadomy zamykających się za mną drzwi, poczułem, że mogłem jednak zostać na dole. W pokoju nie było nikogo więcej, oprócz nas dwóch. 

Rozejrzałem się chcąc mieć pewność, lecz nikogo nie dostrzegłem. Do tego zauważyłem, że nie był to zwykły pokój, lecz sypialnia. 

-Nikogo nie widzę, co tu jest grane?-warknąłem wpatrując się w stojącego tuż przy mnie Samuela.

Chłopak zaśmiał się wprawiając mnie w osłupienie.

-Przecież nie powiesz mi, że nie wiedziałeś od początku po co tu idziemy- powiedział po chwili tylko pogłębiając złe przeczucie kłębiące się w moim brzuchu.- Widziałem jak na mnie patrzysz..

Stałem kompletnie zdębiały. Że niby ja Co?

-Wręcz pożerasz mnie wzrokiem- kontynuował niezrażony postępując kilka kroków w moim kierunku.

Jakby dopiero teraz wyrywając się z otępienia szybko cofnąłem się do tyłu plecami napotykając przeszkodę. Drzwi... Szybko wyciągnąłem za siebie rękę chcąc złapać za klamkę, lecz Samuel okazał się być szybszy doskakując do mnie i jednym ruchem szybko zatrzaskując uchylone drzwi. Drugą ręke położył mi na ramieniu pochylając się nad moją twarzą. 

-Zostaw mnie- warknąłem strząsając jego rękę z ramienia i ponownie chwytając za klamkę. 

Samuel zaśmiał się tylko spoglądając mi prosto w oczy. 

-Nawet o tym nie myśl. Ja zawsze dostaje to czego chce- wyszeptał gwałtownie przybliżając swoją twarz do mojej. Wiedząc co nastąpi odepchnąłem go gwałtownie, aż potknął się i wylądował zadem na podłodze.

-Powiedziałem, żebyś dał mi spokój chory zboczeńcu- powiedziałem już nie za żarty i odwróciłem się chcąc wyjść. Nie przewidziałem jednak, że Samuel podniesie się tak szybko. Już po chwili poczułem gwałtowne szarpnięcie w ramieniu i spowrotem stałem odwrócony do niego twarzą. 

-Jak śmiesz mi się sprzeciwiać?-zapytał kompletnie nowym tonem głosu. Całkowicie chłodnym, wyniosłym, przerażającym tonem głosu. 

Uniosłem ręce żeby odepchnąć go po raz kolejny, gdy moją twarz przecięła nagle fala bólu. Jęknąłem z zaskoczenia przyciskając dłoń do policzka i ze strachem wpatrując się w jego uniesioną rękę. Teraz wcale nie przypominał Samuela. Jego wyraz twarzy i te oczy pełne pogardy.... wyglądał dosłownie jak mój ojciec. Gwałtowna fala strachu ogarnęła moje ciało i zbierając w sobie całą swoją siłę, popchnąłem Go szybko szarpiąc drzwi i wybiegając na zewnątrz. Słyszałem za sobą jego pełen złości warkot, gdy wtem, wpadłem prosto na jakąś osobę.

Nie patrząc, kto to jest starałem się wyrwać z jego rąk dopóki nie dotarł do mnie aż nazbyt znajomy głos. 

-Nathaniel? Nathaniel co się stało?

Wreszcie spojrzałem w górę dostrzegając sylwetkę Xaviera. Nie obchodziło mnie co tu robił, ważne że tu był. Przy nim byłem bezpieczny. Nie panując nad sobą przytuliłem się do jego ciała dając upust swoim emocjom. Słyszałem jak jeszcze jedna osoba wbiega na praktycznie pusty korytarz. Praktycznie pusty, ponieważ nie było na nim nikogo oprócz nas trzech. Mnie, Xaviera i Samuela który właśnie do nas dotarł. 

Mimowolnie mocniej przycisnąłem się do Xaviera nawet nie zerkając za siebie. Bałem się. Bałem się, że znowu ktoś mnie skrzywdzi. W życiu nie podejrzewałbym, że Samuel okaże się być podobny do mojego ojca. Że uderzy mnie bez powodu, że będzie próbował.... Że będzie patrzył tym samym wzrokiem. Wszystkie wspomnienia gwałtownie do mnie uderzyły pod wpływem bólu w tym przeklętym policzku. 

____________________

XAVIER

Już myślałem, że na tym piętrze nikogo nie ma, gdy poczułem że zderzyłem się z jakąś osobą. Zaskoczony spojrzałem prosto w przerażoną twarz Nathaniel.

-Nathaniel? Nathaniel, co się stało?-zapytałem przestraszony widząc go w takim stanie. 

Chłopak spojrzał na mnie i gdy zobaczyłem, że mnie poznał poczułem jak jego ramiona oplatają się wokół mojej osoby. Aż nazbyt widoczny czerwony ślad na jego policzku sprawił, że moje ciało zapłonęło gwałtowną żądzą mordu. Ten biedny chłopak.. Jeśli dorwę osobę która odważyła się podnieść na niego rękę nie ręczę za siebie.

I właśnie wtedy z pobliskiego pokoju wybiegł Samuel. Spiąłem się gwałtownie widząc jego wzrok utkwiony w Nathanielu. Nie miałem już wątpliwości, kto odważył się go tknąć. Wlepiając w niego swoje nienawiste spojrzenie powoli odsunąłem od siebie Nathaniela starając się złapać jego spojrzenie. 

-Zejdź na dół i poczekaj tam na mnie- powiedziałem popychając go lekko w stronę schodów. 

Nathaniel spojrzał się na mnie spanikowany.

-Ale...

-Zejdź na dół- powtórzyłem bardziej stanowczo.- Zaraz przyjdę. 

Nathan spojrzał na mnie jeszcze raz, po czym szybko zbiegł na dół. Powoli odwróciłem się w stronę czarnowłosego. 

-CO TU SIĘ KURWA STAŁO?-warknąłem wlepiając w niego swoje mordercze spojrzenie.

Samuel uśmiechnął się kpiąco, bezczelnie opierając sie o pobliską ścianę. 

-Po prostu chciałem mu dać to na co z pewnością miał ochotę- odpowiedział nonszalandzko, a ja nie panując nad sobą walnąłem go prosto w szczękę.

-Nigdy więcej nie waż się do niego zbliżyć- wywarczałem mu do ucha, po chwili zawracając w stronę schodów. 

Nie było opcji żebyśmy tutaj zostali. Szybko schodząc ze schodów złapałem za rękę Nathaniela i wyszedłem z nim z domu, przyświecając sobie latarką w telefonie abyśmy mogli dostrzec ścieżkę prowadzącą do uchylonej bramy.  Na razie nie chciałem go o nic pytać. Gdy tylko dostaniemy się do domu, dowiem się co się tam wydarzyło. Na razie liczyło się tylko to aby Nathanielowi nic się więcej nie stało. Gdy tylko doszliśmy do przystanku wezwałem taksówkę i pocieszającą ścisnąłem jego dłoń. Nie powinienem był w ogóle pozwolić, aby zniknął mi z oczu, pomyślałem zerkając na blednący powoli ślad na jego policzku. 

Po kilku minutach czekania zauważyłem, że Nathaniel już trochę się uspokoił i próbował zabrać swoją rękę z mojej dłoni. Nie pozwoliłem mu na to, tylko mocniej ją ściskając. 

-Zostaw-powiedziałem, gdy spróbował jeszcze raz.

Nathaniel nie odpowiedział, ani też nie spojrzał na mnie lecz o chwili rozluźnił rękę, pozwalając mi trzymać swoją dłoń. Jakieś kilka minut później na horyzoncie pojawiła się żółta taksówka. Z ulgą weszliśmy do środka czekając aż dotrzemy do domu. 

___________________ * Ulica autentyczna Bainbridge Stan Georgia Kanada

Naprawdę starałam się żeby ten rozdział był dłuższy, więc proszę nie narzekać na jego długość.

Rozdział 11



XAVIER

Nie wiem jak długo stałem przed domem zastanawiając się, do czego właściwie doszło. Otrząsnąłem się dopiero w chwili, w której poczułem, że całe moje ciało zdrętwiało z zimna. Sytuacji wcale nie polepszał fakt, że moje ubrania były doszczętnie przemoczone.

Szybko wszedłem do domu, od razu kierując się w stronę swojego pokoju. Musiałem jak najszybciej zmienić ciuchy, jeśli nie chciałem się pochorować. Starałem się nie myśleć o Nathanielu, który najprawdopodobniej siedział teraz we własnym pokoju, tuż za ścianą. Zaczynałem bać się swoich własnych odruchów... To stawało się naprawdę przerażające. Na dodatek, nie miałem pojęcia, czym było spowodowane.

Zbierając ubrania i bieliznę na zmianę, ruszyłem  do łazienki, próbując się uspokoić. Rozebrałem się i szybko wskoczyłem pod prysznic odkręcając kurek z gorącą wodą. Stanąłem twarzą w stronę kafelek, opierając dłonie na ścianie przede mną. Delikatnie odchyliłem głowę do tyłu, pozwalając aby strumienie wody bez przeszkód opadały na moją klatkę piersiową. Stałem w lekkim rozkroku rozkoszując się przyjemnym ciepłem rozchodzącym się po moim ciele. Gdy tylko reszta odrętwienia wyparowała z mojego ciała, powolnymi ruchami począłem namydlać klatkę piersiową i ramiona, zastanawiając się, co właściwie strzeliło mi wtedy do głowy.

Bez wątpienia, gdybym nie zmusił się do zerwania z Nathaniela, nie skończyłoby się tylko na leżeniu w śniegu. Nie miałem pojęcia dlaczego, ale byłem pewny, że jeszcze chwila a straciłbym panowanie nad sobą i po prostu go pocałował. Ale dlaczego? Przecież to nie tak, że on w jakiś sposób mi się podoba... Wiedziałbym gdyby tak było, prawda?

Z głębokim westchnieniem pozwoliłem, aby woda zmyła całą pianę z mojego ciała. Nie byłem bliżej rozwiązania nawet wtedy, gdy starałem się wyjaśnić wszystko racjonalnie. Zupełnie tak, jakby część mózgu w której kryła się odpowiedź, specjalnie się ode mnie odcięła. Nie dając mi możliwości dowiedzenia się o co chodzi, i dlaczego zachowuję się tak, a nie inaczej. Miałem wrażenie, że jeśli to potrwa dłużej, po prostu zwariuje.

________________________________

NATHANIEL

Gdy tylko wbiegłem do swojego pokoju, zatrzasnąłem drzwi i oparłem się o nie plecami starając się uspokoić szaleńczo bijące serce. Oddychając głęboko położyłem swoją dłoń na klatce piersiowej. Naprawdę miałem wrażenie jakby lada chwila serce miało mi wyskoczyć na zewnątrz. Na dodatek nie mogłem też odgonić sprzed twarzy obrazu pochylającego się nade mną Xaviera.. I przeraźliwie zielonych oczu wpatrzonych wprost we mnie. 

Wzdrygnąłem się gwałtownie potrząsając głową. To mój kuzyn, osoba która uratowała mnie z opresji, to jemu zawdzięczam swoją wolność, zacząłem powtarzać to sobie jak mantrę. Nie powinienem czuć się tak w jego obecności.

Gdy tylko moje serce uspokoiło się wystarczająco. Powoli odszedłem od drzwi w pośpiechu zrywając z siebie mokre ubrania i padłem na łóżko.

Nie słyszałem, żeby Xavier wszedł do domu za mną, ale właściwie biorąc pod uwagę stan w którym się znajdowałem, nie byłbym w stanie zauważyć nawet stada słoni biegnących ulicą. 

Jak to musiało wyglądać, gdy tak zerwałem się nagle, ni z gruchy ni z pietruchy uciekając do domu bez słowa. Jakby bynajmniej goniło mnie stado głodnych wilków...Co on sobie musiał pomyśleć? Przecież tak naprawdę nic takiego nie zrobił. To moja chora wyobraźnia nakarmiła mnie dziwnymi obrazami, które nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. 

To było takie wkurzające. Czy naprawdę zbawiłoby mój mózg gdyby przestał przesyłać mi te dziwne obrazy? Naprawdę nie chciałem wyobrażać sobie, że Xavier pokonuje te kilka ostatnich centymetrów dzielących nasze twarze i składa na moich wargach delikatny pocałunek.  Miałem ochotę krzyczeć, żeby tylko wyrzucić te absurdalne myśli z mojej głowy.

Czemu akurat teraz moja wybujała wyobraźnia musiała dać o sobie znać? Naprawdę.. to wszystko przez te hormony.. Tak, to one musiały być temu winne. To z pewnością przez nie, zachowuje się tak irracjonalnie. Mam przecież jedynie dziewiętnaście lat. Dziwne jest tylko to, że dotychczas moje życie trwało nieprzerwanie bez takich ekscesów.. Czemu więc właśnie teraz to się zmieniło?

Wzdychając z bezsilności, podniosłem się powoli i przebrałem w coś wygodnego. Postanowiłem, że wykąpie się jutro. Nie miałem zamiaru dzisiaj opuszczać mojego pokoju. Byliśmy już po kolacji, więc to będzie całkowicie zrozumiałe jeśli po prostu położę się teraz spać. Oczywiście wiedziałem, że nie mogę wiecznie uciekać. Nie chciałem, żeby zauważył w moim zachowaniu coś dziwnego. Chyba naprawdę powinienem zacząć przebywać w towarzystwie kogoś innego. Choćby nawet tej Mito... Możliwe, że to właśnie przez fakt, że cały wolny czas spędzam z nim, mój mózg powoli świruje. Dobrze, że niedługo będę miał okazję się rozerwać. To powinno pomóc...

A teraz spać, pomyślałem, lecz jak na złość poczułem wzbierającą we mnie poptrzebę. Zły na swój zdradziecki pęcherz, po cichu otworzyłem drzwi swojego pokoju i nie widząc nigdzie śladu Xaviera, z ulgą podbiegłem do łazienki wchodząc od razu do środka. 

W jednym momencie stanąłem jak wryty , nie mogąc oderwać spojrzenia od przeciwległej ściany. Odwrócony do mnie tyłem w kabinie prysznica stał... Xavier. Strumienie wody spływały po jego rozbudowanych ramionach, przez plecy, pośladki, smukłe nogi, aby skończyć w odpływie prysznica. Głowę miał lekko odchyloną do tyłu, a ręce opierał na ścianie przed sobą. Nie mogłem oderwać od niego spojrzenia. Miałem wrażenie, że czas zatrzymał się w momencie w którym mojje oczy napotkały jego osobę... 

Jego czarne włosy wydawały się jeszcze ciemniejsze, o ile to w ogóle możliwe .. i w seksowny sposób przyklejały się do jego karku. Przełykając ślinę starałem się odzyskać kontrolę nad moim ciałem i powoli się wycofać, lecz nie mogłem nic zrobić. Nic, poza obserwowaniem przeźroczystej cieczy spływającej po jego ciele.

Dziwiłem się, że jeszcze nie zauważył mojej obecności. Zmusiłem się do oderwania od niego spojrzenia zerkając na kafelki pod moimi stopami. Aż nazbyt widoczny namiot w moich bokserkach całkowicie rozwiał ślady mojego otępienia i cofając się szybko wyszedłem z łazienki niemal biegiem wracając do swojego pokoju. 

Potrzeba opróżnienia pęcherza stanowczo wyparowała z mojego mózgu zastąpiona inną, bardziej drażniącą. 

Kompletnie skołowany rzuciłem się na łóżko ignorując stan w którym się znalazłem. 

Ja właśnie...

Ja właśnie podnieciłem się patrząc na chłopaka! Na Xaviera! Jak.. ja... przecież... Teraz kompletnie nie wiedziałem, co się ze mną dzieje. 

Do tego pojawił się następny problem... Prawdopodobnie byłem gejem. Moje wcześniejsze przypuszczenia zostały wyjątkowo brutalnie rozwiane. Naprawdę nie wiedziałem już, co było gorsze. To, że okazało się, że jestem homoseksualistą, czy sytuacja w której doszło do tego odkrycia.. Z osobą która to spowodowała włącznie. 

Jak ja mu teraz spojrzę w oczy?

Jedynym plusem, był fakt, że do jutrzejszego poranka miałem czas tylko dla siebie. I nie musiałem na razie stawać twarzą w twarz z osobą odpowiedzialną za moje przyszłe koszmary.

____________________________

XAVIER

Jedyną decyzją jaką podjąłem było, żeby poczekać i samemu zobaczyć jak się to wszystko ułoży. Skoro po nieprzespaniu całej nocy, nie wyciągnąłem żadnych zadowalających wniosków, równie dobrze mogłem po prostu poczekać, aż wszystko samo się jakoś potoczy.

Z zamiarem zrobienia śniadania, wolnym krokiem wyszedłem z pokoju kierując się do kuchni. Zdziwiło mnie, że nie byłem w niej pierwszy. Przy stole siedział Nathaniel w jednej dłoni trzymając kanapkę, a w drugiej filiżankę kawy. 

-Dzień dobry- powiedziałem uprzejmie z ciekawością zauważając nagły dreszcz przebiegający po jego ciele.

-Dobry..- mruknął w odpowiedzi nie zaszczycając mnie nawet spojrzeniem. 

Starając się zignorować fakt iż mnie ignoruje, podszedłem do blatu i przygotowałem sobie kilka kanapek ( każda z czymś innym) po czym skierowałem się do stołu i umyślnie zająłem miejsce naprzeciwko niego. 

-Masz już na dzisiaj jakieś plany?- zapytałem z ciekawością. 

W sumie moglibyśmy się gdzieś razem przejść, we dwójkę. Nie powiedziałem tego na głos, lecz w razie gdyby nic nie planował, chciałem to zaproponować. W końcu co innego miałby chcieć robić. 

-Myślałem nad tym, żeby porozglądać się samemu gdzieś po okolicy..

Miałem wrażenie jakby specjalnie dodał te " samemu", ale przecież nie mógł wiedzieć, że chciałem mu to zaproponować. 

-Aha- skomentowałem jedynie, skubiąc niechętnie własną kanapkę. 

Jakoś tak straciłem apetyt. Z zamyśleniem wpatrzyłem się w jego twarz przeżuwając powoli. 
Wydawało mi się, czy unikał mojego spojrzenia? Dobra Xavier, nie przesadzaj, niby czemu miałby to robić... Za dużo sobie wyobrażasz, zbeształem się w duchu. 

-A ty co będziesz robił?

Po dłuższej chwili usłyszałem jego pytanie. W sumie to sam wcześniej o tym nie myślałem.. Z góry zakładałem, że spędzimy ten czas razem, więc..

-Może przejdę się gdzieś z Mito- wypaliłem po chwili.

Nawet nie zauważyłem, że po raz pierwszy dzisiejszego poranka spojrzał na mnie ze zdziwionym  wyrazem twarzy. Gdy spowrotem wróciłem wzrokiem do jego osoby, patrzył się tak jak dotychczas w swoja filiżankę. 

Naprawdę nie spodziewałem się, że nasze stosunki się tak drastycznie zmienią w ciągu kilku dni. Wcześniej szukał u mnie pocieszenia, mówił mi jak się czuję.. Czasami wręcz kleił się do mnie w poszukiwaniu otuchy.. a teraz.. Teraz nie potrzebował tego wszystkiego. W końcu czuł się bezpiecznie. I może tak właśnie powinno być? W końcu co on sobie wyobrażał, że wiecznie będzie musiał go pocieszać? 

Niezbyt entuzjastycznie dokończyłem swoje kanapki, starając się złapać choć jedno spojrzenie Nathaniela. W tej sprawie jednak poległem całkowicie.. Uparcie wpatrywał się w blat przed sobą, bądź w trzymane w ręku przedmioty. 

Jak sobie chcesz, pomyślałem i wstając od stołu, podszedłem do telefonu który zostawiłem wcześniej w salonie, po czym napisałem sms-a do Mito. Miałem nadzieję, że nie będzie miała żadnych planów. 

___________________________

NATHANIEL

Całą swoją siłą woli starałem się nie zerkać na siedzącego naprzeciwko mnie Xaviera. Miałem dziwne wrażenie, że gdybym spróbował na niego spojrzeć, nie mógłbym oderwać wzroku, a co bardziej pewne, z pewnością przypomniałby mi się jego widok pod prysznicem.

Niemalże odetchnąłem z ulgą, gdy przestał wwiercać we mnie swoje spojrzenie wychodząc z salonu. W ciszy skończyłem swoje śniadanie, po czym nie bardzo wiedząc co z sobą począć.. Ubrałem się i tak jak wcześniej powiedziałem Xavierowi, wyszedłem z domu żegnając się zdawkowo.

Nienawidziłem go ignorować, ale jeszcze bardziej nienawidziłem czuć się tak dziwnie w jego obecności. Ze złości zazgrzytałem zębami kopiąc w przypadkowy kamień. Powolnym krokiem ruszyłem przed siebie, nie za bardzo zwracając uwagę w jakim kierunku idę. 


Zbyt zajęty przemyśleniami nawet nie zauważyłem, gdy znalazłem się w kompletnie nieznanym mi otoczeniu. Machinalnie skręcałem raz w prawo, raz w lewo i gdy po dłuższym czasie zrobiłem mały postój rozglądając się dokoła, z przerażeniem stwierdziłem, że nie mam pojęcia gdzie się znajduje.  Poklepałem się po kieszeniach, nagle zdając sobie sprawę, że nie wziąłem ze sobą telefonu. 

No pięknie.... Nie dość, że nie wiedziałem ile czasu minęło od mojego wyjścia, to jeszcze nie miałem możliwość skontaktowania się z kimkolwiek, aby dowiedzieć się gdzie jestem, czy chociażby poinformować, że się zgubiłem.

-O... a kogóż my tu mamy?

Zaskoczony odwróciłem się gwałtownie słysząc za plecami znajomy głos. 

Samuel.. Stwierdziłem po chwili spojrzeniem omiatając czarnowłosego chłopaka. 

-Cześć- przywitałem się kulturalnie obdarzając go mimowolnie małym uśmiechem. 

Przynajmniej teraz miałem większą szansę wrócić do domu. 

-A co ty tutaj robisz?- zapytał zaciekawiony wskazując dłonią dokoła. 

Niedbale wzruszyłem ramionami.

-Wyszedłem za spacer, zamyśliłem się i nagle znalazłem się tutaj- powiedziałem pokrótce.

Chłopak zaśmiał się najwyraźniej czymś rozbawiony.

-Musiałeś w takim razie nieźle się zamyślić. Żeby tu trafić z waszego domu trzeba iść piechotą przynajmniej dwie godziny. 

Dziwnie się czułem gawędząc z nim jak gdyby nic, zwłaszcza gdy wymieniłem z nim wcześniej zaledwie kilka monosylabowych słówek.

-Najwyraźniej- burknąłem pod nosem. 

Czarnowłosy przyglądał mi się przez chwilę, po czym ponownie się uśmiechnął, lecz tym razem w jakiś dziwniejszy sposób. Poczułem się dziwnie speszony. 

-A gdzie podziałeś Xaviera?- zapytał po chwili kompletnie mnie zaskakując.

-Pewnie siedzi z Mito- odparłem przypominając sobie, co powiedział mi przy śniadaniu.

-Aha..

Samuel wyglądał na zamyślonego. 

-Co powiedziałbyś w takim razie na małą przejażdżkę?

Zaskoczony spojrzałem na niego unosząc brwi w domniemanym zdumieniu. Dopiero po chwili dostrzegłem stojący za nim motor. 

-Ja.. nie wiem..

Chłopak żartobliwie poruszył brwiami. 

-No chyba nie powiesz mi, że jesteś zajęty. Z tego co widzę to nawet nie wiedziałbyś jak wrócić do domu.. 

Niechętnie musiałem przyznać mu rację.

-Poza tym akurat jadę w twoim kierunku, mógłbym cię podrzucić- dodał po chwili zapraszająco klepiąc swoją maszynę. 

Wzdychając pokiwałem głową na zgodę i zrobiłem kilka kroków w jego kierunku. Niemal natychmiast wsadził mi w dłonie dodatkowy kask, który z niemałym trudem udało mi się założyć na głowę. Zanim się obejrzałem siedziałem już z tyłu, możliwie jak najdelikatniej trzymając się jego bioder, żeby nie spaść.  Dopeiro gdy znalazłem się na motorze, dotarło do mnie jak bardzo zły był ten pomysł. Gdy tylko wystartowaliśmy osunąłem się na siedzeniu do przodu, nie mogąc nic poradzić na to, że właściwie całą klatką piersiową przylgnąłem do jego pleców. Do tego jego sposób jazdy wcale, a wcale nic mi nie ułatwiał. Ze strachu, że w którymś momencie wreszcie mnie zrzuci, walcząc z samym sobą mocniej objąłem go w pasie. 

Nie podobało mi się to. Miałem nadzieję, że szybko dotrzemy do domu i będę mógł wreszcie zejść z motoru. Do tego przy takim pędzie z przykrością musiałem przyznać, że moja kurtka nie stanowi zbyt dużej ochrony przed zimnem.

Starając się nie myśleć o lodowatym wietrze smagającym moje plecy, próbowałem skupić się jedynie na utrzymaniu na motorze.

Po przynajmniej trzydziestu minutach zacząłem rozpoznawać otaczające nas budynki i z niemałą ulgą przywitałem fakt, że zatrzymaliśmy się przed domem moim i Xaviera.

Niemal natychmiast zeskoczyłem z motoru chwaląc w myślach stały grunt pod moimi stopami.

-Naprawdę dzięki za podwózkę- powiedziałem powoli zdejmując kask i obdarzając go wdzięcznym uśmiechem.

-No problem- stwierdził jedynie z niewiadomego powodu puszczając do mnie oczko.

-W czymś przeszkadzamy chłopcy?- rozbawiony dziewczęcy głos rozległ się z niedalekiej odległości.

Pełen obaw odwróciłem się w jego kierunku i tak jak się spodziewałem, zobaczyłem Mito u której boku stał Xavier. Zapominając o swoim postanowieniu nieumyślnie zerknąłem w jego kierunku.

Nie wiedzieć czemu wzdrygnąłem się na widok jego spojrzenia. Niemal płonęło przesuwając się ode mnie do Samuela.

Jakby dopiero teraz przypominając sobie o trzymanym przeze mnie nadal przedmiocie, szybko odwróciłem się zwracając kask właścicielowi.

-Niezupełnie- odezwał się po chwili Samuel.- Właśnie podrzuciłem wam waszą małą zgubę... Trochę za daleko sobie zaspacerował.

Pod wpływem jego  następnego uśmiechu mimowolnie zaczerwieniłem się z zażenowania. Czy on naprawdę musiał na mnie patrzeć w taki dziwny sposób? I to na dodatek przy Xavierze..

-Jeszcze raz dzięki- burknąłem ledwo słyszalnie, po czym machnąwszy wszystkim na pożegnanie szybko skierowałem się do domu nieświadomy wbitego w moje plecy wkurzonego spojrzenia.

__________________________________________________

XAVIER

Nie mogłem uwierzyć, że po całym dniu ignorowania mnie..Właśnie MNIE... Uśmiecha się do ledwo poznanego chłopaka i oględniej rzecz mówiąc, większą uwagę poświęca na jego osobę niż na mnie. Poczułem niemalże irracjonalny gniew przyglądając się w milczeniu jak oddaje Samuelowi kask i zaczerwieniony szybko wraca do domu.

Jeszcze gorzej się wkurzyłem, gdy zauważyłem wzrok którym chłopak go odprowadzał.

-Do zobaczenia na imprezie- powiedział na odchodnym uśmiechając się do mnie lekko wyzywająco.-O ile zechcesz przyjść..

-Nie martw się, na pewno razem z Nathanielem znajdziemy trochę czasu- odparłem mierząc go kpiącym spojrzeniem.

O ile wcześniej wydawał mi się fajny, o tyle teraz stanowczo wkurwiał mnie swoją osobą. I tym bardziej nie pasował mi sposób w jaki wpatrywał się w Nathaniela.

Miałem zamiar mieć go na oku i nie dopuścić aby jutro nawet na chwilę został sam na sam z moim kuzynem. Lepiej żeby trzymał łapy przy sobie, pomyślałem nie do końca zdając sobie sprawę, czemu reagowałem na niego tak gwałtownie.

Przepraszając Mito odmówiłem pójścia do jej domu, wymawiając się, że zapomniałem zrobić w domu coś ważnego. Powoli skierowałem się na ganek, wiedząc, że nie jest na tyle głupia by mi uwierzyć i z pewnością później mnie o to wypyta.

Teraz miałem do zrobienia coś naprawdę ważnego. Musiałem porozmawiać z Nathanielem, czy to się mu podoba czy nie.. I dowiedzieć się z jakiego powodu zachowuje się wobec mnie w ten sposób...

_________________________________________________

Postanowiłam, że jednak skrócę rozdział i najważniejsze łącznie z imprezą upchnę w następnym. Mam nadzieję,  że się nie zdenerwujecie.


Rozdział 10

Nie zbetowane

________________________________


XAVIER

W tym samym momencie w którym przekroczyliśmy próg kawiarenki drobne rączki zawiesiły się na mojej szyi, a ja cofnąłem się zaskoczony dostrzegając burze ciemnoblond kosmyków.

-Mito?!-zawołałem zaskoczony jej zachowaniem i równocześnie lekko speszony przez wzburzone spojrzenie Nathaniela.

-No, a kto inny głuptasie- uśmiechnęła się i zanim zdążyłem zareagować w jakikolwiek sposób, odwróciła się w kierunku Nathaniela i tak samo jak uprzednio w moim przypadku, rzuciła mu się na szyję. -Miło mi Cię poznać- wyszczebiotała nieświadoma mojego morderczego spojrzenia.- Mam nadzieję, że się zaprzyjaźnimy.  Zdecydowaliście już czy idziecie na imprezę?

-Idziemy- odparłem z ulgą zauważając, że wreszcie go puściła. Wyglądał na lekko zaskoczonego.

Dziewczyna uśmiechnęła się jeszcze promienniej,o ile w ogóle jest to możliwe i ręką wskazała na coś z boku. Dopiero po chwili zorientowałem się, o co jej chodzi dostrzegając kilka osób siedzących przy stoliku po naszej lewej stronie. Wydawało mi się, że gdzieś ich wcześniej widziałem. Możliwe, że byli tutaj gdy rano przyszedłem do kawiarenki, w sumie nie za bardzo zwróciłem wtedy na nich uwagę. Ledwie na nich spojrzałem w tamtym momencie. Teraz miałem szansę lepiej im się przyjrzeć. 

-To jest właśnie Samuel- oznajmiła podchodząc do chłopaka siedzącego najbliżej. 

Czarnowłosy młodzieniec uprzejmie skinął nam głową, ręką wskazując dwa wolne krzesła stojące obok. 

-Śmiało, siadajcie do nas.

Spojrzałem na Nathaniela pytająco i gdy pokiwał głową na zgodę, zajęliśmy wskazane miejsca. W sumie nie przypuszczałem, że wypad na kolację potoczy się właśnie w ten sposób. W planach miałem raczej dość inny obraz tej sytuacji, ale nie było na co narzekać, lepiej zaaklimatyzować się w nowym miejscu. 

-Jestem Xavier, a to mój..- spojrzałem na Nathaniela zastanawiając się co powiedzieć. Skoro zaczynaliśmy nowe życie i nie chcieliśmy, aby ktokolwiek, kto chciałby nas znaleźć wpadł na nasz ślad, lepiej byłoby nie wspominać, że jesteśmy rodziną. Nawet jeśli dość daleką.

-..przyjaciel- dokończył za mnie Nathaniel.

-Tak, to mój przyjaciel Nathaniel.

Pięć par oczu wlepiło się w nas podejrzliwie.

-Coś się dziwnie zawahałeś- Samuel zabawnie poruszył brwiami.- Na pewno tylko przyjaciel?

Zmarszczyłem brwi zastanawiając się o co mu chodzi. Gdy wreszcie zrozumiałem, nic nie mogłem poradzić na to, że moją twarz oblał soczysty rumieniec. 

-Nic z tych rzeczy!- zaprzeczyłem niemal od razu gwałtownie machając rękoma. 

Siedząca obok dziewczyna uśmiechnęła się jedynie pod nosem.

-Mniejsza z tym...Wprowadziliście się do domu Dewstonów, prawda?

_________________________


NATHANIEL

Fala irytacji jeszcze nie zdążyła wypłynąć z mojej osoby, gdy zastąpiła ją fala szoku spowodowana przez uścisk obcej dziewczyny. Zdążyłem wywnioskować, że to właśnie ta "sympatyczna" niewiasta o której wcześniej wspominał Xavier. Przyjrzałem się jej badawczo, gdy na niego spojrzała, lecz z ulgą zauważyłem, że nie patrzy na niego w żaden zakazany sposób. Chyba nie miała w planach uwiedzenia go. Tym lepiej dla niej, pomyślałem po czym przyłapując się na tak absurdalnych myślach, poczułem nagłą ochotę na przywalenie głową w ścianę. 

Reszta towarzystwa też nie wyglądała najgorzej. Nie byłem zbytnio przyzwyczajony do większego grona znajomych. Wcześniej jedyną osobą z którą się zadawałem była moja przyjaciółka. Nie miałem zbyt dużo znajomych, nie wychodziłem na żadne wypady, ani tym bardziej nie pisałem z nikim w internecie. Widząc jak wszystkie spojrzenia skupiają się na nas dwóch, poczułem maleńkie ziarnko paniki. A jeśli dojdą do wniosku, że jestem jakiś nienormalny? W końcu siedzę i nie robię nic poza wgapianiem się w nich, podczas gdy Xavier raczy ich zmyśloną historią o naszej przeprowadzce. 

Akurat w tym roku mieliśmy zaczynać naukę na uniwersytecie, więc jeśli chodzi o stworzenie wiarygodnej historyjki, po prostu przeprowadziliśmy się w okolicę bliższą naszemu uniwerkowi. 

O rodzicach nie wspominaliśmy wcale. Według wcześniej obgadanego planu, jesteśmy w złych stosunkach i tyle. Nie chcieliśmy wymyślać jakiejś nieprawdopodobnej historii, albo uśmiercać ich za życia. Zdecydowaliśmy się więc na pół prawdę. 

Wzdychając oparłem głowę na ręce lustrując każdego po kolei wzrokiem. Nadal nie wiedziałem jak nazywa się większość z nich. O ile my się przedstawiliśmy, o tyle kolega i koleżanki tego całego Samuela nawet gęby nie otworzyli. Choć nie wyglądali też na takich którym nie pasuje nasze towarzystwo. Czasami zadawali nawet jakieś pytania, w większości skierowane do Xaviera. 

Tuż koło czarnowłosego chłopaka siedziała dziewczyna o tego samego koloru włosach i zielonych oczach błyszczących figlarnie w przytłumionym świetle jarzeniówek. Raz po raz wędrowała wzrokiem pomiędzy mną a Xavierem, z niewiadomych mi powodów uśmiechając się lekko pod nosem.  Obok niej szczerzył się przyjaźnie wyglądający rudzielec, co rusz zapodając nowy temat rozmowy, a tuż koło wcześniej przedstawionej Mito, stała niziutka blondynka uśmiechająca się dość nieśmiało do reszty. Ech...

A mieliśmy tu przyjść jedynie na kolację, westchnąłem czując nagłe burczenie w brzuchu. Chyba nic z tego nie będzie, stwierdziłem ze smutkiem zerkając na rozentuzjowanego towarzysza.  Mimowolnie poczułem się zawiedziony. W końcu to nie był mój pomysł, tylko jego. A teraz kompletnie o nim zapomniał. Starałem się jak mogłem zagłuszyć wkurzające ssanie w żołądku. Odkąd przebywałem z Xavierem, pierwszy raz od dłuższego czasu jadłem regularne posiłki. Minusem tego był fakt, że teraz gdy jest już trochę po godzinie o której jadłem kolację, zaczynałem się robić paskudnie głodny. Już lepiej chyba było, gdy byłem niedożywiony..

Nie mogę podejść i zamówić nic, już nawet nie ze względu tego, że głupio jeść w towarzystwie w którym nikt inny tego nie robi. Lecz także dlatego, że nie miałem przy sobie nawet gorsza przy duszy. W końcu, to właśnie Xavier za wszystko płaci. Ponownie zdałem sobie sprawę z beznadziejności mojej sytuacji. Pasożyt. Pasożyt. Moja duma ostatnimi czasy oberwała naprawdę dużo solidnych kopniaków. I choć Xavierowi może się to nie spodobać, wiedziałem, że gdy tylko będę na tyle sprawny aby móc wykonywać jakieś fizyczne czynności, znajdę sobie jakąś dorywczą pracę, żeby przynajmniej mieć przy sobie jakieś głupie drobniaki, na głupią kawę. 

Te uczucie jest naprawdę paskudne, gdy zdajesz sobie sprawę, że nie masz nic. Nawet na głupie chusteczki do nosa pieniądze musiałbym cały czas pożyczać od niego, gdybym miał potrzebę takie kupić. To jest bardzo... dołujące.

Nie zdając sobie sprawy z tego co robię, westchnąłem głośno wbijając wzrok w padający za oknem śnieg. 

Nie powinienem zwracać na niego tak dużo uwagi. Najlepiej zagrzebać te wszystkie chore uczucia zanim zmienią się w coś jeszcze gorszego.

__________________________

XAVIER

Wciągnięty w rozmowę z tyloma ludźmi nawet nie zauważyłem, kiedy zignorowałem obecność Nathaniela dopóki nie usłyszałem jego głębokiego westchnięcia. Przerwałem w pół zdania odwracając się w jego kieruku. Wyglądał na... smutnego? Nie za bardzo potrafiłem odczytywać z jego twarzy emocje. Poza tymi kilkoma razami gdy był szczęśliwy, bądź załamany bardzo trudno było rozczytać jaki ma humor. 

Jedno było jednak pewne. Zabrałem go tutaj żeby zjeść kolację, bo z pewnością zdążył juz zgłodzieć, ale tak naprawdę kompletnie go olałem. Zrobiło mi się niezwykle głupio, więc postanowiłem to odkręcić. Nie wiedząc, że przez cały czas gdy przyglądałem się mu z zamyśleniem reszta przyglądała się mojej osobie w ten sam sposób, odwróciłem się do nich z przepraszającym uśmiechem. 

-Tak właściwie, nie przyszedłem tutaj na pogawędkę, tylko zjeść kolację- powiedziałem dostrzegając nagłe drgnięcie ze strony Nathaniela.- I tak się składa, że jestem naprawdę głodny, tak więc wybaczcie, ale pójdziemy sobie coś zamówić. Pogadamy innym razem- ponownie obdarzyłem wszystkich uśmiechem i powoli podniosłem się od stołu zerkając na spoglądającego na mnie dyskretnie Nathaniela.-Idziesz?

Nathaniel wstał pośpiesznie żegnając się z resztą i razem ze mną ruszył do lady. Podświadomie czułem spojrzenia nadal utkwione w naszych plecach. 

-Przepraszam za tamto, troszkę się zagadałem- wyszeptałem do niego czekając na obsługę.

Nathaniel spojrzał na mnie tajemniczym wzrokiem.

-Niby czemu masz mnie przepraszać? Nie jesteś przecież zmuszony odzywać się tylko do mnie...-odparł po chwili obojętnym tonem głosu. 

Czułem, że coś jest nie tak. Zazwyczaj był bardziej pogodny.. I nigdy nie patrzył się na mnie tak... bez wyrazu.

-Słuchaj, co si...-zacząłem lecz właśnie w tym momencie przy ladzie stanęła znajoma staruszka,   pytając się, czym może służyć.

Pośpiesznie zerknąłem na menu zastanawiając się na co mam ochotę. 

-Naleśniki z jagodami i...- tu zerknąłem na Nathaniela.- Na co masz ochotę?

-Nie mam za bardzo och...-zaczął, lecz ja zmierzyłem go zabójczym spojrzeniem. 

-NA CO masz ochotę?- zapytałem ponownie, stawiając nacisk na pierwsze dwa słowa.

Nathaniel westchnął jedynie odwracając wzrok i z tego co zauważyłem zaciskając zęby. Musiało stać się coś o czym nie wiem.. I to w czasie gdy w najlepsze rozmawiałem sobie z innymi. Tylko co? 

-Obojętne- stwierdził tylko kiwając w zrezygnowaniu głową.- Może być to co ty...

Później to wybadam, pomyślałem dokańczając zamówienie i zaplaciłem, kierując się do stolika najbardziej oddalonego od naszych nowych znajomych. Miałem wrażenie, że nie odwracają od nas wzroku, co zapewne uniemożliwiłoby mi swobodne rozkoszowanie się jedzeniem. 

Korzystając z chwili spokoju przyjrzałem się uważnie siedzącemu naprzeciwko mnie chłopakowi.

-Coś się stało?-zapytałem prosto z mostu oczekując wyjaśnienia jego dziwnego zachowania.

Nathaniel obdarzył mnie jedynie krótkim spojrzeniem.

-A co miało się stać?

-Właśnie się o to pytam. Dziwnie się zachowujesz..

-O przepraszam... To już nawet nie można się po prostu zamyślić?-zapytał uśmiechając się z ironią.

Poczułem się trochę głupio. Czepiałem się tylko dlatego, że nie zwraca na mnie uwagi? Przecież przed chwilą robiłem dokładnie to samo. A może chodziło o coś innego? Nie odpowiedziałem wiedząc, że to wyłącznie retoryczne pytanie.

Miałem ochotę błagać o wybaczenie z powodu zignorowania go, co nawet mnie wydawało się co najmniej dziwne. Może zaczynałem świrować? Tylko dlaczego? Z jego powodu? A co on takiego mi zrobił? Korzystając z faktu, że większą uwagę zwracał na to co dzieję się za szybą niż na mnie, starałem się dostrzec co w jego wyglądzie mogło sprowokować mnie do dziwnego zachowania.

Jego zazwyczaj przepełnione różnymi emocjami oczy, wydawały się dzisiaj jakieś takie.. przygaszone. Kosmyki blond włosów rozsypywały się dokoła twarzy w ten sam chaotyczny sposób, jak zazwyczaj. Siedział trochę zbyt prosto, jakby nie mógł się rozluźnić, albo jakby.. nie chciał tego robić. Do tego jego palce cały czas się czym bawiły. A to plastikowym widelcem, a to solniczką, jakby musiał się czymś zająć, bo inaczej... Właśnie, bo inaczej co? Nie wiedziałem i coraz bardziej mnie to denerwowało, choć przecież miał prawo do tajemnic. To jego życie, nie musi mi się zwierzać ze wszystkiego. 

A jednak.. Chyba właśnie na to liczyłem. Od momentu w którym zająłem się nim, wysłuchałem, pocieszyłem.. Od tego momentu poczułem, że chciałbym aby z każdą nawet najdrobniejszą sprawą zwracał się do mnie. Ale przecież on nie jest dzieckiem. Wygląda na to, że przesadnie się o niego troszczę. Chodź gdyby tak pomyśleć nad tym dłużej możliwe, że dzieje się tak bo to właśnie On jest pierwszą osobą o którą w ogóle chcę się troszczyć. Nigdy wcześniej nie miałem nikogo takiego. Może to właśnie dlatego? 

Nie. 

Nie może chodzić tylko o to, pomyślałem nadal uparcie wpatrując się w jego twarz. Wredny kosmyk osunął się, gdy Nathaniel przechylił głowę i zakrył mi możliwość wpatrywania się badawczo w jego oczy. Zdenerwowalem się i niewiele myśląc uniosłem rękę odgarniając go na bok. Błękitne oczy wlepiły się we mnie zaskoczone i dopiero po chwili ogarnąłem, co właśnie zrobiłem. Szybko cofnąłem rękę z ulgą witając idącą w naszym kierunku kobietę z jedzeniem.

-Proszę bardzo.- Powiedziała stawiając przed nami talerze z kolacją i szklanki z herbatą.-Smaczego.

-Dziękujemy- odpowiedzieliśmy jednocześnie, po czym zabraliśmy się za jedzenie. 

Miałem nadzieję, że nie poruszy kwestii mojego dziwnego zachowania. Boże, co się ze mną dzieje? Co ja  w ogóle sobie myślałem? Starałem się nie zauważać ani jego badawczych spojrzeń, ani dziwnych do zidentyfikowania spojrzeń obecnych w drugiej części sali osób, z których obecności  brutalnie zdałem sobie sprawę po swoim występie.

-Yghm- chrząknąłem dość głośno zerkając w ich kierunku. 

Niemal natychmiastowo wszyscy odwrócili wzrok, a ja w duchu pogratulowałem sobie wygranej. 

W kompletnej ciszy skończyliśmy kolację i starając się unikać swoich spojrzeń, założyliśmy kurtki i machnąwszy pozostałym na pożegnanie, wyszliśmy.

Na zewnątrz nadal padał śnieg, lecz o tej porze wyglądało to w pewien sposób bardziej niesamowicie. Wszystko nocą jest piękniejsze. Moje spojrzenie ponownie zawędrowało w stronę Nathaniela, który szedł kilka kroków przede mną. Nie odzywał się, choć widać było, że ma ochotę coś powiedzieć. Przyglądałem się chwilę opadającym na jego włosy płatkom śniegu bijąc się z myślami. W końcu przygryzłem wargę i wyrównałem nasze kroki wkładając ręce do kieszeni kurtki. 

-Sorry, za tamto wcześniej- wypaliłem chcąc rozładować dziwnie napiętą atmosferę. 

Nathaniel spojrzał się na mnie zaskoczony, najwyrażniej nie sądził, że w ogóle się do niego odezwę. 

-Nie ma sprawy- stwierdził po chwili ponownie odwracając wzrok.- Po prostu nie wiedziałem co miałeś na myśli zachowując się w ten sposób..

-Nic! Kompletnie nic!- Dodałem szybko machając gwałtownie rękoma.- Tak jakoś odruchowo to zrobiłem, mi zawsze grzywka przeszkadzała, gdy opadała mi na oczy i jakoś tak...

Miałem nadzieję, że brzmi to prawdopodobnie. Mniejsza z tym, że nigdy nie miałem grzywki. 

-W porządku- powtórzył. Jego ton głosu mimowolnie mnie zirytował.

Czy on musi być taki obojętny? Co mu się stało.. Aż normalnie miałem ochotę zrobić cokolwiek, żeby okazał jakąkolwiek emocje. Z tym, że tym razem zrobiłbym coś celowo. Oj Xavier, chyba czas na malutkie leczonko psychiatryczne. Najwyraźniej coś ci się w tym mózgu delikatnie mówiąc "popierdoliło". 

Czemu do cholery aż tak bardzo zależy mi na tym, aby poświęcał mi większą uwagę. Co ja mam, kompleks rodzicielski? 

 Delikatnie poruszyłem zmarzniętymi palcami. Nastepnym razem musze pamiętać o rękawiczkach.. Inaczej skończy się amputacją moich biednych paluszków. Starając się opanować moje głupie myśli nawet nie zauważyłem momentu w którym dotarliśmy do domu. Tuż za Nathanielem zacząłem wchodzić po dwóch schodkach prowadzących na ganek, gdy raptownie poczułem, że tracę grunt pod nogami i zamachałem rękoma łapiąc się pierwszej lepszej rzeczy, którą okazał się sam blondyn we własnej osobie. 

Z cichym okrzykiem poleciałem do tyłu ciągnąc go na siebie. 

__________________

NATHANIEL

Zanim zdałem sobie sprawę z tego co się dzieje, leżałem już w zaspie na ciele Xaviera z dość małej odległości wpatrując się w jego rozszerzone źrenice. Przeraźliwie zielone źrenice.

Zszokowany nawet nie drgnąłem cały czas mierząc się z nim wzrokiem. Zdawałem sobie sprawę, że na mojej twarzy widnieje wyraz zaskoczenia, ale nie miałem siły zastąpić go noszoną cały dzień maską. Chciałem go ignorować i czym się to skończyło? Spotkaniem bliskiego stopnia z podłożem. Ale jak inaczej miałem się zachowywać, gdy za każdym razem jak na niego spoglądałem, widząc jego dobroć i całe te poświęcenie, moja duma podupadała? 
Sytuacja wprost krytyczna. A teraz...

Jakby dopiero uświadamiając się w jakim położeniu się znaleźliśmy, jednocześnie postanowiliśmy podnieść się do góry, co sprawiło tylko, że upadliśmy znajdując się spowrotem w tej samej sytuacji. Starając się nie zwracać uwagi jak blisko mojej, znajduje się jego twarz, próbowałem rozplątać nasze kończyny, aby wyrwać się z tej żenującej sytuacji. 

-Przestań się ruszać- warknąłem gdy on zaczął robić dokładnie to samo, tylko pogarszając naszą sytuację. 

-Czekaj- Xavier złapał mnie za ramiona gwałtownie unieruchamiając.

Posłusznie zatrzymałem się zastanawiając się o co chodzi, gdy wtem popchnął mnie w bok zamieniając nasze miejsce. Teraz to on leżał na mnie całym ciężarem swojego ciała. Zaskoczony wciągnąłem gwałtownie powietrze, czując jak nagłe gorąco ogarnia moje ciało. Lecz w tym właśnie momencie, zerwał się na równe nogi, uwalniając mnie od swojego ciężaru. Błyskawicznie zrobiłem to samo bez słowa wbiegając do domu i z szybko bijącym sercem chowając się w swoim pokoju. Co to miało znaczyć ??

_________________________________________