czwartek, 17 kwietnia 2014

Rozdział 9

XAVIER

Odkąd obudziliśmy się dzisiejszego ranka, niemal cały czas towarzyszyło mi dziwne uczucie niezręczności. Z jakiegoś powodu nie potrafiłem przebywać w jego towarzystwie nie czując przy tym skrępowania. Obawiając się swoich własnych myśli, postanowiłem zrobić sobie trochę wolnego od jego towarzystwa i tuż po śniadaniu, zostawiając mu klucze, wyszedłem z domu chcąc zapoznać się trochę z okolicą.

Dzisiejszego dnia temperatura na zewnątrz była na wyjątkowo znośna.

Powolnym krokiem skręciłem w boczną uliczkę, z zaciekawieniem rozglądając się po fasadach pobliskich domków. Różniły się od tych przy głównej drodze, które zdążyłem już zobaczyć dzień wcześniej.

Nie były ani podobnych rozmiarów, ani kolorystyki. Każdy miał swój własny charakter nadany z pewnością przez właściciela. Jeden dom sprawiał wrażenie wręcz ubogiego, podczas gdy kawałek dalej drugi świecił przepychem. Inny był utrzymany w pastelowych tonacjach, podczas gdy jeszcze inny w przyprawiających o ból głowy, jaskrawych kolorach.

Nie powiem, że nie.. Miało to w sobie jakiś specyficzny urok.

Już miałem skręcić w boczną przecznice, gdy na końcu ulicy dostrzegłem małą kawiarenkę, a tuż obok kosmetyczny i aptekę.A jednak, wreszcie jakaś cywilizacja, uśmiechnąłem się.

Szybko skierowałem się w tamtą stronę. Już niemal traciłem nadzieję, że po tej stronie miasta jest coś poza spożywczakiem do którego wczoraj zawitaliśmy z Nathanielem. Najwyraźniej jednak troszkę się pomyliłem. Na szczęście... Bo nie wiem co bym zrobił gdyby moje przypuszczenia okazały się prawdziwe. Nie możność pójścia nigdzie indziej niż do spożywczaka, o zgrozo! Zbyt przerażające, aby choćby o tym pomyśleć.

Z uśmiechem na ustach wkroczyłem do wnętrza przyjaźnie wyglądającej kawiarenki. Bladoróżowe ściany, z tu i ówdzie wiszącymi portretami przedstawiającymi przepysznie wyglądające ciastka i torty dodawały lokalowy przytulności, a ciemnobrązowe meble fajny klimacik. Nawet znośne..

Powoli podszedłem do szklanej lady, dyskretnie rozglądając się dokoła. Dwa z pięciu stolików, zajęte były przez osoby mniej więcej w moim wieku, o ile nie młodsze. Kilka spojrzeń skupiło się na mojej osobie, lecz zręcznie je zignorowałem naciskając okrągły przycisk przywołujący obsługę.

Niecałe kilka sekund później, zza oszklonych drzwi wychynęła serdecznie wyglądająca staruszka z notesem w dłoni.

-Dzień Dobry. W czym mogę służyć?- zapytała obdarzając mnie promiennym uśmiechem.

W zamyśleniu przyjrzałem się wywieszonemu nieopodal menu. Zdziwiłem się zauważając, że nie podawali tu jedynie deserów. Mnogością dań przypominali raczej restaurację. Można było zjeść zarówno porządny obiad, kolację, jak i pizzę, lody. Po chwili zastanowienia zdecydowałem się jednak tylko na ciastko i cappucino, dodatkowo biorąc na wynos kawałek tiramisu. Miałem nadzieję, że Nathanielowi posmakuje. Może jeszcze dzisiaj wybralibyśmy się tutaj na kolację, zamiast cały czas siedzieć w domu, pomyślałem.

Mimowolnie przypomniałem sobie moje wczorajsze rozmyślenia na jego temat. Szybko potrząsając głową, aby pozbyć się niepożądanych myśli skierowałem swoje kroki do stolika stojącego najbliżej drzwi. Powoli przegryzając ciastko, sięgnąłem po leżącą na blacie gazetę. Ukradkiem zerknąłem na zegarek zauważając, ze nie ma mnie w domu zaledwie pół godziny. Ten czas zdecydowanie leci zbyt wolno, burknąłem pod nosem.

Nie uśmiechało mi się błąkanie bez celu po okolicy, a na powrót do domu było o wiele za wcześnie, zdecydowałem więc, że pobędę w kawiarence trochę dłużej. Nawet jeśli miałoby to oznaczać zamówienie drugiego kubka cappucino i ciastka.

Powoli siorbiąc zawartość kubka pobieżnie przejrzałem rubryki towarzyskie zatrzymując się na miejscowych aktualnościach. Kilka biurokratycznych ciekawostek, ale tak poza tym nic godnego uwagi. Już miałem przekręcić na drugą stronę w poszukiwaniu jakichkolwiek fascynujących, bądź nawet mniej fascynujących artykułów, gdy nagłe chrząknięcie odwróciło moją uwagę. Powoli uniosłem wzrok znad czytanego czasopisma pochwycając spojrzenie średniego wzrostu ciemnej blondynki. Gdy po dłuższej chwili nadal stała w miejscu wpatrując się we mnie badawczo bez słowa, uśmiechnąłem się lekko ironicznie machając w jej kierunku głową. 

-Tak?- zapytałem chcąc ułatwić jej sprawę. 

No niech się wreszcie odezwie, nie mam wieczności, pomyślałem. Bynajmniej wcale dziwnie nie wygląda, gdy tak stoi jakby ktoś ją spetryfikował.

Dziewczyna potrząsnęła głową jakby wychodząc z letargu i niemal od razu przyodziała swą twarz w przyjazny uśmiech.

-Jestem Mito- przedstawiła się wyciągając w moim kierunku drobną rączkę. 

Niepewnie uścisnąłem jej dłoń zastanawiając się co z tego wyniknie.

-Xavier.. A przedstawiasz mi się, bo...?

Blondynka bez pytania odsunęła sobie krzesło i ku mojemu ogromnemu zdumieniu, usiadła naprzeciwko mnie zdrowo łyknąwszy sobie mojego cappucino.

-Zobaczyłam was wczoraj, jak się wprowadzaliście- powiedziała zdając się nie zauważać moich ciskających błyskawicami spojrzeń.-Naprawdę cieszę się, że będę miała nowych sąsiadów- uśmiechnęła się promiennie, a mi zrobiło się trochę głupio z powodu mojego wręcz nieuprzejmego zachowania.- Na długo się przeprowadziliście?

-Mam nadzieję, że tak..- mruknąłem momentalnie przypominając sobie z jakiego powodu w ogóle musieliśmy się przeprowadzać. 

Powoli zmierzyłem dziewczynę badawczym spojrzeniem. Na pierwszy rzut oka ciemnoblond włosy okazały się być nie do końca ciemnoblond, tu i ówdzie jasne pasemka nadawały im lekko jaśniejszy odcień. Oczy które na początku wziąłem po prostu za niebieskie, też nie były nimi do końca, bez trudu można było dostrzec w nich też trochę zieleni. Wyglądała na sympatyczną osobę, a skoro od dzisiaj miała być także naszą sąsiadką, wypadałoby się zaprzyjaźnić. 

-Nie ma tu za bardzo co robić, prawda?- westchnąłem wpatrując się w widniejący za oknem śnieżny krajobraz. 

Dziewczyna skrzywiła się nieznacznie zerkając w tą samą stronę.

-Nie o tej porze roku- przytaknęła stukając delikatnie paznokciami w blat stołu. 

Chwilę jeszcze wpatrywałem się w widok za oknem, by po chwili spojrzeniem wrócić do dziewczyny siedzącej naprzeciwko. 

-Mito to chyba nie jest twoje prawdziwe imię?- odważyłem się zapytać, przy okazji wyciągając rękę i przywłaszczając sobie z powrotem moje cappucino. 

-Śmiesz wątpić w jego prawdziwość?- zapytała unosząc lekko brwi. 

-Skądże- odparłem mając nadzieję, że wyglądam na szczerego. Może i wyglądała na aniołka, ale lepiej nie kusić losu, nie chciałem żeby opacznie mnie zrozumiała i myślała, że nie podoba mi się jej ksywa, bądź imię, jeśli faktycznie jest prawdziwe. Ze wzrokiem utkwionym w suficie pociągnąłem spory łyk zbawiennego napoju. 

Dziewczyna przyglądała mi się jeszcze dłuższą chwilę podejrzliwie, po czym najwyraźniej udobruchana osunęła się na oparcie swojego krzesła z chytrym uśmieszkiem. 

-Jako przeprosiny za te pytanie pozwalam Ci postawić mi szklankę gorącej czekolady- stwierdziła po chwili błyskając do mnie zębami w szerokim uśmiechu.

-Cóż za subtelność- mruknąłem pod nosem, po kilku minutach stawiając przed nią upragniony napój. 

Ma dziewczyna charakterek. 

-W sumie...

-Hmm?- burknąłem widząc, jak zamyślona pociera chwilę podbródek taksując mnie spojrzeniem.

-W sumie to może wykombinowałabym coś ciekawego- odpowiedziała po chwili, a ja nie rozumiejąc o co chodzi zagapiłem się na nią unosząc lekko brwi. 

Dziewczyna przewróciła swoimi niebiesko-zielonymi oczami.

-Niby nie ma co tu robić o tej porze roku, przynajmniej na zewnątrz...-odparła uśmiechając się tajemniczo.- Jednakże z tego co mi wiadomo, pojutrze mój przyjaciel robi imprezę. Nic by się nie stało gdybyś wraz ze swoim przyjacielem do nas wpadli. Samuel, wręcz błagał mnie abym ogarnęła więcej ludzi.. Co ty na to?

-W sumie nie taki zły pomysł-przyznałem.- Zapytam się Nathaniela, i dam ci znać- uśmiechnąłem się, czując do tej dziewczyny coraz większą sympatię. 

-Jasne!- wykrzyknęła zadowolona.- Mieszkam w domu naprzeciwko, jakby co zawsze możecie wpaść na herbatkę czy coś..- uśmiechnęła się zerkając na zegarek.- Będę musiała już spadać, do następnego!

Ledwo mignęła mi, szybko zrywając się z miejsca i wychodząc na zewnątrz. W zadziwiająco dobrym humorze wytarłem usta i delikatnie biorąc w dłoń pudełko z ciastem dla Nathaniela, w ślad za nią opuściłem kawiarnię, powoli kierując się w stronę domu. 

**********************************************

NATHANIEL

Po wyjściu Xaviera nie do końca wiedziałem co ze sobą zrobić, tak więc postanowiłem skupić się na dokładniejszym poukładaniu swoich rzeczy. Dzień wcześniej zaledwie wrzuciłem je po szafkach jak popadnie. 

Dopiero teraz dostrzegając, jaki chaos tym wywołałem, powoli acz metodycznie wziąłem się do porządków.

Starając się nie myśleć o niczym innym prócz własnych rzeczy, posprzątałem wręcz w rekordowym tempie. Gdy skończyłem niemal od razu moje myśli powędrowały do osoby obecnie przebywającej poza domem. O nie. Tak nie będzie, jęknąłem w myślach. Szybko zabierając się za coś innego. Musiałem coś robić, byleby moje myśli nie wracały co rusz do Xaviera. Nie wiedzieć czemu sprawiało to, że zaczynałem się rumienić ilekroć choćby pomyślałem jego imię. Co jest ze mną nie tak?

W następnej kolejności postanowiłem zrobić obiad. Manewrując tak, aby bardziej obciążać zdrową rękę, obrałem i ugotowałem ziemniaki, po czym w piekarniku usmażyłem kurczaka. Następnie wziąłem się za surówkę, gdy wtem usłyszałem odgłos domofonu. 

Zerkając na zegar, z zaskoczeniem stwierdziłem, że jest już zdrowo po południu. Powoli gramoląc się z krzesła, ruszyłem do drzwi otwierając je przed przybyszem, którym okazał się być Xavier we własnej osobie. 

-Nie uwierzysz, ale w okolicy mamy nawet kawiarnie- powiedział na przywitanie i wymijając mnie, wcisnął mi w łapy średniej wielkości pudełko.

-Co to?- zapytałem zaciekawiony czekając, aż zdejmie kurtkę i buty, po czym razem z nim skierowałem się w stronę kuchni. 

-Tiramisu, pomyślałem, że wezmę ci coś smacznego- wyjaśnił uśmiechając się lekko w moją stronę.- A co tu tak pięknie pachnie?- zapytał po chwili, śmiesznie węsząc w powietrzu.

-Zrobiłem obiad.

Xavier spojrzał na mnie zaskoczony.

-Nie musiałeś, mogłeś poczekać na mnie razem byśmy coś upichcili.

Powoli wzruszyłem ramionami.

-I tak nie miałem co robić- stwierdziłem otwierając pudełko i przekładając kawałek ciasta na talerz. 

Wyglądało naprawdę apetycznie. Postanowiłem podać je jako deser. Delikatnie przekroiłem je na dwa kawałki i położyłem na środku stołu, widząc, że Xavier zdążył rozstawić już resztę naczyń. Gdy tylko usiedliśmy przy stole, po raz pierwszy od rana otwarcie na siebie zerkając, skrępowanie natychmiast powróciło i to ze zdwojoną siłą. Kurde, zaczynało mnie to irytować. Niby dlaczego, miałem czuć się tak akurat w jego obecności. Nie chcąc po sobie poznać o czym myślę, w milczeniu zabrałem się za jedzenie z wdzięcznością zauważając, iż Xavier zrobił to samo. 

Gdy po jakimś czasie z pełnymi brzuchami kończyliśmy pałaszować pozostawione na deser tiramisu, Xavier podniósł na mnie wzrok i wyglądał jakby chciał się mnie o coś spytać. 

-Tak?-ponagliłem go, gdy przez dłuższy czas nadal się nie odezwał, a mnie zaczynało już irytować jego zachowanie. 

-Gdy byłem w kawiarni.. poznałem naszą sąsiadkę-powiedział po chwili, a ja nie wiedzieć czemu zacisnąłem palce pod stołem słysząc wzmiankę o jakiejkolwiek dziewczynie.- Widziała jak się wczoraj wprowadzaliśmy i zaproponowała żebyśmy wpadli pojutrze na imprezę jej przyjaciela. Wydawała się być naprawdę sympatyczna.. Chciałbyś iść tam ze mną?

Na wzmiankę o tym, że wydawała się być sympatyczna poczułem jakby żołądek zawiązał mi się na supeł. Już chciałem powiedzieć, że nie.. Nie mam ochoty. Jednak gdyby Xavier postanowił iść sam.. Z niewiadomych mi przyczyn to wydawało się być o wiele gorsze, niż perspektywa oglądania go na własne oczy. W końcu gdybym tam był wiedziałbym co robi. O boże.. Co ja jestem jego matka? Nie powinienem się przejmować z kim rozmawia. To jego sprawa..A jednak..

-W sumie nic się nie stanie jeśli pójdę- powiedziałem po chwili nawet nie zastanawiając się porządnie nad decyzją. Mentalnie walnąłem głową w ścianę. 

Xavier uśmiechnął się promiennie i zgarniając swój talerz ruszył do zlewu niemal w tym samym momencie co ja. Pod wpływem nieuwagi prawie upuściłem swój talerz, w ostatniej chwili podtrzymując go drugą ręką. Uniosłem wzrok z zaskoczeniem stwierdzając, jak bardzo blisko mnie znajdowała się twarz Xaviera. 

-Ummm..-wymamrotałem szybko odskakując do tyłu, gdy poczułem jak moje policzki ponownie zalewa fala czerwieni. Tym razem nie było ciemności, która mogłaby to ukryć. 

-Zostaw talerz na stole. Skoro zrobiłeś obiad, to ja pozmywam- odparł Xavier po dłuższej chwili, zatrzymując wzrok na ścianie za mną, jakby nie mógł patrzeć mi prosto w oczy. 

Szybko zrobiłem kilka kroków w bok wypełniając jego polecenie. 

-Tak sobie pomyślałem...- usłyszałem, gdy właśnie miałem zamiar wyjść z kuchni.- Że na kolację moglibyśmy się przejść do tamtej kawiarenki.. Nie musielibyśmy wtedy cały czas siedzieć w domu i przy okazji pokazałbym Ci gdzie się znajduje.-Nadal nie patrzył mi się prosto w oczy.

-Jasne- stwierdziłem. Naprawdę podobał mi się ten pomysł. Może i on wyszedł dziś z domu, ale ja sterczałem tu przez calutki dzień. Przydałby mi się mały spacer. 

-To fajnie- uśmiechnął się wreszcie patrząc się prosto na mnie.

Szybko pokiwałem głową i ruszyłem do swojego pokoju, starając się opanować cholernego buraka na twarzy. Miałem nadzieję, że nie skompromituje się na kolacji.



poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Rozdział 8

*****************************************

NATHANIEL


Zamurowało mnie, gdy wreszcie dotarł do mnie sens jego słów. Innymi słowy, musiał być cholernie bogaty.. Momentalnie poczułem się jeszcze gorzej, gdy pomyślałem, że zachowuje się niemal jak pasożyt. Niby nie specjalnie, a jednak. Płaci za mnie, wręcz kupuje ze względu na mnie dom, natychmiastowo rezygnując z dotychczasowego życia, w imię czego? Kuzyna, którego tak naprawdę nawet za dobrze nie zna... 

Kiedyś przejrzy na oczy i z pewnością zauważy, że zrobił dla mnie wystraczająco dużo i nie musi dłużej zawracać sobie mną głowy. Myśl ta wyjątkowo mnie otrzeźwił. Nie miałem zamiaru do niczego się przyzwyczajać. Nie chciałem później się zawieść. Xavier był osobą która prędzej czy później zechce założyć rodzinę, opiekować się własnymi dziećmi.. Na pewno w jego życiu nie zostanie wtedy miejsca na biednego nie potrafiącego żyć samodzielnie kuzyna, którego musiał wychowywać za własne pieniądze. 

Jak tylko wyzdrowieję, poszukam pracy, zdecydowałem choć trochę starając się zmniejszyć moje poczucie winy. A wtedy nie będę miał czasu na te ponure rozmyślania. 

-Cóż, nawet jeśli.. Najprawdopodobniej gdy założysz rodzinę, to nie będzie wystarczająca kwota byście cały czas żyli beztrosko- stwierdziłem udając, że nie widzę jego zaskoczonego spojrzenia. 

-Rodzinę?? Oj wątpię żebym w najbliższym czasie jej potrzebował- uśmiechnął się delikatnie.- Na razie opiekuję się tobą.

Mimowolnie poczułem jak dziwnie zimna gula utyka w moim gardle. Właśnie, na razie.... Ale to nie potrwa wiecznie.. Taki wspaniały, opiekuńczy chłopak na pewno nie jednej dziewczynie w głowie zamąci. I na pewno nie jedna go zauroczy. Na samą myśl, że któregoś dnia przyjdzie i z uśmiechem przedstawi mi swoją dziewczynę, bądź narzeczoną ścisnęło mnie w dołku. 

-Nie będziesz się przecież wiecznie mną zajmował- burknąłem nawet nie zdając sobie sprawy jak gorzko przy tym zabrzmiałem.- Prędzej czy później będę musiał wyprowadzić się na swoje i dać ci żyć własnym życiem. Z kimś z kim będziesz chciał je dzielić, a nie z naprzykrzającym się kuzynem. 

Xavier spojrzał się na mnie z dosyć dziwną miną. 

-A co powiesz na to żebyśmy oboje zostali na całe życie kawalerami i uprzykrzali innym spokojną egzystencję w tym pięknym miasteczku?

-Raczej wątpię...Nie wyobrażam sobie ciebie jako kawalera, z tyloma dziewczynami które zapewne za tobą latają- uśmiechnąłem się z sarkazmem. 

-I może jeszcze powiesz mi, że za tobą to nikt się nie ogląda?- zapytał powątpiejąco unosząc brwi.- Z tego co widziałem w pociągu, do ciebie nawet bardziej lecą niż do mnie...

Poczułem dziwne gorąco na twarzy, gdy przypomniałem sobie myśli, które nawiedzały mnie w pociągu. Jedna była wyjątkowo głośna.. Moja wręcz przypominająca zazdrość postawa.. Boże, co się ze mną dzieje? Niepotrzebnie zaczynał ten temat..

-Tylko kulturalnie rozmawiałem, to na Ciebie praktycznie rzuciła się tamta brunetka- odpowiedziałem całkowicie zbywając jego niedowierzające spojrzenie. 

-No nie gadaj, że na tobie się nie wieszały- wymamrotał przewracając oczami.

-Nic takiego nie zauważyłem- odpowiedziałem godnie. Choć gdzieś w odmętach mojej pamięci przemknęło mi wspomnienie, że jedna z nich lekko oparła się na moim ramieniu. Lecz byłem wtedy zbyt zamyślony aby zwrócić na to uwagę.- A nawet jeśli, to nie ja zostałem obcałowany za samo przedstawienie się. 

Xavier skrzywił się nieznacznie.

-Nawet nie przypominaj- wzdrygnął się z obrzydzeniem. 

Mimowolnie poczułem się troszkę lepiej widząc jego reakcje. 

-W ogóle jakim cudem zeszliśmy na ten temat?- wzniosłem oczy ku niebu starając się oddać tej sytuacji należną dramaturgię. 

Kto normalny sprzecza się o to, kto ma większe powodzenie. To tak jakby żaden z nas nie chciał się przyznać, że ma jakiekolwiek. Powinniśmy być raczej z tego zadowoleni. W końcu nie na każdego lecą dziewczyny. A jednak... czułem się jedynie wzburzony. Nie chciałem się podobać.. nie tym pustym, chichoczącym laluniom. Tak w ogóle, to nie wiedziałem czy chce się podobać jakiejkolwiek dziewczynie.. I to jeszcze bardziej wyprowadzało mnie z równowagi.


Xavier zaśmiał się przyprawiając mnie o dziwne dreszcze. 

-Szczerze? Nie mam pojęcia. Ale jedno mnie ciekawi...- W jednej chwili spoważniał mierząc mnie dziwnym spojrzeniem.

Poczułem się trochę skrępowany pod jego wpływem.

-Co takiego?- zapytałem.

-Czemu przez większość podróży mnie ignorowałeś...

Zamurowało mnie, nie wiedziałem, że tak to zinterpretował. W tamtym momencie myślałem, że po prostu należy mu się chwila odpoczynku ode mnie. I choć niezbyt mi się to podobało, dałem mu ją, aby mógł poflirtować sobie z tamtą dziewczyną.

-Nie ignorowałem Ciebie.. Po prostu dałem Ci chwilę spokoju, żebyś mógł ode odsapnąć, ostatnio i tak zajmowałem praktycznie cały twój wolny czas. I jak widać nadal to robię..

*************************

XAVIER

Wpatrywałem się w niego z zaskoczeniem. Nie wiedziałem, skąd w ogóle przyszedł mu do głowy taki absurdalny pomysł. 

- I że niby kiedy doszedłeś do wniosku, że takowego spokoju potrzebuje? Czy kiedykolwiek, w jakikolwiek sposób dałem Ci do zrozumienia, że mi przeszkadzasz, albo chociażby, że nie chce już przebywać w twoim towarzystwie?- zapytałem dziwnie zirytowany.

Nathaniel wzruszył ramionami obrzucając mnie dziwnym spojrzeniem.

-Może i nie... Ale pomyśl logicznie, od kilku dni siedzisz tylko ze mną. Gdy wtem jakaś dziewczyna wyraża zainteresowanie twoją osobą.. Czy nie postąpiłem dobrze dając ci możliwość aby poznać ją lepiej sam na sam? No nie gadaj, że wolałeś moje ponure towarzystwo, bo nie uwierzę.

Chwilę się mu przyglądałem, zastanawiając się czy mówi serio. 

-A co jeśli powiem " Tak, o wiele bardziej wolę twoję towarzystwo, niż tej przeklętej laluni"?- zapytałem z niewiadomego  mi powodu czując się dziwnie rozdrażniony.

Nathaniel spojrzał na mnie jak na kosmitę. 

-Moje towarzystwo lepsze niż zainteresowanie dziewczyny? W to trudno uwierzyć- parsknął pod nosem.

-W takim razie będziesz musiał się mocno wysilić, bo mówię całkiem serio... A tak poza tym, czy ty w ogóle się jej przyjrzałeś? Toż to straszydło było, nie dziewczyna- wymamrotałem próbując trochę zmienić tor naszej rozmowy. Miałem dziwne wrażenie, że zaczyna się robić niezręcznie, i nie miałem pojęcia dlaczego...

******************

NATHANIEL

-Jakie tam straszydło, normalna była.-Nie wiedzieć czemu, nagle poczułem chęć obronienia nieobecnej.-Może tylko trochę za bardzo wytapetowana, ale znośna.

Xavier obdarzył mnie dziwnym spojrzeniem. 

-Skoro tak Ci się podobała to czemu sam z nią nie pogadałeś?

Nawet nie chciało mi się przypominać mu, że miałem już na głowie dwie inne idiotki. Jednak pierwsza część zdania, nagle przykuła moją uwagę.

-Podobała? Niby kiedy powiedziałem, że mi się podobała?- zapytałem zbulwersowany. 

Toż to gołym okiem widać, że zlewałem je wszystkie totalnie. 

Xavier przewrócił oczami w dosyć dziwny sposób. Jakbym go Bóg wie czym poirytował. 

-Przed chwilą- odpowiedział.

-Powiedziałem, że była znośna... Nie, że mi się podoba.-Powtórzyłem moje słowa bardzo powoli, jakbym tłumaczył małemu dziecku.-To znacząca różnica. 

Xavier spojrzał na mnie spod byka, a ja powoli zacząłem się już irytować. 

-Dla mnie żadna- stwierdził po chwili. 

Aż normalnie zmrużyłem oczy ze złości. Doprawdy, jak grochem w ścianę.

-Ach tak,  więc jeśli powiem, że Ty też jesteś znośny..- a nawet i lepiej-.. to także znaczy, że mi się podobasz??- Wypaliłem nie do końca zdając sobie sprawę z tego co właśnie powiedziałem. 

Xavier zamrugał gwałtownie oczami i dziwnie poczerwieniał na twarzy. 

-To zupełnie co innego- wymamrotał odwracając wzrok. 

-Naprawdę??-Powiątpiejąco uniosłem brwi, patrząc na niego spod oka.-Dla mnie to dokładnie to samo- sparodiowałem jego wcześniejszą odpowiedź.

-Dobra- westchnął po chwili wznosząc oczu ku niebu.- Tym razem masz rację...

-Tym razem?- prychnąłem. 

Xavier spojrzał na moją zbulwersowaną minę i wybuchł gwałtownym śmiechem. Mimowolnie uśmiechnąłem się pod nosem na ten widok. Nie umiałem długo się na niego obrażać. Nie wtedy, gdy brzmiał jakby był w jakiś pokrętny sposób o mnie zazdrosny. Co z pewnością, tylka ja tak interpretuje.

-Koniec gadania o dziewczynach, w najbliższym czasie i tak nie będziemy widzieć żadnej z nich. Alleluja- stwierdził unosząc ręce w dośc śmieszny sposób, na co sam się zaśmiałem.-Chodźmy zrobić coś do jedzenia- powiedział po przyjacielsku klepiąc mnie w ręke. 

W tej samej chwili syknąłem z bólu i skuliłem się gwałtownie. Jak to prosto zapomnieć o bolącej ręce w takiej sytuacji... 

-O-mój-boże, przepraszam- przestraszony głos Xaviera powoli wyrywał mnie z otępienia spowodowanego nagłym spazmem bólu.- Kompletnie zapomniałem, a przecież dopiero co wysmarowałem ci rękę. 

Próbując nie krzywić się za bardzo, wyprostowałem się i podmuchałem lekko na rękę, aby przynieść skórze jako taką ulgę. Ogólnie nie bolała mnie ręka sama w sobie. Chyba, że ją przeciążyłem.. Bolała mnie skóra. W sumie nic dziwnego skoro została praktycznie rozpłatana. 

-Już w porządku- wymamrotałem dmuchając w najbardziej palący kawałek. 

-Zaczekaj..- usłyszałem za sobą, lecz nie odwróciłem głowy zajęty uśmieżaniem skutków nagłego dotyku. 

Po chwili ponownie usłyszałem jego kroki za plecami i już w następnym momencie poczułem jego delikatne palce lekko oplatające mój nadgarstek i pociągające moją rękę w swoją stronę. 

Poczułem lekki dreszczyk przepływający przez moje ciało od miejsca w którym zetknęły się nasze ręce. 

Xavier uśmiechnął się do mnie delikatnie zbliżając do mojej ręki dziwną buteleczkę. 

-To powinno przynieść Ci ulgę - stwierdził, po czym delikatnie naciskając posłał białą mgiełkę na moją zmaltretowaną skórę. 

Nigdy wcześniej nie czułem nic tak wspaniałego, jak falę ulgi, która zalała mnie w momencie, w którym mgiełka dotknęła mojego ciała. Palące rany natychmiast ochłodziły się, a ja mimowolnie jęknąłem z przyjemności, którą to wywołało. 

-Boże, jestem w niebie- wymamrotałem przymykając oczy i rozkoszując się błogością chwili. 

******************

XAVIER

Nie sądziłem, że psiknięcie go mgiełką schładzającą przyniesie aż tak rezultat. Zaskoczony i jednocześnie dziwnie zmieszany wpatrywałem się w jego rozluźnioną twarz, przymknięte powieki i pełne usta wykrzywione w wyrazie całkowitej euforii. Gdy po chwili przyłapałem się na tym, że z niewiadomego powodu zaczynam powoli pochylać się w jego stronę, gwałtownie się wyprostowałem i próbując się uspokoić klepnąłem go w zdrowie ramię. Raptownie otworzył oczy i wlepił pełny wdzięczności wzrok w moją postać. Nagłe gorąco przepłynęło przez moje ciało. 

-To co idziemy zrobić coś do jedzenia?- zapytałem szybko zrywając się z miejsca.

-Jasne- odparł z uśmiechem i idąc w moje ślady ruszył w stronę kuchni. 

Dobrze, że zrobiliśmy dzisiaj tak duże zakupy, pomyślałem. Będzie więcej do wyboru. A przecież tak naprawdę nie wiem nic o jego gustach kulinarnych. 

-No więc, od czego zaczynamy?- zapytał przeglądając wszystkie Pomysły na.

-A co Ty lubisz jeść?- zapytałem węsząc okazję, aby cokolwiek się o nim dowiedzieć. 

Nathaniel spojrzał na mnie z ukosa. 

-To nie jest aż takie ważne. Zjem wszystko, to twój dom ty powinieneś zdecydować co chcesz- stwierdził po chwili, podawając mi kilka propozycji. 

-O nie, nie- oznajmiłem wtykając mu je spowrotem.-Skoro ja tu żądzę, to mówię, że ty masz wybrać to co ci smakuje. A ja ewentualnie odrzucę to czego nie lubię.

Nathaniel otwierał usta jakby chciał zaprotestować, lecz widząc moją minę ponownie je zamknął i wgapił się w opakowania. 

-Chińszczyzna?- zapytał po chwili podtykając mi pod nos dwa różne sposoby przygotowania.

-Może być- stwierdziłem wybierając jedno z nich, oczywiście te bardziej pikantne.- Moje ulubione danie- dodałem po chwili, nawet nie wiem dlaczego. 

Może po prostu chciałem, aby i on wiedział o mnie więcej. 

Powoli przygotowaliśmy wszystkie składniki, po czym zabraliśmy się do gotowania. Makaron w jednym garze, pokrojone warzywa na patelni, razem z sosem i niedługo potem jedzonko już zrobione. Z racji, że Nathaniel nie za dobrze operuje swoją ręką, to ja nałożyłem na dwa talerze jedzenie, i manewrując położyłem je na stole. 

-Smacznego- powiedziałem po chwili zajadując się przysmakiem.

-Nawzajem- burknął w odpowiedzi jakos tak dziwnie skrępowany, po czym sam zabrał się za swój talerz. 

Jedliśmy w względnej ciszy. Kilka razy wymieniając między sobą jakieś uwagi typu:"Przepyszne są te małe papryczki" albo "Chyba lepiej smakowałoby bez selera".

Czułem się w jego obecności naprawde spokojnie. Jakby zastępował mi rodzinę, co zapewne było prawdą. W końcu do własnej nie za bardzo pałałem pozytywnymi uczuciami. Byli jedynie pasożytami kompletnie wyzutymi z jakichkolwiek emocji. 

Z drugiej strony ciekawiło mnie co teraz robią. Pewnie rwą włosy z głowy, zastanawiając się gdzie mnie wcięło. Tak samo jak ojciec Nathaniela, moja mina momentalnie spochmurniała.

-Xavier?

Miałem nadzieję, że przestanie nas szukać, gdy domyśli się, że jesteśmy już o wiele za daleko aby mógł nas odnaleźć. 

-Xavier?- leciutkie dotknięcie w ramię sprawiło, że gwałtownie wróciłem do rzeczywistości. 

-Hmm?- burknąłem wpatrując się w wiszącą nade mną twarz Nathaniela. 

Czy mówiłem już jakie ma piękne oczy?

-Pytałem się czy mógłbym zabrać talerz i pozmywać?- zapytał wpatrując się we mnie badawczym wzrokiem. 

Szybko zerwałem się z miejsca zabierając swój talerz i przy okazji zgarniając też jego, z jego dłoni. 

-Sam to zrobię- stwierdziłem zerkając wymownie na jego rękę.- Nie chciałbyś żeby płyn do naczyń zetknął się z twoją skórą, oj uwierz niechciałbyś.

Nathaniel dał za wygraną siadając na swoim miejscu i przygladając mi się  z niewielkiej odległości, oparł podbródek na nadgarstku jeszcze raz ogarniając wzrokiem pomieszczenie. 

Pewnie zastanawiał się nad tym jakim cudem tak skończył, pomyślałem szczerze przyznając mu rację. Sam nie mogłem czasami uwierzyć jak to się wszystko dziwnie potoczyło. W sumie można powiedzieć, że zaczeliśmy nowe życie, w nowym domu, razem... Gdy dotarł do mnie sens ostatniego słowa, ponownie poczułem, jak moje policzki ozdabiają czerwone rumieńce. Nie miałem pojęcia, o co chodzi z tymi moimi dziwnymi reakcjami, jakie ostatnio u siebie zaobserwowałem. Na razie nie chciałem się w to wgłębiać, mieliśmy wystarczająco dużo spraw do załatwienia. 

Zerknąłem na zegar wiszący na pobliskiej ścianie. Było już dość późno, w sumie to nie za bardzo się wcześniej wyspałem i powoli stawałem się coraz bardziej senny. Gdy tylko schowałem naczynia, odwróciłem się w stronę Nathaniela powoli mierząc go wzrokiem. Także wyglądał na sennego. 

-Już dzisiaj raczej nie mamy nic do roboty- stwierdziłem powoli podchodząc do niego i wskazując ręką w stronę schodów.- Powinniśmy już iść spać, oboje jestesmy zmęczeni po podróży. 

Nathaniel jakby na potwierdzenie tych słów ziewnął przeciągle. 

-Masz rację- przyznał kierując się w stronę swojego pokoju.-Dobranoc- powiedział jeszcze zanim zamknął za sobą drzwi. 

-Dobranoc- odpowiedziałem jakby sam do siebie, zamykając się w własnych czterech ścianach. 

Powoli, niemal flegmatycznie przebrałem się w piżamę, w postaci zwykłej koszulki i spodenek, po czym wskoczyłem do łóżka, rozkoszując się zapachem świeżej pościeli. Dłuższy czas leżałem bez ruchu rozmyślając i gdy właśnie miałem odpłynąć, usłyszałem delikatne pukanie do drzwi. 

-Wejdź- powiedziałem mając nadzieję, że usłyszy. 

A jednak. Drzwi uchyliły się po chwili ukazując mi ubranego podobnie do mnie Nathaniela. 

-Coś się stało?- zapytałem unosząc się lekko na łokciach i starając się odczytać coś w wyrazie jego twarzy. 

-Nie mogę zasnąć- westchnął zrezygnowany, wpatrując się we mnie lekko zażenowanym wzrokiem.- Nowe miejsce  i te sprawy. 

Wiedząc, że w ten zawoulowany sposób pragnie się mnie zapytać o przyzwolenie, skinąłem na niego głową, klepiąc miejsce obok siebie. 

-Możesz dzisiaj spać ze mną. Mam wystarczająco duże łóżko.

Sam na jego miejscu także byłbym zażenowany, więc doceniałem, że w ogóle przyszedł. 

Widocznie ulżyło mu, że nie musiał się samodzielnie pytać. Choć i tak dość niepewnie podszedł do mojego łóżka, siadając po drugiej stronie.

-Dzięki- wymamrotał czerwieniąc się nieznacznie, co ledwo zauważyłem zważywszy na panujący wokół półmrok. 

-Nie ma za co- westchnąłem odkręcając się na boku i momentalnie zasypiając.


CDN.
*************************